Michał Fałkowski: Polpharma-Kotwica w TV, czyli sprawa wielkiej wagi

Brak meczu w weekend, odpuszczenie ważnego dla układu tabeli starcia AZS-Stelmet i poniedziałkowy pokaz antykoszykówki w postaci spotkania Polpharma-Kotwica. Ktoś rozumie o co w tym wszystkim chodzi?

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Obejrzałem mecz Polpharmy Starogard Gdański z Kotwicą Kołobrzeg. Cóż, nie odkryję Ameryki, gdy powiem... albo właściwie po co mam mówić to samo, co każdy, kto miał tę nieprzyjemność, widział. Mecz meczem, takich było wiele w Tauron Basket Lidze i takich wiele przyjdzie mi (nam) jeszcze nieraz oglądać. Niestety.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Co innego jednak rozegranie samego pojedynku, a co innego robienie z niego wizytówki polskie koszykówki. Tak, proszę państwa, a czy wspomniany mecz nie był wizytówką Tauron Basket Ligi w wydaniu 18. kolejki sezonu zasadniczego? Był, puszczony w telewizji, reklamowany wcześniej w spotach, pewnie z dwa razy będzie retransmitowany...

W Kołobrzegu kibice byli z pewnością zachwyceni (choć mniemam, że część pewnie wyłączyła po pierwszej połowie) mogąc oglądać swoich ulubieńców w starciu z niewiele lepszymi tego dnia starogardzianami. Tylko co ma liga z tego, że garstka zapaleńców mogła nacieszyć oko i podbudować swoje ego, mogąc, siedząc wygodnie przed telewizorem, przypomnieć sobie wszystkie synonimy słowa "patałachy"? Naprawdę przykro się robi, gdy sumienie człowiekowi uzmysłowi, że miast czegoś lekkostrawnego, co może przykułoby uwagę kolejnych "Janów Kowalskich", przyciągnęłoby kolejnych kibiców, ludzi, u których jaskrawozielone koszulki Polpharmy spowodowały w poniedziałek wieczorem zatrzymanie procesu przerzucania kanałów w telewizorze.

Niestety, bo obejrzeniu tej żywej antykoszykówki nie mam złudzeń i wiem na pewno - spektrum zainteresowania basketem w Polsce zachowało status quo. O ile zachowało status quo…

I naprawdę nie winię tu koszykarzy Kotwicy czy Polpharmy. Jestem (staram się) zrozumieć, że przy gorszej dyspozycji Ben McCauley może "walić" trzy airballe z rzędu nie bacząc na reakcję swoich kolegów, Sean Mosley imponować seryjnymi pudłami z półdystansu, a Corey Jefferson notować osiem strat. W końcu nie tak dawno McCauley wygrywał Polpharmie mecz za meczem, a Jefferson ogrywał AZS czy Stelmet. Ot, zniżka formy.

Pretensje kieruję jednak do tych, którzy zdecydowali się wybrać ten mecz jako flagowy z 18. kolejki. Jednocześnie zaznaczam, że znam twarde stanowisko ligi by promować każdy klub i każdemu klubowi zapewnić obecność na antenie. Tyle że... ono do mnie kompletnie nie trafia. Zapewnienie klubom, że będą na szklanym ekranie minimalną ilość np. dwa razy w sezonie regularnym to tak, jakby zagwarantować zawodnikowi, że zawsze będzie wychodził w pierwszej piątce.

A przecież ów zawodnik może mieć kontuzję, może mieć spadek formy i żaden trener nie pozwoli mu wtedy na grę. Dla mnie pokazywanie w telewizji drużyn z dołu tabeli to nic innego jak wpuszczanie na arenę walki (w tym przypadku -walki o widza) zawodników nieprzygotowanych do gry oraz niemogących dźwignąć ciężaru powierzonego im zadania w 100 procentach. Po co nam zatem jakiś parytet dziwaczny?!

Kibic idący na mecz chce oglądać tylko najlepszych, najzdrowszych, najbardziej utalentowanych, a nie chromych czy niebędących w formie. Tak samo kibic przed telewizorem - gdy zobaczy transmisję meczu dołu tabeli przełączy kanał. A gdy zda sobie sprawę, że zamiast Polpharma-Kotwica mógł obejrzeć spotkanie AZS-Stelmet, poczuje się oszukany. Oczywiście, nie mówię w tym momencie o kibicach z miast, w których gra TBL, bo ci i tak w pierwszej kolejności będą chcieli oglądać "swoich". Mówię o zwykłych fanach sportu, którzy z chęcią obejrzeliby koszykówkę, siatkówkę, ręczną czy tenis, byleby tylko dostać solidną dawkę emocji. Niestety, w poniedziałek większe emocje były pewnie w obchodzącym 10-lecie popularnym serialu...

Dodatkowo - wychodzenie z założenia, że trzeba pokazać wszystkie zespoły ligi jest już z zasady błędne, bo nigdy nie uda się pokazać wszystkich w tej samej ilości. Sprawdziłem - Stelmet był transmitowany siedmiokrotnie, a Asseco Prokom pięciokrotnie, podczas gdy wspomniana Polpharma tylko raz (mają niefart, akurat taki mecz...), a Start... ani razu. No więc jak to jest? Niby chcemy wyrównywać szanse, promować koszykówkę poprzez różne zespoły jak Polska długa i szeroka, a i tak cichaczem faworyzujemy jednych kosztem drugich? Przecież skoro gdynianie (ci ze Startu) nie byli pokazywani w sezonie zasadniczym, to nie wyobrażam sobie by otrzymali transmisję w momencie, gdy liga podzieli się na szóstki. To już nie byłby strzał w kolano, ale w samo serce.

(Na marginesie - jak to jest, że liga wyznacza transmisje kilka weekendów naprzód? Jakieś zdolności paranormalne? Wiedzą jak będzie wyglądała tabela za kilka tygodni czy o co chodzi?)

W takim razie, może zamiast takiego podejścia powiedzieć od razu Pokazujemy najlepszych! Chcesz być w telewizji? Zrób zespół, który kibice będą chcieli oglądać. Demokracja nie do końca oznacza równouprawnienie mas, ale dostosowanie się mniejszości do większości. Niestety, ale ja chcę oglądać dobrą koszykówkę. Bo jeśli nie, za chwilę przełączę na NBA czy ACB i z pewnością nie będę odosobniony.

Oczyma wyobraźni widzę oburzenie w miastach, których kibice za chwilę będą musieli śledzić rozgrywki w dolnej szóstce. Nie ja jednak powinienem być celem waszej złości czy frustracji a ci, którzy sprawiają, że wasze zespoły nie są w stanie na równi bić się z najlepszymi. Ze skalą i tak nie wygracie – a masy chcą oglądać Asseco Prokom, Trefl, Stelmet, PGE Turów, Anwil…

Jak wyjść z tego impasu?

Myślę, że dobrym działaniem byłaby ściślejsza współpraca z regionalnymi ośrodkami telewizji. Dlaczego szlagieru kolejki nie mogłaby zobaczyć cała zainteresowana Polska, a pozostałych meczów, tych mniej przykuwających uwagę, mieszkańcy regionu? Albo może wyjściem z sytuacji byłoby pokazywanie słabszych zespołów w zestawieniu z silniejszymi? Trzeba przyznać, że w tym sezonie były takie dwa mecze: Rosy z Asseco Prokomem czy Kotwicy (!) ze Stelmetem. W pierwszym doszło do ciekawej końcówki, a w drugim do prawdziwej sensacji.

A może właściwą opcją byłoby kondensowanie najlepszych, najbardziej widowiskowych, najchętniej oglądanych spotkań w telewizji, a dla meczów mniejszej wagi poświęcić twory w postaci PLK TV, przekazy wideo i tym podobne?

Trzeba pamiętać, że nie chodzi samo propagowanie koszykówki w miastach-uczestnikach rozgrywek. Nie sądzę bowiem by od transmisji ekipy z Kołobrzegu (uczepiłem się niej jak rzep, ale niech już będzie) nagle zwiększyła się diametralnie ilość fanów tego sportu w tym mieście. Przede wszystkim chodzi o to, by do koszykówki przyciągnąć ludzi siedzących przed telewizorami i chcących oglądać cokolwiek, byleby było emocjonujące, ładnie podane i dobrej jakości.

I by nie dochodziło już więcej do sytuacji, w której po starciu Polpharmy z Kotwicą za kilka dni będziemy musieli przełknąć mecz Jeziora z Polpharmą jako dodatek do starcia Trefl-Energa Czarni. W tym momencie, w którym Anwil zagra z Asseco to już nie jest śmieszne.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×