Daniel Dillon utrzymuje wysoką formę. "Wcześniej zwycięstwa wypadały nam z rąk"

19 punktów, pięć zbiórek i pięć asyst - Daniel Dillon gra skutecznie i jest jedną z najważniejszych postaci PGE Turowa Zgorzelec. W piątek dobry występ Australijczyka pomógł odnieść zwycięstwo nad AZS-em Koszalin.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Drugie zwycięstwo z rzędu zanotowali koszykarze PGE Turowa Zgorzelec. Wicemistrzowie Polski pokonali w piątek AZS Koszalin 85:78 i tym samym odbili się nieco od ligowego dna, w którym znaleźli się po sześciu spotkaniach Tauron Basket Ligi.

- Od początku sezonu ciężko pracujemy na treningach, żeby potem nasza forma była wysoka w meczach - mówi Daniel Dillon, jeden z liderów zgorzeleckiego zespołu.

Australijczyk rzucił koszalinianom 19 punktów, wymusił sześć przewinień, miał pięć asyst i pięć zbiórek, będąc jednym z kluczowych koszykarzy PGE Turowa. Choć trzeba zaznaczyć, że aż 17 oczek ze swojego dorobku zapisał na swoim koncie w pierwszej połowie. W drugiej, gdy zgorzelczanom grało się trudniej, dodał tylko dwa punkty z linii osobistych. Po meczu koszykarz nie krył jednak radości ze względu na sukces zespołu.

- Bywało wcześniej w sezonie, że zwycięstwa wypadały nam z rąk w podobnych okolicznościach - tłumaczy Dillon i w tym momencie trzeba wspomnieć porażki z Asseco Gdynia, Anwilem Włocławek czy BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski. - Na szczęście przeciwko AZS-owi to my zachowaliśmy się lepiej w końcówce i byliśmy w stanie wygrać - dodaje zawodnik.

W pierwszej połowie australijski obrońca pełnił rolę swoistej "odpowiedzi" PGE Turowa na fantastyczną formę Ra'Shada Jamesa, który rzucił 24 punkty. I choć ostatecznie Amerykanin zdobył aż 31 oczek, to jednak Dillon był tym, który triumfował.

- To trochę wstyd, że jeden zawodnik mógł zdobyć przeciwko nam tyle punktów, ale też trzeba jasno powiedzieć, że bardzo dobrze ograniczyliśmy resztę koszykarzy AZS-u. Większość z nich zagrała poniżej swojego poziomu i średnich punktowych - kończy Dillon.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×