W świątyni mistrzowie Polski walczą o podtrzymanie nadziei - zapowiedź meczu Maccabi Tel Awiw - Asseco Prokom Gdynia

Rozbrzmiał ostatni dzwonek dla mistrzów Polski. Asseco Prokom Gdynia z nożem na gardle powalczy o podtrzymanie promyka nadziei na awans do kolejnej rundy. Tyle tylko, że podopieczni Tomasa Pacesasa zagrają z rywalem najtrudniejszym, bo liderem swojej grupy Maccabi Tel Awiw.

Patryk Kurkowski
Patryk Kurkowski

Nie sposób nie zacząć od tego, że gdynianie są daleko od choćby przyzwoitej formy. Wskazują na to wyniki w Zjednoczonej Lidze VTB, ale również w Eurolidze. Asseco Prokom jest w niechlubnym gronie drużyn, które po czterech kolejkach pozostają bez zwycięstwa w tej edycji. Toteż trójmiejski klub wylądował na samym dnie grupy A i traci do wyprzedzających go Chimki Moskwa, Partizan mt:s Belgrad i Caji Laboral aż dwie wygrane.

Wątpliwości budzi skompletowana przez Pacesasa kadra. Teraz już można śmiało powiedzieć, że będzie znacznie trudniej niż się spodziewano zatuszować brak Davida Logana i Qyntela Woodsa (ten drugi podpisał ostatnio kontrakt z Krasne Kriliją Samara). Litewski szkoleniowiec raczej nie ma pomysłu na poskładanie elementów, odpowiednie wykorzystanie swoich liderów. Świadczą o tym ostatnie euroligowe spotkania, w których reprezentant Polski niewiele pokazał.

Michael Wilks bez wątpienia ma spore umiejętności, ale na tle wiodących postaci tych elitarnych rozgrywek wypada blado, żeby nie powiedzieć słabo. Identycznie wygląda sytuacja z Filipem Widenowem, który siał postrach w eliminacjach EuroBasketu, a teraz ukazuje braki w obronie i słabą dyspozycję strzelecką. Bynajmniej to nie koniec tej wyliczanki - Robert Brown wygląda na jeszcze bardziej egoistycznie grającego zawodnika niż jego poprzednik. Udźwignąć takiego ciężaru nie może Daniel Ewing, a JR Giddens jest wielką niewiadomą, bo przecież ostatnio z powodu urazu, które nabawił się podczas treningu, nie zagrał w VTB z Chimki Moskwa.

Słabości Asseco Prokom ma zdecydowanie więcej. Gdynianie mają problemy z wygrywaniem na wyjeździe, przegrali sześć ostatnich potyczek w Eurolidze na obcym terenie. Na dodatek zupełnie nie klei im się gra zespołowa, wszak notują zaledwie 7,5 asysty na mecz, co jest wynikiem wręcz zatrważającym i rzadko spotykanym, najgorszym spośród wszystkich zespołów!

Mimo tego kibice mistrza Polski nadal wierzą w nagły zwrot akcji. Głównie dlatego, że wymusza to na podopiecznych Pacesasa sytuacja w tabeli, ogromna chęć zameldowania się w Top16. W tym miejscu warto przypomnieć, że w poprzedniej edycji Asseco Prokom po słabym początku potrafił ograć silne i uznane na Starym Kontynencie zespoły, awansować do drugiego etapu zmagań, a tam - będąc już w iście wybornej formie - z wielkim zamachem osiągnąć najlepszy wynik w historii i wtargnąć nieproszenie do Elite Eight. Dopiero tutaj zatrzymał ich mocarny Olympiakos Pireus, późniejszy wicemistrz Euroligi.

Czego to dowodzi? Że z wielkich opresji zawsze jest wyjście, ale wygrana w hali Nokia Arena będzie wymagać ogromnego wysiłku i jeszcze większej nieugiętości oraz woli walki. - Wiemy, że to nasza ostatnia szansa na powrót do gry. Udaliśmy się do Izraela żeby powalczyć z liderem. To będzie ciężka batalia dla mnie i moich kolegów. Postaramy się zwyciężyć, kluczowa będzie dobra obrona - twierdzi Adam Hrycaniuk, który pełni drugoplanową rolę w euroligowej rotacji.

Niestety nawet dobra obrona, nieskończone pokłady energii i ambicja nie są gwarantem sukcesu w starciu z tytanem. Maccabi Tel Awiw jest bowiem spragnione sukcesów, kibice i władze klubu są już uczuleni na wpadki, na marnowanie ogromnego potencjału, co miało miejsce w poprzednich latach. Nic więc dziwnego, że - tylko - wicemistrz Izraela sprowadził Davida Blatta, znanego i szanowanego powszechnie szkoleniowca. To on po latach posuchy ma znów - na stałe, a nie tylko jednorazowo - wprowadzić żółto-niebieskich na salony, do Final Four.

W żadnym wypadku nie jest to cel nieosiągalny dla Maccabi, potencjał klubu z Nokia Areny pozwala na rojenie o wielkich sukcesach. Trzeba przyznać, że cała machina funkcjonuje całkiem prężnie. Jak już wspomnieliśmy, izraelski hegemon jest liderem grupy A, wygrał trzy z czterech spotkań. Porażkę zaliczył na starcie, w meczu z Cają Laboral Vitoria, która była rewelacyjnie dysponowana w ataku. Bynajmniej nie jest to usprawiedliwienie klęski. Od tamtej porażki gracze Blatta grają bez skazy.

Doświadczenie, spory potencjał w ofensywie i znacznie agresywniejsza postawa po obu stronach parkietu - to największe atuty całego monolitu. Obawiać należy się też wielkich osobistości. Dobrą formę prezentuje Sofoklis Schortsanitis, zawsze niebezpieczny jest Chuck Eidson, a w odwodzie pozostaje kilku graczy z inklinacjami ofensywnymi, jak choćby Lior Eliyahu czy Jeremy Pargo. Kto eksploduje? Wiele zależy od taktyki, ale zapowiada się twarda walka pod tablicami o każdy punkt, bo na pewno greckiego kolosa spróbuje zatrzymać Ratko Varda, o dziwo jeden ze skuteczniejszych zawodników Asseco Prokomu w Eurolidze, choć gra niewiele ponad 20 minut.

Niegdyś Nokia Arena budziła strach, była twierdzą przez lata niezdobytą. Te czasy już minęły, ale nadal trudno wygrać w świątyni fanatycznych kibiców Maccabi. - Maccabi jest w dobrej dyspozycji, grają też niezłą, atletyczną koszykówką. Nasz rywal jest silny zarówno pod koszem, jak i poza nim, więc będzie to dla nas bardzo trudne spotkanie. Mieliśmy kilka dni na przygotowanie się do tego meczu, więc jesteśmy gotowi na starcie z Maccabi - zapowiada Pacesas.

Początek wielkiego widowiska w czwartek o godz. 20. Bezpośrednią trasmisję przeprowadzi Canal+ Sport.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×