Charles Barkley - wariat z Alabamy cz. III

Zdjęcie okładkowe artykułu:  / Na zdjęciu: Charles Barkley - były koszykarz ligi NBA
/ Na zdjęciu: Charles Barkley - były koszykarz ligi NBA
zdjęcie autora artykułu

- Bobby Knight zrezygnował ze mnie podczas zgrupowania przedolimpijskiego w 1984 roku. W pewnym sensie poczułem wtedy ulgę, bo raczej nie chciałem brać udziału w igrzyskach - wspomina Barkley.

W tym artykule dowiesz się o:

Ostatni sezon Sir Charlesa w Auburn Tigers był niesamowity. Koszykarz zawarł rozejm z trenerem Sonnym Smithem, który po zakończeniu rozgrywek zaprezentował go przed całą szkołą z nagrodą Gracza Roku Konferencji Południowo-Wschodniej i mocno wyściskał. - Gdybym mógł cofnąć czas, to pewnie kazałbym Charlesowi pracować tak samo ciężko - mówi szkoleniowiec. - Najpierw wytłumaczyłbym mu jednak po co to wszystko. Powiedziałbym mu, że staram się go uczynić lepszym zawodnikiem. Skupiłbym się na pozytywach. Barkley po latach nie żywi urazy do trenera i nawet jeśli wówczas nie akceptował jego metod, to dzisiaj wie, jak wiele mu zawdzięcza. - Chciałem być profesjonalistą, od dziecka o tym marzyłem - tłumaczy. - Nie rozumiałem jednak o co dokładnie w tym wszystkim chodzi. Pragnąłem być najlepszy, ale nie miałem zielonego pojęcia o tym jak ciężko wspiąć się na szczyt. Smith mi to pokazał.

W 1984 roku organizatorem igrzysk olimpijskich było Los Angeles. Amerykanie nie wzięli udziału w poprzednich zmaganiach w Moskwie w ramach protestu przeciwko interwencji zbrojnej Związku Radzieckiego w Afganistanie. Teraz mieli za zadanie odzyskać złoty medal utracony na rzecz Jugosławii i jak zwykle musieli radzić sobie bez zawodowców z NBA, którzy konsekwentnie nie byli dopuszczani do olimpijskiej rywalizacji. W kwietniu na terenie kampusu Indiana University w Bloomington zorganizowano zgrupowanie, podczas którego trener Bobby Knight wraz z asystentami chciał przeprowadzić wstępną selekcję do reprezentacji USA. Na postronnych obserwatorach największe wrażenie zrobiło dwóch zawodników: Michael Jordan z North Carolina University oraz Charles Barkley z Auburn. Głównemu coachowi przeszkadzała jednak silna osobowość chłopaka z Leeds, wobec czego skreślił go wkrótce ze swojej listy wybrańców. - Tak naprawdę wcale nie chciałem jechać na te igrzyska - wspomina Sir Charles. - Po pierwsze, nie lubiłem Knighta, a po drugie, opuszczałem uczelnię, gdyż chciałem zostać zawodowcem. Pojechałem na te testy tylko po to, żeby jeszcze trochę podszkolić się przed draftem.

Słowa Barkleya wydają się co najmniej dziwne. Wielu ludzi z jego otoczenia twierdziło, że młodzieniec mówił tak tylko dlatego, iż nie dostał się do drużyny i nie potrafił przyznać się do porażki. Kiedy patrzy się jednak na nazwiska, które przybyły wtedy do Bloomington, to można zacząć się zastanawiać, czy w tłumaczeniach Charlesa nie było choćby ziarnka prawdy. Michael Jordan, Patrick Ewing, Chris Mullin, John Stockton, Karl Malone czy Waymon Tisdale to w końcu członkowie Koszykarskiej Galerii Sław.

- Philadelphia 76ers wybierają Charlesa Barkleya z Auburn University - ogłosił 19 czerwca czerwca 1984 roku komisarz NBA David Stern podczas ceremonii draftu, mającej miejsce w nowojorskiej Madison Square Garden. Komentator telewizyjny nazwał wychodzącego na scenę młodzieńca "Wielką Górą Zbiórek". Przepytywany na gorąco przez reportera Barkley nie uniknął pytań na temat swojego trudnego charakteru czy nadwagi, lecz dyplomatycznymi odpowiedziami wybrnął z niezręcznej sytuacji. Patrząc na listę zawodników zgłoszonych do draftu, wydawało mu się, że zostanie wybrany co najwyżej w połowie stawki, a tymczasem przypadł mu wysoki numer piąty w gronie, w którym sam Michael Jordan był ledwie tym trzecim. Z "jedynką" do Houston Rockets trafił Hakeem Olajuwon, z "dwójką" Portland Trail Blazers wybrali Sama Bowiego (do dziś jest to największa gafa w historii draftu), a "czwórka" przypadła Samowi Perkinsowi, który powędrował do Dallas Mavericks.

76ers nie należeli do ligowych outsiderów. Sezon 1983/84 zespół pod wodzą Billy'ego Cunninghama zakończył z bilansem 52-30 i odpadł w pierwszej rundzie play-off's po pięciomeczowej serii przeciwko New Jersey Nets. Trzon ekipy stanowili Julius "Dr. J" Erving, Moses Malone, Andrew Toney i Maurice Cheeks. Sir Charles, który wybrał sobie koszulkę z numerem "34", miał wspomóc zespół na pozycji silnego skrzydłowego. W Auburn Tigers grał jako center, lecz jego wzrost wykluczał podobny manewr na parkietach ligi zawodowej. Ponadto startowym środkowym był Malone - zawodnik o statusie all-star.

W latach osiemdziesiątych istnieli jeszcze gracze, którzy przychodząc do NBA mieli w głowie jedno - mistrzostwo. Barkley do nich jednak nie należał. Oczywiście gdzieś tam w jego duszy tliło się pragnienie sięgnięcia po najcenniejsze trofeum w profesjonalnym baskecie, lecz najważniejsze było co innego. Z ekipą z Filadelfii parafował czteroletni kontrakt warty 2 miliony dolarów. Sto pięćdziesiąt tysięcy "zielonych" otrzymał za sam podpis pod umową. - Chciał zapewnić stabilizację finansową swojej rodzinie i wydaje mi się, że tym kontraktem to życzenie zrealizował - wspomina Lance Luchnick,  ówczesny prawnik Sir Charlesa.

fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com

Chłopak z Leeds w dniu draftu mierzył niespełna 200 centymetrów, ważąc prawie 132 kilogramy. Wyglądał nieco komicznie jak na koszykarza. W wakacje zrzucił niecałe 10 kilo, lecz to wciąż sprawiało, że posturą nie przypominał zawodowego sportowca. Mimo wszystko Billy Cunningham był pod wrażeniem tego, co młodzieniec pokazywał na parkiecie podczas przedsezonowych treningów. - Uważam, że wraz z biegiem rozgrywek rola Charlesa w zespole będzie coraz większa - mówił - Nie przypominam sobie drugiego gracza o takich warunkach fizycznych, który byłby tak zwinny i szybki. Plan przygotowawczy zakładał, że Barkley przed startem zmagań 1984/85 ma stracić kolejnych 10 kilogramów. - Nigdy nie ważyłem tak mało, ale będę ciężko pracował, żeby ich zadowolić - komentował zawodnik. - Nie przekonam się, na co będzie mnie wtedy stać, dopóki nie spróbuję. Jestem szczęśliwy, że trafiłem do Filadelfii i nie mogę się doczekać rozpoczęcia sezonu. 76ers to dla mnie najlepszy zespół, bo potrzebowali kogoś do walki na tablicach. W tym jestem najlepszy. Od zdobywania punktów są inni, a ja skupię się na zbiórkach.

Duża nadwaga młodego koszykarza nie wzięła się znikąd. Spora była już wcześniej, ale gdy niedługo przed draftem zawodnik dowiedział się, że team z Filadelfii będzie chciał podpisać z nim jednoroczny kontrakt, opiewający na 75 tysięcy dolarów, postanowił zrobić wszystko, żeby zniechęcić włodarzy do realizacji tego pomysłu. Zamknął się w pokoju i jadł przez całą noc. Legenda głosi, że przytył w ten sposób prawie 8 kilogramów. Dopiero gdy dotarło do niego, że klub postanowił wygospodarować dla niego 2 miliony "zielonych" w salary cap, przerwał "kurację".

Kiedy Charles pojawił się na obozie przygotowawczym do swojej pierwszej kampanii na parkietach NBA, miny jego kolegów z zespołu oraz działaczy 76ers były bezcenne. - Charles, musisz przejść na bardziej zbilansowaną dietę - pouczał młodzieńca Pat Williams, ówczesny generalny menadżer klubu ze stanu Pensylwania. - Big Mac w obu dłoniach to nie jest dobry pomysł. Kontrakt Barkleya z 76ers dokładnie precyzował, jakiej wagi zawodnik nie może absolutnie przekroczyć. Chłopak wziął sobie to do serca i zaczął solidnie nad sobą pracować. Jesienią zameldował się o następnych 10 kilogramów lżejszy i gotów do stawienia czoła wyzwaniu, jakim była gra w najlepszej koszykarskiej lidze świata.

W 1984 roku opinia publiczna poznała Charlesa Barkleya nie tylko jako utalentowanego koszykarza, ale również całkiem niezłego żartownisia. - Nigdy nie będzie takiego gracza jak ja. Jestem dziewiątym cudem świata - twierdził. Już wtedy wiedział jak zwrócić na siebie uwagę i sprawić, żeby dziennikarze czekali niczym wygłodniałe psy na każde jego słowo. - Ja nie tworzę kontrowersji. One powstają na długo przedtem jak otworzę usta. Po prostu staram się uświadomić ich istnienie - zarzeka się.

Gdy Sir Charles przybywał do Filadelfii mało kto wierzył, że będzie on brakującym ogniwem, które wzniesie 76ers na szczyt, po raz ostatni osiągnięty przez nich w sezonie 1982/83. "Kiedy Barkley idzie ulicą, nagle staje się ona ulicą jednokierunkową", "nawet jego wanna ma rozstępy" - drwiono. Debiutancki sezon chłopaka z Leeds pokazał jednak, że nie bez powodu ktoś go kiedyś nazwał "Wielką Górą Zbiórek". Siedemdziesiątki Szóstki w fazie zasadniczej wypracowały bilans 58-24, co dało im trzecie miejsce w Konferencji Wschodniej. Sir Charles wystąpił we wszystkich spotkaniach regular season, w tym aż sześćdziesiąt razy w pierwszej piątce. Notował średnio 14 punktów, 8,6 zbiórki i 1 blok, przebywając na parkiecie 28,6 minuty. 76ers zdołali dotrzeć aż do finału konferencji, w którym ulegli 1-4 Boson Celtics z niesamowitym Larrym Birdem w składzie. Za swoje osiągnięcia Barkley został wybrany do pierwszej piątki debiutantów, a znalazł się tam w towarzystwie Michaela Jordana, Hakeema Olajuwona, Sama Bowiego oraz Sama Perkinsa.

W kolejnym sezonie Sir Charles wzmocnił swoją pozycję w teamie Siedemdziesiątek Szóstek. Kariera Juliusa Ervinga zbliżała się do końca, a on poprawił wyraźnie swoje statystki. We wszystkich osiemdziesięciu meczach sezonu zasadniczego, w jakich zagrał, wybiegał na parkiet jako starter. Na boisku pod wodzą nowego szkoleniowca, Matta Goukasa, spędzał średnio prawie 37 minut, zdobywając 20 punktów i zbierając 12,8 piłki. Był drugim strzelcem i najlepszym zbierającym w drużynie. W trakcie regular season siedem razy uzbierał 20 i więcej zbiórek, a jego rekordowym osiągnięciem było 25 w marcowym starciu z Dallas Mavericks. Drużyna Philadelphii 76ers znów zajęła trzecie miejsce na Wschodzie, pogarszając minimalnie swój bilans do 54-28. W play-off's nie było już tak różowo i team z Pensylwanii pożegnał się z marzeniami o tytule w półfinale konferencji, gdzie w siedmiomeczowej serii nie sprostał Milwaukee Bucks. Do awansu do kolejnej fazy Siedemdziesiątkom Szóstkom zabrakło zaledwie dwóch punktów. Warto dodać, że starciom 76ers z Kozłami towarzyszyła napięta atmosfera, szczególnie odczuwana podczas meczów odbywających się w Milwaukee. - Nie mogłam zrozumieć, co ci ludzie z trybun krzyczeli w kierunku Charlesa - wspomina spotkanie numer jeden babcia koszykarza. - Przyjaciel powiedział mi, że były to naprawdę obrzydliwe słowa. Dobrze, że mnie tam nie było. Chciałabym dorwać tego, kto to wszystko zaczął i uciszyć go raz na zawsze.

fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com

Sir Charles po trudach sezonu NBA lubił wracać w rodzinne strony, do Leeds. Z wypiekami na twarzy czekała zawsze na niego Diana Seale - kelnerka z baru Old Smokey's. Na pamięć znała jego zamówienie. - Dwie wielkie grillowane kanapki, duża porcja frytek i cola. Niewielu gości jest w stanie sprostać takiej ilości jedzenia. On pochłania to z łatwością. Postaram się jednak zmniejszyć nieco jego porcję, bo zauważyłem w telewizji, że ostatnio trochę schudł. Barkley siadał zawsze przy stoliku w rogu lokalu i chętnie rozmawiał z każdym, kto się akurat nawinął. Gdyby ktoś go nie znał, w życiu nie pomyślałby, że ten chłopak jest wschodzącą gwiazdą ligi zawodowej.

Koniec części trzeciej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Philadelphia Daily News, The Philadelphia Inquirer, The Morning Call, USA Toaday, Charles Barkley - I May Be Wrong but I Doubt It, nba.com, basketball-reference.com.

Poprzednie części: Charles Barkley - wariat z Alabamy cz. I Charles Barkley - wariat z Alabamy cz. II

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu:
Komentarze (16)
avatar
Rouster
26.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Clyde The Glide  
avatar
___15___
24.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
dłużyzna trójkątów też była dla mnie nie do zniesienia,ale tam przynajmniej można było podziwiać majkela i scottiego. no bo w juuuta to kogo...? p.s. do dziś (ja i paru moich kumpli) nie darowa Czytaj całość
avatar
Bubas
24.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Magic Johnson, pls.  
avatar
krychu bydgoszcz
22.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ja osobiście skłaniam sie ku stocktonowi. I oczywiście kolejna genialnie napisana część.  
avatar
szyna83
22.02.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Świetnie się to czyta. Zdecydowanie chcialbym,żeby kolejnym zawodnikiem był Penny,a następnym Pippen