Piotr Pluta: Nasza defensywa nie istniała, w ataku nic nie wpadało

Dobra postawa rzucającego w całej serii play-out nie wystarczyła do tego, aby pokonać UTH Rosę. Po ostatniej syrenie piątego meczu gracz GTK analizował przyczyny pogromu i spadku z I ligi.

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski
W środowym, decydującym o utrzymaniu piątym meczu z ACK UTH Rosą koszykarze GTK nie mieli nic do powiedzenia, przegrywając bardzo wyraźnie, bo 45:77. Jak w każdym spotkaniu, tak i tym razem wyróżniającą się postacią w szeregach drużyny z Gliwic był Piotr Pluta. On i koledzy fatalnie rozpoczęli decydujące starcie, tracąc do rywali aż 22 punkty już po pierwszej kwarcie. - Na pewno nie tak wyobrażaliśmy sobie to spotkanie, szczególnie, że wszystkie wcześniejsze pojedynki były zacięte. Nie spodziewałem się tego, że mecz skończy się takim wynikiem. Nie mogę dojść do siebie - mówił po ostatniej syrenie doświadczony rzucający.

Jak w poprzednich czterech konfrontacjach, tak i w środę 34-latek zdobył ponad 10 punktów dla swojej ekipy. Uzyskał dokładnie 16 "oczek" i miał trzy zbiórki przez ponad 30 minut spędzonych na parkiecie. Zdało się to jednak na nic. GTK spadło bowiem do drugiej ligi.

Obwodowy nie chciał sugerować, jakoby zmęczenie dużą liczbą gier oraz ich intensywnością miało zadecydować o słabszej dyspozycji doświadczonej drużyny z Gliwic w kluczowej konfrontacji. - Nie powiedziałbym, że zmęczenie, bo to było spotkanie o wszystko. Trzeba było zapomnieć, że rozegraliśmy cztery mecze, tylko wyjść i zagrać na maksa - zaznaczył Pluta.
Dobra postawa Pluty zdała się na nic Dobra postawa Pluty zdała się na nic
- Słabo spisaliśmy się w obronie, dawaliśmy rywalom łatwe pozycje, a oni bez problemu regularnie trafiali. Nasza defensywa nie istniała, a w ataku nic nie wpadało - nie ukrywał weteran pierwszoligowych parkietów.

W dwóch pierwszych spotkaniach fazy play-out, rozegranych w Radomiu, emocji nie brakowało. Oba kończyły się bowiem po dodatkowym czasie gry. - Decydowały szczegóły w tych meczach, zwłaszcza w tym pierwszym - jeden niecelny rzut osobisty. Brakowało niewiele, być może trochę szczęścia, ale jak to mówią, szczęście sprzyja lepszym. Chyba tak to trzeba tłumaczyć - rzucający analizował z perspektywy czasu porażki 80:82 i 88:92.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×