Anwil nigdy nie zginie - wywiad z Arkadiuszem Lewandowskim, prezesem Anwilu Włocławek
- Na końcu za wszystko odpowiada zarząd, czyli de facto ja. Dlatego nie uciekam od odpowiedzialności - mówi w wywiadzie prezes Anwilu Włocławek, Arkadiusz Lewandowski.
- Zostańmy przy najgorszym wyniku sportowym.
Najgorszy prezes?
- Każdy ma swoje zdanie.
A jakie zdanie o prezesie klubu ma... prezes klubu?
- W związku z pewnymi decyzjami i zdarzeniami z przeszłości, koszykówka we Włocławku funkcjonuje obecnie w obliczu bardzo trudnych realiów. Staramy się je zmieniać na lepsze. Ci którzy mają ochotę pamiętać szereg zaistniałych zdarzeń będą przekonani do moich racji. Nieprzekonanych i tak nie przekonam.
Mówi się, że porażka jest sierotą. Ale ktoś jest jednak odpowiedzialny za to, co oglądaliśmy w ostatnim sezonie.
- Rada Nadzorcza jako organ kontrolny może odwołać mnie na każdym swym posiedzeniu, które odbywają się przeciętnie raz, a czasami częściej niż raz w miesiącu. Zresztą, ta sama Rada Nadzorcza ma kompleksową wiedzę na temat tego, w jakich warunkach funkcjonuje spółka i jakie okoliczności, czy też ciąg zdarzeń spowodowały, że dzisiaj mamy trudną sytuację i finansową i sportową. Właściciele spółki znają również założenia i perspektywy klubu.
Jakie?
- Dotyczące wyjścia z kryzysu i planów na kolejny sezon czy też sezony sportowe...
Ciężko jest dźwigać na barkach brzemię "grabarza koszykówki"?
- Ale przecież koszykówka we Włocławku nie jest pogrzebana! Choć ciężko jest. Zwłaszcza, że nikt nie ma mi odwagi powiedzieć tego w twarz. Może to brak dostatecznej wiedzy? A może łatwiej jest opluwać z pozycji anonimowej grupy osób? Znam ten klub od 1998 roku i nigdy nie było aż tak trudnej sytuacji finansowej i w konsekwencji także sportowej. Oczywiście, najprościej jest powiedzieć, że to Lewandowski jest grabarzem koszykówki we Włocławku... Ponadto łatwiej jest dziś co niektórym nie pamiętać zdarzeń jakie miały miejsce w ostatnich trzech latach, gdy miałem zaszczyt pełnić swą funkcję. Na samym końcu - to przecież nie ja biegam za piłką i nie mogę trafić do kosza...