Ćwierćfinał był naszym sukcesem - rozmowa z Marcinem Nowakowskim, rozgrywającym Polonii Azbud Warszawa

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W rundzie zasadniczej Polonia ograła we własnej hali faworytów: Prokom, Anwil i Turów. Z fazy play-off odpadła jednak szybko, przegrywając w serii 0-3. Dlaczego tak się stało? M.in. o tym, mówi w wywiadzie dla SportoweFakty.pl Marcin Nowakowski. Dla młodego rozgrywającego zespołu ze stolicy, był to drugi sezon na parkietach ekstraklasy i okazał się on lepszy, niż ten debiutancki.

Mateusz Stępień: Jak ocenia pan zeszły sezon w wykonaniu Polonii?

Marcin Nowakowski: Powiem tak: zrealizowaliśmy to, co założyły nam władze Polonii - awansowaliśmy do fazy play-off. Można to uznać za sukces, bowiem klub po pięciu latach przerwy znalazł się w ćwierćfinale. Według mnie, były to więc udane rozgrywki.

Po przejściu pre play-off, pana zespół trafił na Anwil, późniejszego wicemistrza. Był on przeszkodą nie do przeskoczenia?

- Staraliśmy przeciwstawić się tej drużynie, ale mimo to szybko odpadaliśmy z rywalizacji. W tej serii duże znaczenie miał pierwszy mecz we Włocławku, który wysoko przegraliśmy (83:108 - przyp.red). Oddaliśmy go praktycznie za darmo. Potem powiedzieliśmy sobie, że nie mamy już nic do stracenia i musimy zagrać zupełnie inaczej. Dobrze to na nas wpłynęło. Kolejne spotkanie owszem, także zakończyło się naszą porażką, ale tylko jednym punktem (83:84 - przyp.red). Wydaje mi się, że gdybyśmy w tym pojedynku mieli trochę więcej szczęścia, dalsza rywalizacja potoczyłaby się w inny sposób. Kończący mecz w Warszawie nie ułożył nam się od samego początku (54:103 - przyp.red).

W rundzie zasadniczej we własnej hali potrafiliście pokonać nie tylko Anwil, ale też Prokom i Turów.

- Tak, ale w fazie play-off nasz skład był okrojony. Kontuzje wyeliminowały Mariusza Bacika i Josha Alexandra. A jeśli chodzi o samo spotkanie w Warszawie, to na dodatek, na początku drugiej kwarty kostkę skręcił Brandun Hughes, a ja, jako drugi rozgrywający miałem w tamtym momencie już trzy faule. Trudno w takiej sytuacji o dobry wynik.

Który mecz był dla Polonii najtrudniejszy w całym sezonie?

- Były takie dwa: ze Zniczem Jarosław w pre play-off. Mieliśmy trudny okres, a zależało nam na grze w kolejnej rundzie. Rywalizacja ta była dla nas wszystkich ważna. Udało nam się wyjść z niej zwycięsko i cieszyliśmy się z tego.

Ten trudny okres, to "sprawy techniczne", jak nazwał pan problemy z pieniędzmi, kiedy rozmawialiśmy zaraz po zakończeniu rundy zasadniczej?

- Wiadomo o co chodziło. Ja starałem się patrzeć na to, jak gram, a nie zajmować się czymś innym. Jak powiedziałem, chcieliśmy przejść Znicz i cieszyliśmy się, że tak się stało. A jeśli chodzi o organizacyjne kwestie, nie chciałbym wypowiadać się na ich temat, bo nie widzę teraz w tym sensu.

Dla pana był to drugi sezon w najwyższej klasie i okazał się on lepszy, niż ten debiutancki. Po części "skorzystał" pan na kontuzji, jaką odniósł Kamil Łączyński.

- Kiedy Kamil wypadł z gry, trener Kamiński zaczął na mnie stawiać: dostawałem więcej minut, coraz bardziej wdrażałem się w system gry, na parkiecie dużo ode mnie zależało. Od tamtego czasu byłem zadowolony ze swojej gry. Chociaż przyznam, że niektóre mecze mogłyby być lepsze, np. te w play-off z Anwilem.

Które spotkanie z poprzednich rozgrywek zapamięta pan najbardziej? Potyczkę z mistrzem, Asseco Prokomem, po której został okrzykniętym jej bohaterem?

- Takie mecze, jak właśnie ten z Prokomem, pamięta się szczególnie. Było to dla mnie wielkie przeżycie. Także dlatego, że wiele rzeczy w tej potyczce było zależnych od mojej gry. Dla mnie ważne były też spotkania, jakie rozegraliśmy po zakończeniu sezonu zasadniczego - ze Zniczem i Anwilem. Zapamiętam je, bo graliśmy wtedy już o "coś".

Był pan zaskoczony wynikiem w serii 4-0 dla Asseco Prokomu w finale rozgrywek?

- Mówiąc szczerze, to tak. Całą finałową rywalizację widziałem w telewizji. Anwil był równorzędnym partnerem Prokomu. Dobrze radził sobie przez większość czasu w każdym z tych meczów w tej serii. Jednak za każdym razem czegoś zabrakło. Kiedy wydawało się, że kontrolują grę i do zwycięstwa potrzebują już naprawdę niewiele, sam byłem święcie przekonany, że tym razem wygrają. Wtedy jednak tracili kilka punktów z rzędu i rywal odskakiwał. Włocławianie nie byli słabszym zespołem w tym finale. Przegrywali w końcowych minutach może dlatego, że brakowało im doświadczenia z Euroligi, które Prokom ma bardzo duże.

Ma pan ważny kontrakt z Polonią także na następny sezon, a przyszłe rozgrywki będą dla tego klubu wyjątkowe. Klub będzie obchodził 100-lecie istnienia.

- Zgadza się i mam nadzieję, że sezon, o którym mówimy, będzie dla mnie najlepszy z tych wszystkich do tej pory w stolicy. Zależy mi na tym. Chciałbym też, aby włodarzom klubu dobrze poukładały się sprawy pozasportowe. Tak, aby właśnie te kolejne rozgrywki były szczególne.

Zastanawiał się pan co będzie dalej? Po tym, jak pana umowa z Polonią się zakończy?

- Raczej nie, najpierw chciałbym zagrać w kolejnym sezonie lepiej, niż w tym ubiegłym. To jest mój najbliższy cel. Do takich planów na przyszłość podchodzę stopniowo. Bardziej preferuję zasadę krok po kroku. A co będzie później? Tego nie wiem, teraz trudno to przewidzieć.

Źródło artykułu: