Atmosfera zrobiła swoje - komentarze po meczu Żubry Białystok - Znicz Basket Pruszków

Koniec sezonu zbliża się wielkimi krokami. W meczu 28. kolejki spotkań Żubry Białystok uległy Zniczowi Basket Pruszków. Pomimo porażki zawodnicy Bogusława Bobki do rywalizacji w play-out przystąpią z przewagą własnego parkietu. Mecz z trybun obserwowali kibice obu zespołów.

Andrzej Walczak
Andrzej Walczak

Bogusław Bobka (trener Żubrów Białystok):O naszej porażce zadecydował brak skuteczności w polu trzech sekund, skąd nie trafialiśmy w dogodnych sytuacjach. Wyraźnie przegraliśmy pierwszą kwartę, a później musieliśmy gonić rywali. To kosztowało nas sporo sił, których zabrakło w końcówce. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy wygrać ten mecz. Niestety się nie udało. Ta porażka na pewno boli, ale sezon się jeszcze nie skończył. Przed nami play-out, do którego musimy być dobrze przygotowani. W pierwszej kwarcie trafiliśmy tylko dwa z szesnastu rzutów z gry, nie wiem z czego wynikała tak słaba skuteczność. Tomasz Szczepiński nie mógł zagrać w tym meczu, gdyż dzień wcześniej na treningu podkręcił kostkę.

Paweł Czosnowski (trener Znicza Basket Pruszków): Zagraliśmy dobrze w obronie, a słabo w ataku, gdzie brakowało nam skuteczności. Dodatkowo popełniliśmy zbyt wiele prostych strat. Kiedy na 15 sekund przed końcem straciliśmy piłkę różne myśli przeszły mi przez głowę. O dziwo byłem jednak spokojny, gdy Żubry zdecydowały się na akcję za dwa punkty. Bardziej obawiałem się celnego trafienia z obwodu. Przy dwunastopunktowym prowadzeniu w naszą grę wkradł się pośpiech i nie potrzebna nerwowość. Na szczęście w obronie nadal byliśmy czujni. Ta wygrana mocno przybliżyła nas do play-off, ale myślami już jesteśmy przy meczu ze Spójnią.

Dominik Czubek (Znicz Basket): To był typowy mecz walki. Obu zespołom zabrakło skuteczności, ale nie zaciętości, dlatego spotkanie mogło podobać się kibicom. Przyjemnie się gra, przy takim dopingu i dla kibiców żywiołowo reagujących na trybunach. Lubię grać w takiej atmosferze, ale nie ma to szczególnego wpływu na moją dyspozycję. Z trafienia Mariusza Rapuchy nie robiliśmy tragedii. Takie rzeczy się zdarzają. Całe szczęście, że przed przerwą, a nie na koniec meczu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×