Wojciech Kamiński: Ja decyduję kto gra, a kto nie

Koszykarze Rosy wciąż prezentują nierówną formę. Zawodzą w końcówkach, przez co przegrali dwa ostatnie mecze. Dodatkowo borykają się z problemami zdrowotnymi.

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski

Drużyna Rosy spisuje się na razie bez rewelacji. Wygrała mecze z zespołami znajdującymi się od niej niżej w tabeli, zaś poległa z rywalami nie tylko z czołówki tabeli. W miniony czwartek lepszy okazał się PGE Turów Zgorzelec, a w poprzednią sobotę radomianie niespodziewanie musieli uznać na wyjeździe wyższość Asseco Gdynia.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Wojciech Kamiński, zapytany o przyczyny porażki swojej ekipy w dwóch ostatnich pojedynkach, odpowiada: - Ciężko to wyjaśnić. Wiem, co się stało w Gdyni - w czwartej kwarcie po prostu źle zagraliśmy na pick and rollach, szczególnie w obronie, i to był główny powód dlaczego rywal nam "odjechał" - przypomina. Co do występu przed własną publicznością, szkoleniowiec podkreśla: - W meczu z Turowem zabrakło jakości, bo Jaramaz czy Wiśniewski perfekcyjnie wykorzystywali to, że mamy cztery faule i każdy kolejny oznacza rzuty wolne. Do tego doszły punkty i zbiórki Kuliga, który jest w świetnej formie, trafia "za trzy" i "za dwa" - komplementuje jednego z najlepszych obecnie koszykarzy Tauron Basket Ligi.

- Nam się ciężko broni przeciwko takim zawodnikom, bo tak samo jak w Asseco Dmitriev grał na "piątce" i przy tym rodzaju obrony, który stosujemy, i przy naszych wysokich zawodnikach tacy gracze rzucający zawsze będą wolni. Podejmujemy jakieś tam ryzyko, w niektórych meczach przynosi ono skutek, a w innych nie - obrazuje "Kamyk".

W trzech ostatnich spotkaniach łącznie nieco ponad 5 minut zagrał Hubert Radke. Opiekun Rosy podaje powód takiego stanu rzeczy. - Ja decyduję, kto gra, a kto nie, ale jeżeli Hubert robi błąd kroków i rzuca "za trzy" obok kosza to nie może liczyć, że będzie grał dłużej - nie ukrywa Kamiński.

W meczu ze Stelmetem Zielona Góra kontuzji nabawił się Łukasz Majewski. Ku zaskoczeniu kibiców i obserwatorów, cztery dni później wystąpił w kolejnym starciu, przeciwko Śląskowi Wrocław. Podobnie było w Gdyni, lecz całą konfrontację z Turowem obserwował jedynie z ławki rezerwowych. - Myślę, że zabrakło nam Łukasza. Dobrą zmianę dał Kuba Zalewski, natomiast było widać, że fizycznie ustępowaliśmy graczom ze Zgorzelca - zaznacza trener radomian.

"Maja" wciąż odczuwa skutki nieszczęśliwego upadku w pojedynku z mistrzem Polski. - To jest cały czas ta sama kontuzja. Grał już z bolącym stawem skokowym, ale uznaliśmy, że tak dalej nie może być, lepiej, żeby się wyleczył. W czwartek miał kolejne badanie i czekamy, kiedy będzie gotowy do gry - anonsuje Kamiński.



Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×