Bachański ocenia EuroBasket: Zostaliśmy zapamiętani. Slaughter na dłużej z polską kadrą

- Występami na EuroBaskecie pokazaliśmy, że powoli jesteśmy w stanie równać do najlepszych. Chodzi mi tutaj głównie o pomysł na grę, o styl. Mamy dobrych koszykarzy. Uważam, że zostaliśmy zapamiętani - mówi nam Grzegorz Bachański, prezes PZKosza.

Karol Wasiek
Karol Wasiek

WP SportoweFakty: Reprezentacja Polski zajęła 11. miejsce na tegorocznym EuroBaskecie. Jaką ocenę wystawia pan zespołowi w skali szkolnej?

Grzegorz Bachański: Wystawiłbym ocenę dobrą. Taka mocna "czwórka".

Czyli prezes Polskiego Związku Koszykówki jest zadowolony?

- Powiedzmy sobie szczerze, że te cele formalne, czy awans do Igrzysk Olimpijskich, gra o medale, nie zostały osiągnięte. Natomiast warto zwrócić uwagę na fakt z jakiego pułapu startowaliśmy. Wiemy, ile jeszcze pracy organizacyjnej, szkoleniowej czeka nas, aby dorównać tym najlepszym - Hiszpanom, Litwinom. Aczkolwiek uważam, że jesteśmy na dobrej drodze i tymi występami na EuroBaskecie pokazaliśmy, że powoli jesteśmy w stanie do nich równać. Chodzi mi tutaj głównie o pomysł na grę, o styl. Mamy dobrych koszykarzy. Uważam, że zostaliśmy zapamiętani.

A tego dwa lata temu w ogóle nie było.

- Wiadomo, że to nie jest jakiś mega sukces, ale biorąc pod uwagę naszą ostatnią historię, to było naprawdę nieźle. Jest na kim budować. Wykształcił się szkielet drużyny, który pozwala patrzeć optymistycznie w przyszłość. Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem odporności psychicznej naszych zawodników, zwłaszcza w tych dwóch pierwszych meczach - z Bośnią i z Rosją.

Mówi pan o filarach, na których można budować przyszłość kadry. Ponitka i Waczyński pokazali, że drzemie w nich ogromny potencjał.

- Patrzę nawet szerzej na tę kwestię. Wiadomo, że ta dwójka została zapamiętana ze względu na świetne występy. Jako trzeciego wymienia się również Przemysława Karnowskiego. Ja z kolei wymieniłbym doświadczonych zawodników. Takich graczy jak Aaron Cel, Damian Kulig, Przemek Zamojski. Oni swoim doświadczeniem, rutyną pokazali, że będą jeszcze sporo wnosić do reprezentacji. Wszyscy chwalą Pau Gasola, ale proszę zobaczyć, że on ma już 35 lat. Na jego Kulig czy Cel są młodzieniaszkowie. Patrzę również na zawodników z rocznika 93'. Oni z różnych przyczyn nie mieli jeszcze okazji zaprezentować pełni swoich umiejętności. Czekają na swoją szansę. Mam tu na myśli Michała Michalaka, Tomasza Gielo, Grzegorza Grochowskiego. Jest sporo tych zawodników. Kluczową kwestią pozostaje umiejętne poprowadzenie ich karier.

W gronie doświadczonych zawodników, którzy pokazali się z dobrej strony nie wymienił pan Marcina Gortata. W takim razie jak go pan zapamiętał?

- To nie było celowe. Trochę się tak przyjęło, że Marcina Gortata traktujemy oddzielnie, jako swoistą instytucję. Wiem, że padło wiele słów, ocen na temat jego gry, ale trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że Marcin musiał przestawić się na kompletnie inną grę, niż preferuje się w Stanach Zjednoczonych. Miał tutaj dużego biegania za środkowymi. Uważam, że jeśli rozmawiamy o drużynie, to mówmy o drużynie, a nie dzielmy na poszczególne jednostki. Nie ma to kompletnie sensu.

Czyli w tym roku Marcin Gortat bardziej dokładał tę cegiełkę do gry, niż był pierwszoplanową postacią?

- Tak. Proszę zobaczyć pewien element narracji. Dwa lata temu Dirk Bauermann budował reprezentację w układzie dwóch wież - Gortat-Lampe. Jak się skończyło, wszyscy wiemy. Taylor przyszedł z innym przesłaniem. To młody trener, jeden z najmłodszych na EuroBaskecie. Głodny sukcesu. Okazuje się, że szkoleniowiec na dorobku jest w stanie odnieść sukces. Jego pozytywna filozofia przyniosła efekt. Wydaje mi się, że Marcin dobrze wpasował się w tę rolę jednego z członków drużyny. Miał określone zadania w obronie i w ataku i to starał się realizować.

Czy nie denerwowały pana nieco wypowiedzi Marcina Gortata w trakcie turnieju? Czy jego narracja nie stanowi problemu?

- Staram się oddzielać wersję realną od medialnej. Marcin od zawsze miał temperament medialny. Aczkolwiek kiedy jest z drużyną, mieszka w hotelu, to jest profesjonalistą w 100 procentach. Wówczas nie ma mediów, a jest koncentracja na realizowaniu powierzonych zadań.

Jak pan ocenia nowego zawodnika reprezentacji Polski - A.J. Slaughtera?

- Bardzo pozytywnie. Podoba mi się fakt, że w pełni realizował założenia trenera, który coś w nim zauważył i za wszelką cenę dążył do tego, aby mieć go w drużynie. Slaughter mógłby grać dla swoich własnych statystyk, ale tego nie robił. Grał typowo pod zespół. Z meczu na mecz się rozkręcał. To jest koszykarz, który może pomóc reprezentacji. Został bardzo dobrze przyjęty przez zespół. Gdy się rozstawaliśmy, to A.J. powiedział, że na pewno przyjedzie, bo mu się podobało.

To prawda, że Slaughter ma podpisany kontrakt z Polskim Związkiem Koszykówki?

- Mamy z nim podpisany kontrakt na reprezentowanie barw narodowych. Umowa jest ważna przez co najmniej cztery lata. Gdy opiniowaliśmy nadanie obywatelstwa, to jasno mówiliśmy, że chcemy zawodnika na kilka lat. Nie chcieliśmy doprowadzić do takiej sytuacji, że gracz przyjmie polski paszport i będzie miał z tego profity, a my żadnych. Tak było w przypadku Davida Logana. Zabezpieczyliśmy się pod kątem formalnym.

Rozmawiał Karol Wasiek


Czy 11. miejsce reprezentacji Polski na EuroBaskecie jest sukcesem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×