Sentymentalny mecz Chylińskiego w Zgorzelcu. "Nie było to dla mnie łatwe"

Michał Chyliński w miniony poniedziałek dopiero po raz drugi w karierze zagrał w Zgorzelcu jako zawodnik zespołu gości. - Nie była to dla mnie łatwa sytuacja - przyznaje aktualny reprezentant Anwilu.

Bartosz Seń
Bartosz Seń
WP SportoweFakty

WP SportoweFakty: Potrzebowaliście tak naprawdę zaledwie kilku minut by w pełni rozprawić się z PGE Turowem Zgorzelec. Twoje cztery trójki na przełomie trzeciej i czwartej kwarty sprawiły, że czarno-zieloni nie mieli już praktycznie żadnych szans na odniesienie zwycięstwa.

Michał Chyliński:Nie powiedziałbym, że było już "pozamiatane". W tamtym momencie pozostawało jeszcze dużo czasu do końca. Na pewno cieszę się jednak, że mogłem w jakimś stopniu pomóc mojej drużynie w wywalczeniu zwycięstwa. To ważny triumf ponieważ w Zgorzelcu wygrywać nie jest łatwo Ostatnie mecze pokazują, że trzeba się sporo namęczyć, by schodzić z tego parkietu z tarczą.

Swoje pierwsze punkty zdobyłeś jednak dopiero w 28 minucie meczu. Co sprawiło, że tak trudno było ci odnaleźć swoją klepkę w PGE Turów Arenie?

- Czasami tak jest, że nie można odnaleźć swojego rytmu i ja tak miałem w pierwszej połowie. W kolejnych dwudziestu minutach stwierdziłem, że będę po prostu bardziej cierpliwy i poczekam na swoje szanse, które w końcu się pokazały. Gdy udało się trafić, to wówczas pewność siebie od razu wzrosła i grało mi się dzięki temu dużo łatwiej. To dopiero mój trzeci mecz w barwach Anwilu i potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby przystosować się do warunków i sytuacji meczowych. Trening to jednak zupełnie inna bajka. Muszę się dokładnie wdrożyć w nasz system gry.

Był to jednak jak na razie twój najlepszy występ jako reprezentanta Anwilu. Wszystko zmierza więc chyba we właściwym kierunku?

- Faktycznie, jest coraz lepiej. Mam nadzieję, że moja forma będzie zwyżkować i że w coraz większym stopniu będę mógł pomagać drużynie z Włocławka. Byle było zdrowie, a reszta przyjdzie z czasem.

W Zgorzelcu widoczna była przede wszystkim wasza głębia składu, która z pewnością predestynuje Anwil do walki o najwyższe cele.

- Nie rozpędzajmy się jeszcze. Liga jest w tym sezonie bardzo wyrównana i w tabeli jest naprawdę ciasno. Wykonujemy bardzo dobrą pracę na treningach i podczas meczów widać tego efekty. Nasza obrona funkcjonuje całkiem nieźle i dzięki niej jesteśmy w stanie zawsze zdobyć trochę łatwych punktów. Myślę, że idziemy w dobrym kierunku, ale jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o jakiś medalach.

Przeciwko Turowowi zagrałeś dopiero po raz drugi w karierze. Ostatni taka sytuacja miała miejsce w 2006 roku. Serce zabiło mocniej?

- Nie ma co ukrywać, że był to dla mnie w pewnym stopniu sentymentalny mecz i na pewno nie była to dla mnie łatwa sytuacja. Spędziłem tu kawał czasu, sporą część mojej kariery. Przeżyłem w PGE Turowie wiele pięknych chwil i znam stąd wielu wspaniałych ludzi. Gdy już wyszedłem na boisko to starałem się jednak o tym nie myśleć i po prostu robić swoje.

Po końcowym gwizdku przybiłeś sobie piątkę z fanami zgorzeleckiego zespołu. Teraz stoimy, rozmawiamy, a z trybun najmłodsi kibice cały czas krzyczą "Michał, przyjdź do nas!". Wiem, że w sporcie sentymentów nie ma, ale przyznasz, że jest to widok przynajmniej nieco rozczulający.

- Na pewno tak. Jestem dosyć sentymentalnym człowiekiem i na pewno wszystko co się w Zgorzelcu działo było dla mnie wyjątkowe. Zawsze będzie mi tu przyjemnie wracać. Chciałbym pozdrowić wszystkich kibiców Turowa, a całemu zespołowi życzyć powodzenia w bieżącym sezonie.

Rozmawiał Bartosz Seń

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×