Wojciech Kamiński: Byliśmy zdziwieni agresją w grze rywala

Porażka z Fraport Skyliners zakończyła przygodę Rosy z FEC. - Graliśmy słabo, nie ma co ukrywać - przyznał trener radomskiej ekipy, zwracając uwagę na niską skuteczność graczy w rzutach "za trzy".

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski

W środowy wieczór Rosa zakończyła przygodę z FIBA Europe Cup w sezonie 2015/2016. Porażka 58:75 z Fraport Skyliners była ostatnim spotkaniem w grupie U drugiego etapu rozgrywek. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego zanotowali w nim bilans 1-5.

Jedynie w początkowych dwóch kwartach gospodarze prowadzili wyrównaną walkę z ekipą zza naszej zachodniej granicy. - Drużyna z Frankfurtu była lepsza, szczególnie w drugiej połowie. My graliśmy słabo, nie ma co ukrywać. Nie wykorzystywaliśmy swoich atutów, nie dzieliliśmy się piłką tak, jak powinniśmy to robić - podkreślił na pomeczowej konferencji prasowej trener radomskiej drużyny. Przy zejściu do szatni jego podopieczni przegrywali zaledwie jednym punktem (36:37). W kolejnych dwudziestu minutach zdołali zdobyć jednak 22 "oczka", przy 38 przyjezdnych. - Rywale zagrali bardzo agresywnie, a my byliśmy zdziwieni, że w taki sposób można grać, to był dla nas duży problem. Poza tym, rzuty - jeżeli na własnym parkiecie notujemy 10 procent "za trzy", a przeciwnicy mają 50-procentową skuteczność w tym elemencie, to nie można myśleć o tym, żeby taki mecz wygrać - zaznaczył "Kamyk". Jego zespół oddał 19 prób zza linii 6,75, zaś niemiecka drużyna - 28, trafiając aż 14 razy.

Rosa ma więc na koncie dwie porażki z rzędu. "Wkalkulowana" przegrana z Fraport Skyliners przyszła po niespodziewanym, sensacyjnym niepowodzeniu ze Stalą. - Myślę, że najważniejsze jest to, aby zapomnieć o pierwszych czterech miesiącach i wziąć się do roboty, bo po krótkiej przerwie, jaką mieliśmy, nie wróciliśmy jeszcze na właściwe tory - zwrócił uwagę Kamiński. Po zwycięstwie z Anwilem, które zostało odniesione w połowie stycznia, aktualny wicelider tabeli TBL miał 1,5-tygodniową przerwę do kolejnego spotkania. Pokonał wtedy różnicą czterech punktów Sodertalje Kings.

Reprezentant polskiej ekstraklasy nie zrewanżował się więc podopiecznym Gordona Herberta za porażkę w pierwszym meczu (61:91). Kim Adams i jego koledzy doskonale zdają sobie sprawę z siły i możliwości środowego przeciwnika. - To jest zespół z czołówki. Wywierał na nas presję, zaburzając nasz rytm gry. Musimy nauczyć się grać pod presją i postarać się grać lepiej - podsumował amerykański środkowy, który zapisał na swoim koncie trzy "oczka".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×