Trzeba mieć poukładane w głowie - wywiad z Nicchaeusem Doaksem, nowym graczem Siarki Jezioro Tarnobrzeg

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Koszykarz o nietypowym imieniu, które jest wytworem wyobraźni jego matki, silny skrzydłowy nastawiony przede wszystkim na walkę na tablicach, a także absolwent psychologii, dla którego studia mają wielkie przełożenie w baskecie. Nicchaeus Doaks, nowy zawodnik Siarki Jezioro, opowiada o swojej karierze i o podpisaniu kontraktu z tarnobrzeskim klubem w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Fałkowski: Chciałbym zacząć naszą rozmowę od kwestii pana imienia. Przyznaję, jest bardzo nietypowe i nigdy się z takim nie spotkałem. Może pan coś więcej powiedzieć na temat jego pochodzenia?

Nicchaeus Doaks: Fakt, moje imię jest mało powszechne, ale już się do niego przyzwyczaiłem i lubię je. Jego pierwowzorem jest imię Zacchaeus (w języku polskim Zacheusz - przyp. M.F.) - to taka postać z Biblii. Moja mama była zafascynowana tym imieniem, ale postanowiła jeszcze dodać coś od siebie i zamiast pierwszej sylaby "zac", wpisała "nic" i tak powstał Nicchaeus. Zrobiła to po prostu by było inaczej.

Znamy pochodzenie pańskiego imienia, ale nie znamy tak naprawdę pana jako koszykarza. Nicchaeus Doaks to nadal postać anonimowa dla polskiego basketu. Jakim jest pan graczem?

- Jeśli chodzi o moje podejście do koszykówki - jest ono bardzo praktyczne czy pragmatyczne. Koszykówkę rozumiem przez pryzmat tego, co mam zrobić by wygrać każdy mecz. Zawsze koncentruję się na każdym kolejnym spotkaniu i uważam, że jestem trudnym przeciwnikiem dla rywali.

Przeszukując Internet, znalazłem następujący opis pana jako koszykarza: "Bardzo dynamiczny silny skrzydłowy, którego cechuje twardość w grze i wielkie serce. Jest świetnym zbierającym, umie zagrać zarówno pod koszem, jak i na obwodzie". Wszystko się zgadza?

- Na pewno to, że gram z wielką pasją i w każdy mecz wkładam wiele serca i energii. To pomaga mi się rozwijać i grać na coraz wyższym poziomie. Zbiórki są natomiast bardzo ważnym elementem mojej gry. Uważam, że to one są tak naprawdę kluczowe dla losów każdego spotkania. Nawet gdy zespołowi nie idzie dobrze w ataku, nawet gdy najlepsi strzelcy mają problemy z trafianiem z daleka, wówczas twardo grający koszykarz podkoszowy, dobry zbierający, może swoją postawą przechylić szalę na korzyść swojej drużyny.

Ukończył pan uniwersytet Chattanooga w roku 2008. Jak pan wspomina tamten czas? W końcu tylko jeden zawodnik przeszedł do historii uczelnianego zespołu z dorobkiem 1400 punktów i 800 zbiórek...

- Pełna nazwa mojej alma mater to University of Tennessee at Chattanooga... Czasami myślę sobie, że fajnie byłoby wrócić tam i rozpocząć wszystko od nowa... Z UTC wiążą się moje najlepsze wspomnienia, bo nie tylko byłem sportowcem, ale też udało mi się zawiązać przyjaźnie na całe życie. Wszyscy moi koledzy z drużyny są dla mnie jak bracia, nadal utrzymujemy kontakt. Co zaś się tyczy mojego dorobku to jestem z niego oczywiście bardzo dumny, ale uważam, że mogłem zakończyć przygodę z NCAA z o wiele lepszymi statystykami.

Dlaczego wszyscy Amerykanie podkreślają, że NCAA to wyjątkowa i magiczna liga? Skąd się bierze taka specyfika tych rozgrywek?

- Myślę, że przede wszystkim chodzi o atmosferę, która jest unikatowa. I tak naprawdę moje wyjaśnienia na niewiele się tu zdadzą, bo kto tego nie przeżył, tego nie zrozumie. A najlepiej przeżyć to od samego środka, w roli koszykarza. Niewielu jest takich szczęśliwców i jestem bardzo dumny z faktu, że ja mogę się do nich zaliczyć.

Po przygodzie z NCAA, podpisał pan kontrakt z francuskim drugoligowcem Bordeaux Basket. Skąd taka decyzja?

- Sztab trenerski JSA Bordeaux widział mnie w akcji podczas campu organizowanego przez moją agencję. My, zawodnicy, mieliśmy rozegrać kilka meczów pod okiem trenerów i skautów różnych drużyn. Szczerze mówiąc, nie znałem żadnych szczegółów, ale wiedziałem, że coś może być na rzeczy i starałem się ze wszystkich sił zaprezentować z dobrej strony. Musiałem wypaść chyba dobrze, gdyż po jednym z treningów trener Bordeaux podszedł do mnie i powiedział, że widziałby mnie w swoim zespole. Wzbudził moje zaufanie, więc szybko doszliśmy do porozumienia. W międzyczasie dowiedziałem się kilku informacji na temat drugiej ligi francuskiej i uznałem, że to będzie dobre miejsce by rozpocząć profesjonalną karierę.

Następnym przystankiem w pańskiej karierze było fińskie Salon Vilpas, gdzie prezentował się pan nawet lepiej niż we Francji. Jakby pan ocenił te dwa sezony? Gdzie czuł się pan lepiej jako zawodnik?

- Francja i Finlandia to były zupełnie odmienne doświadczenia i z obu miejsc wyciągnąłem wiele pozytywów. We Francji zaczynałem swoją przygodę z poważnym basketem, a w Finlandii grałem już jako doświadczony zawodnik. I choć w Salon Vilpas notowałem lepsze statystyki, to nie mogę powiedzieć, że grało mi się tam lepiej niż w Bordeaux. Nieco lepiej czułem się jednak we Francji, gdyż w JSA grałem na swojej naturalnej pozycji silnego skrzydłowego, podczas gdy w Finlandii przez większość sezonu ustawiano mnie jako środkowego. Uważam jednak, że i Francja, i Finlandia czegoś mnie nauczyły i teraz jestem gotowy do gry w Polsce.

Właśnie, w ostatnich dniach ukazała się informacja, że podpisał pan kontrakt z Siarką Jezioro Tarnobrzeg. Dlaczego wybrał pan akurat ten klub?

- Z ekipą z Tarnobrzegu było podobnie jak z Bordeaux. Przedstawiciele Siarki przyjechali zobaczyć mnie na campie mojej agencji, a ja znowu zaprezentowałem się na tyle dobrze, że wzbudziłem zainteresowanie ze strony różnych klubów. Otrzymałem kilka ofert z czego propozycja Siarki była bardzo dobra i bardzo konkretna. Ponadto, znowu zrobiłem wywiad środowiskowy i dowiedziałem się, że polska liga jest szanowana w Europie. Stąd kontrakt podpisaliśmy bardzo szybko. Uważam, że Siarka da mi wielką szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności i pole do rozwoju.

Kontaktował się pan z kimś przed podpisaniem umowy z Siarką Jezioro?

- Tak, znam kilku zawodników, którzy grali w przeszłości w Polsce. Wszyscy jesteśmy klientami tej samej agencji koszykarskiej (Hart Sports Management, reprezentująca interesy m.in. D.J. Thompsona, Kirka Archibeque’a, Teda Scotta, Jeremy Chappella czy Louisa Truscotta - przyp. M.F.), więc kilku z nich zapytałem o ich doświadczenia z gry w waszym kraju. Wszyscy bardzo chwalili waszą ligę i radzili mi bym podpisał kontrakt w Polsce.

Wie pan, że Siarka Jezioro zagra w ekstraklasie w nadchodzącym sezonie tylko w wyniku zmiany przepisów? Gdyby ich nie zmieniono, tarnobrzeżanie graliby w I lidze, gdyż ostatnio zakończyli rozgrywki na ostatnim miejscu.

- Tak, wiem o tym. Wiem, że klub ma za sobą bardzo trudny sezon i moim celem będzie to by uniknąć podobnej sytuacji w nadchodzących rozgrywkach.

Pańskim trenerem w Tarnobrzegu będzie, stawiający bardzo mocno na graczy amerykańskich, Dariusz Szczubiał. Rozmawialiście już panowie na temat tego, jak będzie wyglądała wasza współpraca w przyszłym sezonie?

- Nie rozmawiałem jeszcze z nikim na temat mojej roli w zespole. Wiem tylko tyle, co powiedział mi mój agent - że gra w Siarce to dla mnie wyzwanie i zarazem szansa, i że jeśli zaprezentuje się dobrze, to gra w Polsce może być dla mnie trampoliną do dalszej kariery.

Na uczelni Chattanooga studiował pan psychologię. Studia pomagają panu w jakiś sposób w koszykówce?

- Oczywiście! Psychologia odgrywa bardzo ważną rolę w koszykówce chociażby z tego powodu, że większa część meczu rozgrywa się w sferze mentalnej. Możesz mieć umiejętności na miarę NBA, ale jeśli nie masz poukładane w głowie, nigdy nie będziesz produktywny dla swojego zespołu na parkiecie. Ponadto, każdy zespół składa się kilku czy kilkunastu graczy, którzy mają różne charaktery, więc cała trudność polega na tym, by wszystkie elementy zazębiły się w sferze mentalnej.

Psychologia, wiedza z zakresu osobowości ludzi może być również bardzo przydatna np. w budowaniu odpowiedniej atmosfery w zespole...

- Tak, również w tej kwestii psychologia ma dominujące znaczenie. Nawet jeśli wszyscy zawodnicy w drużynie mają różne charaktery, mają, a przynajmniej w teorii powinni mieć, te same cele. Psychologia pomaga zrozumieć tę zależność właśnie poprzez budowanie dobrej atmosfery poza parkietem. Gdy zespół przebywa ze sobą nie tylko podczas meczów, ale również spędza trochę czasu razem także między nimi, wówczas poznaje się lepiej i zaczyna czuć się lepiej w swoim towarzystwie. Oczywiście nie ma jednej recepty na zbudowanie dobrej "chemii" w ekipie. Ważne jest by chcieć się zrozumieć, ciężko pracować na treningach i mieć te same cele. Wtedy wszystko jest na swoim miejscu.

Puentując naszą rozmowę - drużyna, która chce osiągnąć sukces, musi współpracować nie tylko na parkiecie, ale także i poza nim. A co będzie sukcesem dla Siarki Jezioro Tarnobrzeg w sezonie 2011/2012?

- Już mówiłem wcześniej, że wiem o ostatnich trudach, jakie przeżywała drużyna w minionym sezonie. Dlatego przede wszystkim będziemy walczyć by ta sytuacja już nie powtórzyła się drugi raz z rzędu. Ja po cichu liczę jednak na to, że uda nam się awansować do play-off. Wtedy będę mógł powiedzieć, że sezon jest dla nas udany.

Źródło artykułu: