Lawrence Kinnard: Zawsze można negocjować

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Amerykanin Lawrence Kinnard trzy ostatnie sezony spędził w Polsce. Czy dane mu będzie rywalizować w TBL w kolejnych rozgrywkach? Agent koszykarza jest w kontakcie z kilkoma klubami.

Po zakończonym sezonie i przegranej ćwierćfinałowej batalii z PGE Turowem Zgorzelec Lawrence Kinnard był jednym z tych graczy Anwilu Włocławek, którzy wracali do swoich domów bez poczucia dobrze spełnionego obowiązku. Sprawą oczywistą było, że 26-latek nie stanie się nagle liderem zespołu, ale średnie na poziomie 5,3 punkty i 3,8 zbiórki chluby koszykarzowi nie przynosiły.

- Tak naprawdę w tej serii zagraliśmy trzy dobre mecze, ale niestety PGE Turów okazał się silniejszy. W ostatnim starciu robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by powrócić do Włocławka na piąty mecz, ale zabrakło nam trochę szczęścia w końcówce - mówił po czwartym spotkaniu ćwierćfinału Amerykanin. Kilka dni później, spakowany, żegnał się z Włocławkiem, mając w perspektywie słowa o utrzymaniu kontaktu ze strony klubu.

Oczywiście, "utrzymanie kontaktu" nie gwarantuje od razu przedłużenia umowy, a interpretacja tych słów może być zupełnie dowolna. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że jeśli włocławianie mieliby pozostawić w zespole jakiegokolwiek zagranicznego koszykarza z poprzedniego sezonu, jedynie John Allen i właśnie Kinnard byliby brani pod uwagę.

- Ja z chęcią pozostałbym w Anwilu na kolejny sezon. Wychodzę z założenia, że jeśli coś jest w porządku to nie ma sensu tego zmieniać, a we Włocławku miałem wszystko, co trzeba. No może poza sukcesami... - mówi Amerykanin, który przebywa obecnie w Stanach Zjednoczonych, dzieląc swój czas na rodzinę oraz indywidualnie przygotowania do nowych rozgrywek. - Nie wiem, gdzie zagram, ale o formę trzeba dbać, dlatego dużo biegam i trenuję na siłowni - dodaje 26-latek.

W zeszłym sezonie Kinnard, z racji tego, że do zespołu dołączył już w trakcie trwania sezonu, był jednym z tańszych obcokrajowców. Obecnie liczy na to, że przed sezonem 2012/2013 uda mu się znaleźć pracodawcę szybciej i na korzystniejszych warunkach. To praktycznie przekreśla możliwość pozostania w Anwilu, gdyż budżetu klubu będzie mniejszy o 20 procent. - Wszystko jest w rękach mojego agenta, który zbiera dla mnie ciekawe oferty oraz wysyła moje CV do różnych klubów w Europie. Znam swoją wartość, ale od tego są rozmowy, by zawsze można było negocjować - mówi amerykański skrzydłowy.

Nieoficjalnie wiadomo, że wśród ofert są także propozycje z klubów z Polski, aczkolwiek brak w tym gronie najsilniejszych ekip. Wszystko ze względu na fakt, że Kinnard w barwach Anwilu zanotował bardzo przeciętny sezon. Tylko w pięciu grach (na 26) przekraczał barierę 10 oczek, pomimo że w aż 20 spotkaniach wychodził w pierwszej piątce. I choć po tym, jak stery we Włocławku objął Krzysztof Szablowski, jego rola znacząco wzrosła, ogólne wrażenie z całego sezonu pozostało dalekie od ideału (przeciętnie 7 oczek i 4 zbiórki).

W latach 2009-2011 Kinnard grał w Treflu Sopot. w pierwszym sezonie notował przeciętnie 11,5 punktu i 7,6 zbiórki, a w drugim - 9 punktów i 5,2 zbiórki. W obu przypadkach sopocianie kończyli rozgrywki na czwartym miejscu.

Źródło artykułu:
Komentarze (3)
luksin
26.06.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
a ja czytalem ze roszyk odrzucil oferte koszalina:)...niestety wydaje mi sie ze jego kandydatura jest realna a to bylaby masakra...  
avatar
Alejandro
25.06.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Roszyk będzie grał w koszalinie także sie nie martw :)  
luksin
25.06.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
najgorsze jest to ze anwil jest zainteresowany roszykiem a to mega blad...nie dosc ze roszyk juz ma swoje lata to jeszcze bedzie zabieral miejsce mlodszym i bardziej perspektywicznym...kikowski Czytaj całość