Sagadin stworzył mistrzowski zespół! - rozmowa z Gerrodem Hendersonem, rozgrywającym Anwilu Włocławek

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Kariera Gerroda Hendersona to wzloty i upadki, podziw i złość. Gdy w poprzednim sezonie prowadził Anwil Włocławek od zwycięstwa do zwycięstwa, wydawało się, że może stać się ikoną włocławskiej koszykówki. Jednakże w wyniku dziwnego splotu okoliczności Henderson opuścił Włocławek w połowie sezonu. O tamtym wydarzeniu, a także o powrocie do Anwilu koszykarz opowiedział portalowi SportoweFakty.pl tuż przed oficjalną prezentacją zespołu.

Michał Fałkowski: Po dobrym sezonie w Anwilu i w Azovmashu wiele klubów widziałoby Gerroda Hendersona w swoim składzie. Dlaczego zdecydował się pan na powrót do Włocławka?

Gerrod Henderson: Żeby było jasne, chcę coś wyjaśnić. Przez jakiś czas, jeszcze przed podpisaniem kontraktu z Anwilem, rozmawiałem z wieloma ludźmi z klubu. Wszyscy chcieli, bym ponownie zagrał w barwach Anwilu.

Słyszałem, że kontaktował się pan z Anwilem już w kwietniu. Czy to prawda?

- Tak, to prawda. Wielokrotnie rozmawiałem z prezesem klubu, panem Polatowskim, na temat mojego powrotu. Także ze strony Anwilu usłyszałem, że w klubie wszyscy byliby szczęśliwi, gdybym wrócił na następny sezon. Muszę przyznać, iż cała ta sytuacja z przeszłości trochę mnie przerosła. Chyba tak naprawdę nie byłem szczęśliwy na Ukrainie.

A czy nie ma w tym nic dziwnego, że przy ważnym kontrakcie z Azovmashem, kontaktował się pan z innym klubem?

- Nie, nie ma w tym nic dziwnego. Cała ta sytuacja była dziwna. Ja nigdy nie chciałem zgodzić się na dwuletni kontrakt w Mariupolu, ale postawiono mnie pod ścianą. Powiedziałem sobie, że po zakończeniu sezonu na Ukrainie porozmawiam z zarządem na temat rozwiązania umowy.

Będę jednak uparcie dążył do wyjaśnienia tej kwestii. Czy to nie jest trochę nieprofesjonalne, że zawodnik mający ważny kontrakt z jednym klubem, kontaktuje się z drugim?

- To jest profesjonalne! Jeśli by nie było - nie zrobiłbym tego. To jest tak - nigdy nie odrzucam połączeń, gdy dzwonią do mnie jacyś przedstawiciele klubów. Wysłuchuję co mają do powiedzenia, lecz wszelkie decyzje podejmuje po zakończeniu sezonu.

Czy myśli pan, że relacje z kibicami będą układały się pomyślnie?

- Jasne. Włożyłem sporo w to, by ponownie być tutaj i mam nadzieję, że kibice ponownie mnie zaakceptują. Już po powrocie rozmawiałem z wieloma fanami. Wielu zrozumiało moją sytuację. Oni wiedzą, że chcę pomóc Anwilowi, a w grę wchodzi przecież zdobycie mistrzostwa Polski.

Czuje pan jakiś dreszczyk emocji, adrenalinę przed oficjalną prezentacją zespołu podczas imprezy sponsora?

- Żadnej presji, żadnego stresu. Czuję się komfortowo, bo wiem, że wracając tutaj podjąłem dobrą decyzję. W życiu musisz dokonywać różnych wyborów i ja właśnie dokonałem jednego. Albo ludzie się z tym pogodzą, albo nie - to już ich sprawa. Ja bardzo szanuję kibiców Anwilu i jestem pewien, że jak będziemy wygrywać, ci kibice którzy mogą być przeciwko mnie - szybko zmienią zdanie.

Podczas naszej ostatniej rozmowy przed ubiegłym sezonem, przyznał pan wówczas, że bardzo dużym szacunkiem darzy trenera Alesa Pipana. Tymczasem, nieoficjalnie wiadomo, że ten stan rzeczy uległ zmianie...

- Cóż, przede wszystkim w tamtym okresie musiałem być trochę dyplomatą. Działać trochę z kurtuazją. Oczywiście, nadal darzę trenera Pipana dużym szacunkiem zarówno jako szkoleniowca, jak i człowieka, lecz nasze stosunki trochę uległy zmianie. To był jeden z powodów, dla których opuściłem Anwil.

A jak wygląda sytuacja z trenerem Zmago Sagadinem? Jakie jest pańskie zdanie na temat tego szkoleniowca?

- Na razie nie mam wielu informacji na temat mojego aktualnego trenera. Wiem to, co wszyscy - Sagadin to legenda na Słowenii. To chyba oczywiste, że bardzo ucieszyłem się, gdy dowiedziałem się od mojego agenta, że to właśnie on ma poprowadzić Anwil. Wtedy jeszcze bardziej chciałem wrócić do Włocławka, by mieć okazję trenować pod jego okiem. Już raz byłem bardzo blisko sytuacji, w której byłbym jego podopiecznym. To było w drużynie Crvenej Zvezdy Belgrad. Trener Sagadin widział mnie w swoim zespole, więc podjęliśmy negocjacje. Zanim jednak ostatecznie dołączyłem do klubu z Belgradu, szkoleniowiec został zwolniony (koszykarz dołączył do Crvenej Zvezdy w grudniu roku 2004, a słoweński trener został zwolniony w listopadzie - przyp. M.F.). Myślę, że nasze stosunki będą układały się znakomicie.

Czy pokusiłby się pan o porównanie obu słoweńskich trenerów?

- Ja tylko gram w koszykówkę. Takie porównania są nie na miejscu.

Wobec tego może chciałby się pan wypowiedzieć na temat dwóch drużyn Anwilu: tej obecnej i tej z poprzedniego sezonu? Który zespół może grać lepszą koszykówkę mając w składzie Gerroda Hendersona?

- Nie mam pojęcia. Na razie trzeba poczekać do pierwszego meczu. Wtedy będzie można powiedzieć na ten temat cokolwiek. Przecież dopiero od niedawna zaczęliśmy trenować ze sobą. Dyplomatycznie i uczciwie powiem, że w tym sezonie możemy zrobić naprawdę świetny wynik. Podoba mi się skład, który stworzył szkoleniowiec. Mamy nadal Andrzeja (Plutę - przyp. M.F.) i Barta (Bartłomiej Wołoszyn). Jest z nami Paul Miller czy świetny strzelec Marko Brkić. Skład jest dobry, do nas należy, by wyjść w każdym meczu i grać tak by wygrać. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.

Wobec tego, co ten skład może osiągnąć?

- Oświadczam, że trener Sagadin stworzył mistrzowski zespół! Dzięki ciężkiej pracy każdego dnia, na każdym treningu, może osiągnąć naprawdę bardzo dużo. Musimy uwierzyć w swoje możliwości, robić wszystko, by grać coraz lepiej. Naszym celem minimum jest półfinał, ale bardzo chcemy zagrać w finale. Na razie nie znam składów innych drużyn, ale to nie ma znaczenia. Skupiam się na sobie i naszej drużynie. Chcę teraz jak najlepiej poznać swoich kolegów z drużyny, by wiedzieć, jak mam z nimi grać. Także oni muszą poznać mnie. Wtedy będziemy stanowili monolit.

Mówi pan bardzo stanowczo i zdecydowanie. Czy taki będzie Gerrod Henderson w przyszłym sezonie? Liderem zespołu na boisku i poza nim?

- Chcę jak najlepiej wykonywać swoją rolę w drużynie. Nie dbam o statystyki, cyferki w kolumnach. Naprawdę zależy mi na tym, by Anwil wygrywał. Wtedy wszyscy będą szczęśliwi. Do moich obowiązków należy przede wszystkim organizacja gry, czyli robienie wszystkiego w taki sposób, byśmy zdobywali punkty. Asystowanie, stwarzanie partnerom dobrych pozycji do rzutu. Sam także będę odpowiedzialny za zdobywanie punktów. Nie zapominam jednak o obronie, która jest oczkiem w głowie trenera Sagadina. I to będzie naprawdę twarda defensywa.

Wspomniał pan wcześniej o ciężkich treningach i ciężkiej pracy jako kluczu do sukcesu. Jak wyglądają treningi u Zmago Sagadina?

- Zgadzam się ze wszystkimi opiniami, które mówią, że ten szkoleniowiec dawkuje bardzo ciężkie, wymagające i męczące treningi. Z drugiej strony jednak, ja przez całą swoją karierę trenowałem naprawdę solidnie i ciężko. Wychodzę z założenia, że koszykarz zawsze uczy się czegoś nowego i stale musi nad sobą pracować. Dlatego zawsze, czy to na treningach czy na meczach, daję z siebie wszystko.

Mimo to, słyszałem plotki, że przyjechał pan do Włocławka kompletnie rozbity i nieprzygotowany fizycznie, czy to prawda?

- Tak, ale musisz zrozumieć moją sytuację. Najpierw, przed ubiegłym sezonem, miałem dziesięciomiesięczną przerwę spowodowaną kontuzją. Gdy ją wyleczyłem i trafiłem do Anwilu, od razu zostałem rzucony na głęboką wodę i musiałem grać po 35 minut w meczu. Kiedy przeniosłem się na Ukrainę, spędzałem na boisku trochę mniej czasu, lecz nadal około 20-25 minut. Następstwem tego były moje problemy z pachwiną. Przed przyjazdem do Polski nie trenowałem w ogóle przez trzy tygodnie. W skrócie mówiąc, potrzebuje trochę czasu, by odzyskać dawną formę. Na czas rozpoczęcia sezonu z pewnością będę jednak gotowy. Nigdy nie miałem problemów z ciężkimi treningami, więc i tym razem dojdę do siebie.

Z innej beczki - nie tak dawno dotarła do Włocławka informacja o zmianie pańskiego stanu cywilnego. Czy to prawda?

- Nie zamierzam tego komentować. Moje życie prywatne jest tylko moje i nie chce o tym rozmawiać.

W takim razie może zechciałby się pan podzielić tym, co oznaczają pańskie liczne tatuaże?

- Hmm, moje tatuaże to także moje życie prywatnie. Mogę jedynie powiedzieć, że bardzo lubię tatuować swoje ciało, ozdabiać je różnymi wzorami. Bardzo ważny jest dla mnie tatuaż z inicjałami mojego małego synka. To wszystko co mam do powiedzenia… (po chwili zastanowienia) Choć właściwie nie. Korzystając z okazji, bo nie udzielę zbyt dużej liczby wywiadów w tym sezonie, chcę coś przekazać i chcę byś napisał to na końcu. W tym sezonie skupiam się na koszykówce i na Anwilu wyłącznie. Wróciłem, bo sytuacja w klubie jest bardzo dobra. Zarówno dla mnie, jak i dla drużyny. Możemy osiągnąć razem bardzo dużo. To co jest przeszłością, nie należy do tego wracać. Nie można ciągle patrzeć wstecz. Mnie interesuje przyszłość. Myślę, że wszyscy dookoła powinni zrobić to samo. Skupić się na tym co przed nami, nie za nami. To moja wiadomość.

Źródło artykułu: