Maciej Kwiatkowski: Niewielu płacze po Currym (komentarz)

Zdjęcie okładkowe artykułu: AFP /  / Vince Carter ściskający Stephena Curry'ego
AFP / / Vince Carter ściskający Stephena Curry'ego
zdjęcie autora artykułu

Stephen Curry doznał w niedzielę kolejnej kontuzji w tych play-off. Tym razem skręcił prawe kolano i może czekać go dłuższy odpoczynek. Nagle to kto zdobędzie tytuł staje się sprawą otwartą

Drugi weekend play-off za nami i jeżeli czytasz co piszę od ich początku, to wiesz, że czas na panikę w sprawie kontuzji Stephen Curry'ego już był! Jeżeli czytasz po raz pierwszy, to przypomnę tylko, że 32 proc. z nas zgodziło się nazwać Curry'ego "mięczakiem" dzień po tym jak w zeszłą sobotę skręcił prawą kostkę. Moja dziewczyna powiedziała mi dziś przez telefon "a nie mówiłam?". Witamy w prawdziwym życiu.

Curry wrócił w niedzielę do gry i w ostatniej akcji pierwszej połowy poślizgnął się i skręcił prawe kolano. To najprawdopodobniej skręcenie więzadła MCL, czyli więzadła pobocznego piszczelowego. W poniedziałek przejdzie badanie rezonansem magnetycznym i najpewniej już wtedy dowiemy się ile czasu opuści. Choć podejrzewam, że Warriors mogą ustalić jego status jako "day to day" - czyli, że wróci lada dzień, lecz nie wiadomo kiedy.

Wg strony internetowej "In Street Clothes", która na bieżąco analizuje kontuzje, w sezonie 2015/16 było 11 przypadków skręcenia więzadła MCL i średni czas odpoczynku wynosił 15 dni. Jeśli tyle właśnie czasu miałby opuścić Curry, to nie zagrałby w 2-4 pierwszych meczach serii z Los Angeles Clippers. W takim przypadku mógłby to być cios dla szans Golden State Warriors na zdobycie tytułu. Curry potrzebowałby jeszcze czasu na odnalezienie rytmu. Miał z tym problem w niedzielę, grając po siedmiu dniach przerwy od pełnych treningów - trafił tylko 2 z 9 rzutów, miał 5 asyst, ale i 5 strat.

Poczekajmy jeszcze na wyniki rezonansu, ale nagle kwestia zdobycia tytułu mistrzowskiego może stać się sprawą bardzo otwartą. Nikt oficjalnie nie ucieszy się z kontuzji najlepszego gracza NBA. Jednak jego kłopoty z kostką, stopą i kolanem na pewno po cichu przyjęto z radością w - kolejność nieprzypadkowa - San Antonio, Cleveland, Oklahoma City i w Clippers. Zresztą, jeśli nie przyjęli ich z radością sami zawodnicy tych drużyn - nie powiedzą tego oficjalnie - to zrobili to kibice właśnie tych zespołów. Myślę, że nawet w NBA zacierają ręce, licząc na to, że w górę pójdzie oglądalność.

NBA to sport, a w ryzyko uprawiania sportu wliczone są kontuzje. Wciąż myślę, że Warriors bez Curry'ego mogą grać z Clippers jak równy z równym. Tylko, że nie jest jeszcze oczywiste czy wygrają jeden z trzech pozostałych meczów przeciwko Houston Rockets. Jeszcze mniej oczywiste jest to czy Clippers pokonają Portland Trail Blazers.

Nie pisałem od piątku, ale obejrzałem każdy weekendowy mecz, więc zobaczmy jaki jest stan wszystkich ośmiu serii I rundy.

(1) Cleveland, (8) Detroit 4-0. Ta całkiem zacięta rywalizacja szybko się zakończyła i Kyrie Irving  przypilnował, aby stało się to już w Detroit, trafiając w meczu nr 3 i 4 rzuty za trzy, które odebrały Pistons nadzieję. Irving rzucał średnio 27,5 punktów i po raz pierwszy od Finałów 2011 LeBron James nie był najlepszym strzelcem swojej drużyny w serii play-off. To była jedna z najlepiej granych rund, w których jeden zespół wygrał 4-0. Kluczowe były usprawnienia trenera Cavaliers Tyronna Lue, który już od meczu nr 1 wyciągał spod kosza centrów Pistons, grając Jamesem lub Kevinem Love na pozycji centra. Stan Van Gundy próbował odpowiadać od meczu nr 3, umieszczając swojego centra na (nie)rzucającym obrońcy Imanie Shumpercie, próbował też ustawień z Tobiasem Harrisem na pozycji niskiego centra, ale nie miał odpowiedzi na Irvinga.

Statystyka do zapamiętania: Cavaliers byli aż o 38,0 punktów PER-48 (minut) lepsi od Pistons w 28 minut gry na parkiecie duetem James-Channing Frye.

(2) Toronto, (7) Indiana 2-2. Raptors w czwartek zdeklasowali Pacers swoją intensywnością w obronie i wymusili już 12 strat do przerwy w wygranym meczu nr 3 101:85. Pacers odpowiedzieli zmianą pierwszej piątki (Myles Turner wszedł za Lavoya Allena) i rozbili Raptors 100:83 w meczu nr 4. Trener Pacers Frank Vogel  odkrył już wszystkie karty. Będę w szoku, jeśli ma co jeszcze w zanadrzu. Czas na odpowiedź trenera Raptors Dwane Casey, który wciąż jeszcze nie przesunął do piątki Patricka Pattersona w miejscu Luisa Scoli. Nie chcę przeklinać, ale DeMar DeRozan zdobywa w tej serii o 10,2 punktów mniej niż w sezonie regularnym (13,3). Casey musi znaleźć sposób w meczu nr 5, aby zdjął z DeRozana fantastycznego w obronie Paula George'a (wymusił więcej fauli ofensywnych niż jakakolwiek inna drużyna w tych play-off). Musi oswobodzić go seriami zasłon. Najlepiej zasłon z graczem, którego kryje Monta Ellis, tak by to słaby w obronie Ellis krył DeRozana. Zarówno DeRozan, jak i Casey są w ostatnim roku swoich kontraktów. DeRozan dostanie pieniądze na rynku wolnych agentów, Casey gra o swoją przyszłość w Toronto.

(3) Miami, (6) Charlotte 2-1. Historia jest nagłówkowa, ale trener Hornets Steve Clifford sam wyznał, że to jego asystent Patrick Ewing i właściciel "Bzzzzyków" Michael Jordan zasugerowali wstawienie do pierwszej piątki debiutanta Franka Kaminsky'ego. Naszego Franka, Franciszka. Kaminsky rzucił w sobotę 13 punktów w kluczowej trzeciej kwarcie i Hornets bez kontuzjowanego Nicolasa Batuma (może jeszcze zagrać w tej serii) pokonali Heat u siebie aż 96:80. Clifford w meczu nr 3 wywrócił styl gry Hornets do góry nogami i nagle z drużyny small-ballu, stali się zespołem grającym wysoko.

(4) Atlanta, (5) Boston 2-2. Pisałem przed weekendem, przy 2-0 dla Atlanty, że tylko Brad Stevens może uratować przetrzebiony kontuzjami Boston. Zapomniałem o Isaiah Thomasie, który po dwóch meczach w Bostonie jest najlepszym strzelcem tych play-off (28,3). Thomas rzucił w piątek 42 punkty, a w niedzielę Celtics pokonali Hawks po dogrywce 104:95, mimo aż 45 punktów Paula Millsapa. Stevens dokonał kluczowego usprawnienia już przed meczem nr 3 - wstawił do piątki Evana Turnera i zdjął z Thomasa odium odpowiedzialności za rozgrywanie akcji. W meczu nr 4 Thomas znów grał dużo poza piłką, w zasadzie jako rzucający obrońcą, a w ostatnim kwadransie gry Stevens ustawił do krycia Millsapa niższego o 10 cm, ale silnego jak byk Marcusa Smarta. Ten zaliczył kilka najlepszych minut swojej kariery po obu stronach parkietu. Powiem więcej - jego 2-3 kolejne minuty czwartej kwarty było jednymi z najbardziej dominujących od jednego gracza w tym sezonie.

(1) Golden State, (8) Houston 3-1. Warriors w niedzielę pobili kolejny rekord i zrobili to w niesamowitym stylu - trafili 21 trójek w meczu play-off, a Curry trafił tylko jedną z nich. Nikt o tym dziś nie mówi i nikogo to nie interesuje. Nie chcę pisać o tej serii w tym momencie, bo wszystko i tak przykrywa sprawa kolejnej w ostatnim tygodniu kontuzji Curry'ego. Widziałem sondę ESPN wrzuconą do netu po meczu - "Czy Curry powinien był grać w meczu nr 4?". Nie chciałem nawet sprawdzać odpowiedzi. Pewnie właściwa odpowiedź brzmi: "tak, powinien grać, poślizgnąć się na mokrym parkiecie i kontuzjować kolano". To odpowiedź warta pytania.

(2) San Antonio, (7) Memphis 4-0. Grizzlies walczyli tylko w pierwszych połowach obu meczów rozegranych przez ten weekend w Memphis. Skończyło się na średnio 22,0 punktach przewagi Spurs w tej serii. Spurs trafiali sporo jak na siebie, bo 10,3 trójek (47 proc.) i lepsi w play-off od nich są tylko Cavaliers (14,3) i Warriors (11,3). Nikt nie grał więcej niż 28 minut - Kawhi Leonard zdominował mecz nr 3, a Tony Parker przypomniał o sobie w meczu nr 4. Jedyne co mnie martwi to ciągły, trwający już od miesiąca, brak ofensywnej produkcji Tima Duncana, który dziś kończy 40 lat (średnio 6,8 pkt przeciwko Grizzlies), a o którym zwykło się mówić dobrze, albo wcale. Jak o zmarłych. W Grizzlies tymczasem obecne jest wrażenie, że dobiegła końca pewna era. Nie spodziewam się, że latem uda im się zatrzymać Mike'a Conleya, który będzie niezastrzeżonym wolnym agentem.

Statystyka do zapamiętania: 0 - liczba meczów rozegranych w tej serii przez dwóch najlepszy graczy Memphis Marca Gasola i Mike'a Conleya.

(3) Oklahoma City, (6) Dallas 3-1. Russell Westbrook oddaje w tych play-off najmniej rzutów od 2010 roku i zalicza blisko dwa razy więcej asyst niż jego średnia z kariery (miał 31 w dwóch meczach w Dallas). Napisałem to na Twitterze i dostałem odpowiedź "ale nie umie bronić". Tak, a Curry nie ma kolana. Dziś piąty mecz i mam nadzieję, że już jutro będę mógł napisać o serii Spurs-Thunder, od lat mojej ulubionej rywalizacji. Rywalizacji typu "głowa vs ręka". Spurs będą faworytem, ale trener Oklahomy Billy Donovan ma jedno usprawnienie, które może wygrać tę serię. Trener Spurs Gregg Popovich też ma jedno i pewnie jeszcze kilka, o których nie mam pojęcia.

(4) L.A. Clippers, (5) Portland 2-1. Wyżej brzmię jakbym rozstrzygał już o losach tej serii, ale "Rain Bros" - czyli Damian Lillard i C.J. McCollum - złożyli się w sobotę na 59 punktów, Mason Plumlee miał aż 21 zbiórek i 9 asyst w roli rozgrywającego-centra i Trail Blazers drugi mecz z rzędu spowolnili atak Clippers dobrymi usprawnieniami. Ta seria w żadnym wypadku nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Nie w takim stopniu jak zrobił to Stevens z Thomasem, ale trener Blazers Terry Stotts też zdjął z Lillarda ciężar odpowiedzialności za wyprowadzanie piłki i używa go częściej w roli rzucającego obrońcy. Z kolei McCollum ma zielone światło, by przyspieszać tempo gry, gdy gra przeciwko rezerwowym Clippers. Odniosłem jednak wrażenie - po ilości mentalnych błędów jakie popełnili Clippers w obronie - że w meczu nr 3 nie wyszli należycie skoncentrowani. W play-off czasem zwykła różnica w poziomie intensywności gry i w nastawieniu potrafi mieć równie duży wpływ - jak nie większy - co trenerskie usprawnienia. Tu czas i ilość meczów w tej serii grają na korzyść Curry'ego i Warriors, którzy chcą aby ta rywalizacja trwała jak najdłużej. Czy to doda motywacji Clippers, żeby skończyć ją szybciej? Jestem pewien, że Doc Rivers już zdążył wykonać telefon do każdego z graczy i tak im to wytłumaczyć

Co dziś?

O godz. 1 Hornets grają czwarty mecz z Heat. Popularny mem płaczącego Jordana jest powoli zastępowany przez cieszącego się Jordana. Jako kibic byłych Bobcats mam nadzieję, że Hornets już nigdy nie przegrają meczu w play-off!

O godz. 2 Thunder podejmują Mavericks, którzy kończą ten sezon poobijani, przemęczeni i rozbici przez kontuzje. Swady nie brakuje tylko Tunezyjczykowi Salah Mejri, który po meczu nr 4 zarzucił Kevinowi Durantowi "brak jaj". Ale nawet Mejri ma kłopoty z biodrem i z wjazdem do kilku państw Europy.

Najciekawiej powinno być nad ranem (4.30), więc polecam plan - jeśli masz NBA League Pass - pobudka o 6 rano i obejrzenie meczu w godzinę przy użyciu klawisza "przewiń o 10 sekund" bez przerw, reklam i rzutów wolnych DeAndre Jordana. Trail Blazers podejmują Clippers. Już wtedy powinniśmy wiedzieć coś więcej o skutkach wczorajszego upadku Curry'ego.

Optymalnie, jako fan i analityk gry, chciałbym żeby w play-off każdy zespół był zdrowy. NBA to nie jest jednak NBA 2K. Wielu koszykarzy gra o tej porze z kontuzjami, o których nawet nie mówią. Kendrick Perkins kilka lat temu grał trzy rundy z naderwanym mięśniem. Niestety, co roku w play-off dzieje się coś co pod kątem braku zdrowia zmienia ich przebieg. Kibice Warriors nie znajdą współczucia u kibiców Thunder, którzy przeżywali to przez trzy poprzednie lata. Ani w kibicach Grizzlies, Celtics czy fanach Cavaliers.

Na boisku jest to natomiast tylko i aż sport. I jeżeli nie możesz grać, to nie grasz. Mam nadzieję, że kontuzja Curry'ego to nic poważnego i zobaczymy go jeszcze w tych play-off w pełni sił. Jest dla tych oczu najbardziej magnetyzującym graczem NBA od czasu nastoletniego LeBrona Jamesa. Gra jak dron, który zrzuca bomby. Nie samolot, a motyl. Bez niego te play-off będą po prostu gorsze.

Ale też i bardziej emocjonujące.

Źródło artykułu:
Kto byłby faworytem do tytułu, gdyby Curry nie mógł już zagrać w tych play-off?
Cleveland Cavaliers
Los Angeles Clippers
Oklahoma City Thunder
San Antonio Spurs
Golden State Warriors
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (2)
adaml
26.04.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Myśle,że każdy prawdziwy kibic NBA płacze nie mogąc oglądać Cuurrego.