Wiktor Grudziński: Sport pokazał, że trzeba mieć dużo pokory w sobie

Wiktor Grudziński pozostanie w sztabie szkoleniowym Spójni Stargard na kolejny sezon. Minione rozgrywki rozpoczął on jako pierwszy trener I-ligowej drużyny. Następnie był asystentem Krzysztofa Koziorowicza, który przejął zespół na początku lutego.

Patryk Neumann
Patryk Neumann
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski

WP SportoweFakty: Jak podsumuje pan poprzedni sezon w wykonaniu Spójni Stargard? Przez większość rozgrywek prowadził pan drużynę. Następnie był drugim trenerem, a przez cały ten czas wiceprezesem.

Wiktor Grudziński: Pierwsza runda była zdecydowanie bardziej udana. Napawała większym optymizmem. Wydawało się w pewnym momencie, że ta ósemka jest absolutnie już w zasięgu. Przyszedł trudny okres, gdzie przegraliśmy szereg meczów z rzędu. To ustawiło nam sytuację w sprawie play-offów. Wierzyliśmy, że przełamiemy złą serię, a ona się ciągnęła w nieskończoność. Doszło aż do dziewięciu porażek. Po tym trzeba było się cieszyć, że mamy dziewiąte miejsce. Co do wyniku, to wiadomo, że celowaliśmy w play-offy. Nie ma pełnej satysfakcji, ale z drugiej strony utrzymaliśmy się na dziewiątym miejscu, co było bezpieczne dla klubu i nie musieliśmy się stresować, grając o życie w play-outach.

Najbardziej bolały chyba porażki z zespołami, które później spadły z ligi. Okazało się, że w rundzie rewanżowej przegraliście z trzema takimi rywalami.

- Zgadza się. Patrząc na terminarz, zakładałem, że idziemy w dobrą stronę, mamy mecze u siebie z zespołami teoretycznie słabszymi. Gdzieś tam sobie liczyłem punkty i wydawało się, że ósemka jest pewna. Sport pokazał po raz kolejny, że trzeba mieć dużo pokory w sobie i być cały czas skoncentrowanym. Nie można się zdrzemnąć na chwilę, bo później to kosztuje cenę, którą my zapłaciliśmy.

Kto najbardziej zaskoczył w I lidze? Zetkama Doral Nysa Kłodzko czy Znicz Basket Pruszków, który zajął wysokie miejsce mimo bardzo odmłodzonego składu?

- Oba zespoły przed sezonem szykowano do walki o utrzymanie. Znicz od samego początku grał w miarę stabilnie. Zwyciężał mecze u siebie. Nysa Kłodzko wygrywała tylko przed własną publicznością, co pozwoliło jej mieć dobry bilans. My tych spotkań za dużo straciliśmy. Myślę też, że bardzo dużym zaskoczeniem mimo wszystko jest dla mnie Miasto Szkła Krosno, które było absolutnie poza zasięgiem każdego zespołu. Gdzieś jeden wypadek przy pracy, ale tak mocnej i stabilnej drużyny już dawno nie widziałem w I lidze.

Prowadził pan przez większość tego sezonu Spójnię jako pierwszy trener. Już z perspektywy czasu, to było trudnym wyzwaniem?

- Przede wszystkim to zadanie, które przyszło nagle. Chcę zaznaczyć, że tego się nie spodziewałem. Z prezesem Gutowskim oraz resztą zarządu budowaliśmy skład bez trenera. Wiadomo, że szukaliśmy szkoleniowca do ostatniej chwili. Skończyłem studia w Warszawie na Wyższej Szkole Trenerów Sportu. To dawało mi możliwość, żeby przyjąć tę pracę. Wiadomo, że nie miałem absolutnie żadnego doświadczenia, jako trener, bo nigdy nie prowadziłem żadnego zespołu. Bazowałem tylko na swoich umiejętnościach i doświadczeniach nabytych, jako zawodnik. Myślę, że pierwsza runda była udana. Co się stało później, że tak stanęliśmy, to do tej pory sobie zadaję te pytania, dlaczego wpadliśmy w taki głęboki kryzys. Z drugiej strony to ogromne doświadczenie, mimo tak krótkiego czasu. Teraz jest kontynuacja. Przyszedł nowy trener, Krzysztof Koziorowicz, który jest niezwykle doświadczony. Cieszę się, że będę mógł podpatrywać i chłonąć wiedzę, którą on posiadł przez te wszystkie lata grając w Eurolidze, reprezentacji i o najwyższe cele ze swoimi zespołami. To doświadczenie jest ogromne. Można powiedzieć, że powoli już zaczynamy żyć nowym sezonem i rozglądać się nad ewentualnymi nowymi kontraktami.

To oznacza, że pozostanie pan drugim trenerem?

- Tak. Sztab trenerski nie ulega zmianie. Tak jak wcześniej powiedziałem, będę uczył się od trenera Koziorowicza, bo jest od kogo.

Budował pan skład na poprzedni sezon. Czy teraz zrobiłby pan coś inaczej?

- Zbudowaliśmy skład, na jaki nas było stać. Oprócz tego nie należy zapominać, że Arek Soczewski i Rafał Bigus złapali w tym samym czasie kontuzje. To był chyba taki przełomowy moment. Ci zawodnicy byli bardzo ważni w zespole. Gdzieś od tamtej pory zaczęło to się chwiać i w ostateczności może tego zabrakło. Co do zawodników, to nie chcę oceniać indywidualnie. Na pewno, jako zespół, mogliśmy osiągnąć więcej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×