Heat ograli Rockets, finisz jak marzenie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Miami Heat po dwóch porażkach ponownie wstąpili na ścieżkę zwycięstw. Obecni mistrzowie NBA wzięli rewanż na Houston Rockets.

Memphis Grizzlies cały czas plasują się na ósmym miejscu w Konferencji Zachodniej, ale Phoenix Suns ani myślą o zrezygnowaniu z walki, której stawką jest awans do fazy play-off. Drużyna z Arizony w niedzielny wieczór już po raz drugi w sezonie 2013/2014 pokonała Toronto Raptors i obecnie z bilansem 38-28 traci do Niedźwiadków zaledwie jedno zwycięstwo.

Podopieczni Jeffa Hornacka w przekroju całego pojedynku nie przegrali nawet kwarty, a w decydującej partii z ręką na pulsie kontrolowali wynik meczu. Dinozaury nie poległy w Air Canada Centre od 27 lutego, wygrywając od tamtego czasu aż 4 spotkania, ale tym razem zmuszeni byli uznać wyższość przyjezdnych.

Gerald Green 13 ze swoich 28 punktów zdobył w czwartej kwarcie niedzielnej konfrontacji, a Suns triumfowali ostatecznie 121:113. Co ciekawe, 28-latek pierwsze fragmentu meczu oglądał z perspektywy ławki rezerwowych. - Musiałem tylko wykonywać to, co robię jako starter. Dziś po prostu starałem się być nieco bardziej agresywny. Naprawdę nie oddałem dużo rzutów - mówił Green.

16 "oczek" i 14 zbiórek do dorobku Słońc dorzucił jeszcze wchodzący z ławki Markieff Morris, a 19 punktów skompletował słoweński rozgrywający - Goran Dragić.

Toronto Raptors przed dwudziestą ósmą porażką nie uratował nawet Kyle Lowry, który w trakcie 40 minut spędzonych na parkiecie zapisał przy swoim nazwisku 28 punktów, 5 zbiórek i 13 asyst. 22 "oczka" wywalczył Terrence Ross, a 20 Amir Johnson. Czego zabrakło drużynie z Kanady? Może wkładu graczy rezerwowych. Ci tego wieczoru dostarczyli miejscowym zaledwie 11 punktów. Dinozaury dobitnie przegrały również walkę pod tablicami. Suns zebrali aż o 19 piłek więcej.

Miami Heat po zaciętym pojedynku pokonali Houston Rockets i tym samym ponownie wstąpili na ścieżkę zwycięstw. Forma podopiecznych Erika Spoelstry cały czas daleka jest jednak od idealnej. Żar w marcu wygrał zaledwie cztery spośród dziewięciu rozegranych spotkań.

Obecni mistrzowie NBA przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść dopiero w ostatnich minutach niedzielnego meczu. Do akcji wkroczył wówczas Ray Allen, który zdobył 11 z ostatnich dwudziestu punktów zdobytych przez gospodarzy. "Jesus Shuttlesworth" zapisał na swoim koncie w sumie 25 "oczek" i był najskuteczniejszym graczem w szeregach swojej ekipy.

Heat w samej końcówce popisali się imponującą serią 15-0, która zapewniła im czterdzieste piąte zwycięstwo w trwających rozgrywkach, a już dwudzieste szóste na własnym parkiecie. Drużyna z Florydy zrewanżowała się przyjezdnym z Teksasu za porażkę z trzeciego marca.

Co prawda, dwoma celnymi rzutami osobistymi wynik końcowy ustalił Patrick Beverly, ale nie miało to już większego znaczenia. Rockets do tego momentu nie zdołali zdobyć żadnych punktów. 4 minuty i 20 sekund bez celnego rzutu przypłacili trzecią kolejną porażką. Na nic zdało się 30 punktów Jamesa Hardena czy 21 (9/12 z gry), 15 zbiórek i 5 asyst Dwighta Howarda. Słabsze spotkanie rozegrali Chandler Parsons i Jeremy Lin.

Po 24 "oczka" dla Heat zdobyli LeBron James i Dwyane Wade, a 18 punktów skompletował Chris Bosh.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Wyniki:

Milwaukee Bucks - Charlotte Bobcats 92:101 (28:23, 22:23, 24:30, 18:25)

(Knight 21, Sessions 18, Adrien 12, Henson 12 - Walker 21, Jefferson 20, Neal 18)

Toronto Raptors - Phoenix Suns 113:121 (35:37, 24:24, 31:35, 23:25)

(Lowry 28, Ross 20, Johnson 20 - Green 28, Dragic 19, Markieff Morris 16)

Miami Heat - Houston Rockets 113:104 (32:28, 25:26, 22:27, 34:23)

(Allen 25, James 24, Wade 24 - Harden 30, Howard 21, Beverley 15)

Źródło artykułu: