Zbigniew Pyszniak: Czarni prawie nas zgnoili i żal było na to patrzeć

Koszykarze Siarki Tarnobrzeg nie będą udanie wspominać wyjazdu na mecz z Energą Czarnymi. Siarkowcy rozegrali zdecydowanie najsłabszy mecz w sezonie, przez co zostali rozgromnieni w Hali Gryfia.

Michał Żurawski
Michał Żurawski

Siarka Tarnobrzeg przystępowała do meczu w Słupsku jako niepokonana drużyna. Tarnobrzeżanie liczyli na sprawienie kolejnej niespodzianki i odniesienie czwartego już zwycięstwa. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna i goście z Podkarpacia ulegli Czarnym Panterom różnicą aż 37 punktów. - Nie ma za bardzo czego podsumowywać w tym spotkaniu. Każdy widział, że po prostu dostaliśmy porządne baty. Zespół Czarnych zagrał, tak jak się spodziewałem. Wiedziałem, że będą bardzo zmobilizowani i agresywni, ponieważ te nasze trzy poprzednie wygrane jakieś tam wrażenie na pewno robią. Uczulałem zespół, że będą grać na pograniczu faulu i to się po prostu stało - powiedział po spotkaniu trener Zbigniew Pyszniak.

- W pewnym momencie chcieliśmy iść na przebitkę z gospodarzami, a z takim zespołem, jaki oni mają, nie można sobie na to pozwolić. Kiedy przegrywaliśmy jeszcze tylko w granicach dziesięciu punktów to walczyliśmy, potem zaczęliśmy popełniać głupie straty. Zanotowaliśmy w drugim meczu ponad 20 strat, a to mówi samo przez siebie. Musimy wyciągnąć wnioski z tej lekcji. Niektórzy moi zawodnicy pomyśleli chyba, że są już tak dobrzy, że nie muszą nad niczym pracować, ale ten mecz pokazał im w którym miejscu są i ile jeszcze pracy ich czeka - kontynuował szkoleniowiec.

Opiekun drużyny z Tarnobrzega podkreślał, że jego podopieczni kompletnie nie zrealizowali przedmeczowych założeń. Zarzucał im brak determinacji w obronie oraz to, że kompletnie nie postawili się gospodarzom. - Naszym sposobem na pokonanie Czarnych miało być to, co zrobili oni sami. Mieliśmy wyjść agresywnie i od początku pokazać im, że się ich nie boimy. Na parkiecie wyglądało to, jakbyśmy się po prostu gospodarzy przestraszyli. Powtarzałem swoim zawodnikom przed meczem, jak i w przerwie, ze mają się po prostu normalnie bić, żeby rywale również poczuli naszą agresję. Nasz atak funkcjonował na niskim procencie, ale w obronie niektórzy po prostu stali. W ataku można mieć słabszy dzień, czegoś nie trafiać, ale w obronie to 90% to są chęci - albo ktoś chce się w niej bić, albo nie chce bić. W pewnym momencie Czarni prawie nas zgnoili i żal było już na to patrzeć. Po prostu jedna wielka katorga - zakończył wyraźnie załamany Pyszniak.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×