Mistrzowie NBA wrócili na prowadzenie w finale konferencji!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Kapitalny mecz w ofensywie dał [tag=801]Miami Heat[/tag] cenne, wyjazdowe zwycięstwo nad Indianą Pacers w trzecim meczu finału Konferencji Wschodniej. Żar triumfował 114:96.

W tym artykule dowiesz się o:

Heat po porażce w meczu numer dwa znów zagrali na swoim najwyższym poziomie, który jest niedostępny dla żadnego rywala. W niedzielę absolutnie zdominowali Indianę Pacers i pewnie odnieśli drugie zwycięstwo w serii. - Kiedy nie bronisz przeciwko nim na najwyższym poziomie, oni robią z tobą to co zrobili tego wieczoru. Kiedy wydaje ci się, że twoja defensywa jest ok, oni i tak znajdą inną drogę do kosza. Nie był to dobry mecz w obronie w naszym wykonaniu -

mówił po meczu trener Pacers, Frank Vogel.

Trener Erik Spoelstra przesunął LeBrona Jamesa bliżej strefy podkoszowej, aby obrońcy tytułu mogli toczyć wyrównaną walkę w pomalowanym, gdzie do tej pory królowali gracze z Indianapolis. Ruch ten okazał się strzałem w dziesiątkę - Żar zdobył aż 56 punktów a trumny, podczas gdy Pacers tylko 32.

Zdobywanie punktów przychodziło gościom w niedzielę bardzo łatwo. Już do przerwy mieli ich na swoim koncie 70, co jest ich rekordem w play off. Każdy z graczy pierwszej piątki zapisał na swoim koncie co najmniej 14 punktów - 22 oczka wywalczył najlepszy tego dnia w ofensywie - James.

Przyjezdni już w pierwszej połowie osiągnęli 14 punktów przewagi i kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Choć po przerwie Indiana zmniejszyła nieco deficyt, ostatecznie to Żar pewnie odniósł zwycięstwo.

Największym zaskoczeniem była postawa Udonisa Haslema, który po dwóch słabych meczach w ofensywie w tej serii (w sumie 3 pkt) w niedzielę rozrzucał się jak za dawnych lat. Podkoszowy Heat trafił 8/9 z gry i zdobył 17 punktów! Z ławki swoje trzy grosze dołożyli także Andersen, Battier i Allen.

Pacers przegrali pierwszy mecz we własnej hali w tegorocznych play off. Zawiódł ich lider Paul George, który trafił ledwo trzy z dziesięciu prób z gry i zanotował tylko 13 punktów. Najlepsze wrażenie pozostawili po sobie David West, autor 21 punktów i 10 zbiórek oraz Roy Hibbert - 20 punktów i 17 zbiórek.

Czwarty mecz we wtorek, ponownie w Indianapolis.

Indiana Pacers - Miami Heat 96:114 (30:34, 26:36, 20:21, 20:23) (D. West 21, R. Hibbert 20, G. Hill 19 - L. James 22, D. Wade 18, U. Haslem 17)

Stan rywalizacji: 2:1 dla Heat

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Źródło artykułu:
Komentarze (8)
avatar
heat_rays_fan
27.05.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
świetny mecz Miami, w końcu zagrali tak jak grali przez cały sezon, jeszcze 2 i NBA Finals trzeci raz z rzędu  
jimijim
27.05.2013
Zgłoś do moderacji
1
4
Odpowiedz
Indiana zrobiła najgłupszą rzecz jak można zrobić grając z Miami - poszli na wymianę ciosów - a tego w NBA nie wytrzymuje z MH nikt, to nie jest gra Indiany i w ten sposób za wiele nie ugrają.. Czytaj całość
avatar
jaet
27.05.2013
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Wynik mnie nie cieszy, ale trudno uznać go za zaskoczenie. Z Miami jest tak, że kiedy tylko komuś zaczyna się wydawać, że są możliwi do złamania, to odpalają dodatkowy napęd i kończą blowoutem Czytaj całość
avatar
Aporty
27.05.2013
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Prawdziwy pokaz siły szczególnie wreszcie dobry mecz zagrał Wade, a kiedy Wade i James graja solidnie to bardzo ciężko pokonać Miami. Stawiam, że Indianę stać maksymalnie jeszcze na jedno zwyci Czytaj całość
avatar
Meler Ostrów Wielkopolski
27.05.2013
Zgłoś do moderacji
1
4
Odpowiedz
tak szczerze to gdyby nie lebron to te miami bylo by niczym...