Tak fatalnego rozpoczęcia rozgrywek nie brałem pod uwagę - rozmowa ze Zbigniewem Pyszniakiem, trenerem Siarki Tarnobrzeg

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

"Siarkowcy" przegrali dwa mecze z beniaminkami - Sudetami Jelenia Góra i MMKS Dąbrowa Górnicza. O przyczynach tego stanu rzeczy rozmawialiśmy z trenerem Zbigniewem Pyszniakiem.

W tym artykule dowiesz się o:

Początek sezonu, a kibice zastanawiają się, dlaczego tak silny zespół przegrywa z drużynami, które powinien spokojnie pokonać.

- Sami zawodnicy zastanawiają się nad tym, co się dzieje. A ja im odpowiadam, że nic, trzeba po prostu wziąć się do roboty, zasuwać, a wyniki same przyjdą. Ta drużyna ma potencjał i myślę, że jak wygramy jeden mecz, to kolejne zwycięstwa będą kwestią czasu. Byłem załamany po meczu z Dąbrową Górniczą, ale kiedy teraz patrzę na tych chłopaków, na atmosferę, jaką budują, to co by nie mówić o porażkach, trudno nie być optymistą. Nikt jednak nikogo głaskał nie będzie, szczególnie po przegranych meczach.

Już słychać głosy mówiące o tym, że zawodnicy powinni zostać srodze ukarani.

- O karach, przynajmniej na razie, nie myślę. Zamierzam natomiast podczas czwartkowego porannego treningu porozmawiać spokojnie z kilkoma zawodnikami. Taki na przykład Krzysiek Zych zawodzi, chcę poznać jego zdanie dlaczego tak się dzieje. Na "papierze" mamy silny zespół, ale na boisku tego nie widać. Zawodnicy muszą zrozumieć, że mecze same nie będą się pod nich układały. Muszą "wydrapywać" zwycięstwa.

Początek sezonu, a pan już przeżywa trudne chwile

- Skoro przegrywa się wygrany praktycznie mecz, a tak było z Dąbrową Górniczą, to trudno nie być przygnębionym. Prowadząc cały mecz i to chwilami nawet 12 punktami, nie można robić prostych błędów. Doświadczeni zawodnicy zachowywali się na boisku jak nowicjusze. Jeden robił kroki, drugi po pięciu sekundach akcji rzucał z nieprzygotowanej pozycji za trzy punkty, trzeci głupio faulował, a czwarty bezradnie rozkładał ręce. Rywale tylko na coś takiego czekali. No i się doczekali.

Znowu kibice będą wieszali na panu przysłowiowe psy.

- Wiem, już się do tego przyzwyczaiłem.

O czym myśli pan w tych trudnych chwilach?

- O czym? Mam sto pomysłów, ale staram się nie podejmować pochopnych decyzji. Najgorsze, że są wokół drużyny, wokół klubu ludzie, którzy chcieliby decydować o pewnych sprawach, ale nie biorąc za to żadnej odpowiedzialności. Cały czas mówię, niech ktoś da lub załatwi dla klubu 100 tysięcy złotych, zostanie prezesem i weźmie na swoje barki tę odpowiedzialność.

Jest smutno, ale wystarczy w sobotę wygrać w Katowicach, a nastroje ulegną znacznej poprawie.

- Nie, w Katowicach nie wystarczy zwyciężyć, trzeba teraz wygrać kilka spotkań z rzędu. Skoro się dwa przegrało, to trzeba cztery wygrać. Ten zespół na to stać. Jak patrzę na atmosferę, to jestem optymistą. Ale przyznam, że tak fatalnego rozpoczęcia rozgrywek nie brałem pod uwagę.

Źródło artykułu: