Dawid Witos show

Koszalinianie do Jarosławia przyjechali bez swoich dwóch liderów i wcale nie przeszkodziło im to w odniesieniu kolejnego zwycięstwa. Jarosławianie grali jak równy z równym, jednak w dogrywce lepsi okazali się gracze znad morza.

Grzegorz Czech
Grzegorz Czech

Drużyna AZS-u Koszalin do Jarosławia przyjechała bez swoich dwóch podstawowych zawodników. Trener Mariusz Karol postanowił nie eksploatować Dante Swansona i George'a Reese'a, którzy bez wątpienia będą mu bardziej potrzebni w kolejnej fazie rozgrywek. Pomimo braku wspomnianych wyżej graczy, koszalinianie bardzo dobrze zaprezentowali się jarosławskiej publiczności. Rolę po nieobecnych graczach przejęli Michale Kuebler(26 pkt) i Grzegorz Arabas(20 pkt), którzy wspólnie zdobyli 46 punktów.

Jarosławianie zaś mieli w tym dniu Dawida Witosa(29 pkt), który wzniósł się na wyżyny swoich możliwości. Dawid rozegrał kolejny bardzo dobry mecz po przerwie, jednak jego zespół musiał uznać wyższość rywali. - Ciężko tak zaraz po meczu odpowiedzieć dlaczego przegraliśmy. Nie udało się niektórym zawodnikom utrzymać nerwów i chyba szczęście było dziś po stronie przeciwników - twierdzi rozgrywający klubu z Podkarpacia.

Urodzony w Pile koszykarz w konfrontacji z "Akademikami" zaprezentował się znakomicie i chyba można śmiało powiedzieć, że rozegrał jeden z najlepszych meczów w swojej karierze. Należy tu zaznaczyć, że Witos większość punktów zdobył w czwartej kwarcie oraz dogrywce. Jaki wobec tego byłby dorobek tego koszykarza, gdyby zagrał od pierwszych minut tak jak przed końcem spotkania? - Bardzo dobrze mi się grało, może na początku nie wszedłem w mecz tak jakbym chciał, jednak z minuty na minutę było już coraz lepiej. Starałem się wykorzystywać swoje atuty, nie robić głupich błędów - ciężko jest jednak mówić o dobrym meczu, skoro się ten mecz przegrywa - kwituje Witos.

Obserwując tego gracza w meczach Znicza Jarosław, można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że koszykarz ten zdecydowanie lepiej prezentuje się grając pod presją i gdy jego drużyna walczy o każdy punkt, który w końcówce jest na wagę zwycięstwa. Zastanawiające jest to, dlaczego rzucający znad Sanu nie potrafi zagrać równo całego spotkania. Dopiero gdy wynik w końcówce oscyluje w okolicach remisu, Witos włącza piąty bieg i trafia z niesamowitych pozycji. - Dokładnie tak jest i zawsze mi to powtarzasz, a ja chyba nadal nie wiem czemu tak jest - tłumaczy rozgrywający Znicza.

Gracze Dariusza Szczubiała, gdyby wygrali z AZS-em Koszalin, zajęliby wysokie 7. miejsce po rundzie zasadniczej i mieliby przewagę parkietu w kolejnej fazie rozgrywek. Porażka z "Akademikami" przekreśliła jednak tą możliwość i jarosławianie do pre play offów przystąpią z 10. pozycji. Ich przeciwnikiem będzie Polonia Azbud Warszawa. - Szkoda tego siódmego miejsca, mieliśmy tą pozycję na wyciągnięcie ręki, ponieważ AZS nie grał nic rewelacyjnego. Chcieliśmy wygrać, ale się nie udało - dodaje Dawid Witos.

Pomimo porażki, szanse na pokonanie stołecznego klubu wcale nie są małe. Jarosławianie już nieraz w tym sezonie pokazali, że potrafią wygrywać na wyjazdach. Na uwagę zasługuje także fakt, że graczom Znicza dobrze się gra w stolicy. Pewna wygrana z Polonią 2011 i nieznaczna przegrana z najbliższym rywalem 73:77 napawają optymizmem. Pamiętać jednak trzeba, że większość tych wyczynów dokonywana była, gdy w składzie klubu znad Sanu występowali John Williamson i Andrzej Misiewicz. O ile wkład tego drugiego w zwycięstwa był znikomy, o tyle Williamson był podstawowym zawodnikiem w układance Dariusza Szczubiała. Nie ma jednak co gdybać, wszystko zweryfikuje parkiet, o czym przekonuje Dawid Witos. - Nie załamujemy rąk, gramy dalej i jedziemy do Warszawy po zwycięstwo. To jest sport i tu może się wszystko zdarzyć - kończy gracz z Jarosławia.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×