Przemysław Frasunkiewicz: Życie zawodnika jest znacznie prostsze

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty /  /
WP SportoweFakty / /
zdjęcie autora artykułu

Przemysław Frasunkiewiczem meczem z MKS-em Dąbrowa Górnicza zadebiutuje w PLK w roli pierwszego trenera. W rozmowie z WP SportoweFakty opisuje, jak ma wyglądać jego Asseco Gdynia. Mówi także o przejściu na drugą stronę rzeki.

[b]

WP SportoweFakty: Drużyna Asseco Gdynia jest gotowa do startu Polskiej Ligi Koszykówki?[/b]

Przemysław Frasunkiewicz: Nie jesteśmy jeszcze tam, gdzie powinniśmy być. Po prostu nie da się tego zrobić w półtora miesiąca. Niektórzy jeszcze dopasowują się do tempa meczów ekstraklasowych. Jest też grupa zawodników, która jest już blisko optymalnej formy. Mowa tutaj o graczach, którzy posmakowali już gry w PLK.

Rozegraliście najwięcej sparingów ze wszystkich drużyn w lidze. To była zaplanowana strategia, by ograć tych zawodników, którzy dopiero wchodzą do PLK?

- Dokładnie. Żałuję, że nie udało nam się zorganizować wszystkich sparingów na poziomie ekstraklasy, ale to poniekąd wynikało z faktu, że dość późno przejąłem rolę pierwszego trenera Asseco Gdynia. Zależało mi na tym, by było jak najwięcej grania. Jestem zdania, że na pełnej intensywności i maksymalnym skupieniu podczas meczów ćwiczy się dużo lepiej pewne elementy, niż podczas samych treningów.

ZOBACZ WIDEO: Krychowiak: jestem zły za każdym razem, kiedy nie gram

Adam Romański po meczu Rosa - Asseco napisał, że jest pan uśmiechnięty, zadowolony, mimo przegranej różnicą 37 punktów. Czym było to spowodowane?

- Byłem zadowolony, bo zagraliśmy naprawdę dobre zawody. Z taktycznego punktu widzenia zrobiliśmy wszystko, na co było nas stać. Nie mogliśmy trafić rzutu z otwartej pozycji, z kolei Rosa trafiała wszystko, nawet przez ręce. To były niewiarygodne rzuty. Nic nie mogliśmy zrobić. Ostatnio Piotr Blechacz, mój asystent, powiedział: rola trenera kończy się w momencie, kiedy zawodnik ma piłkę i zaczyna rzucać do kosza. Wówczas wszystko zależy od niego samego.

Na ile Asseco Gdynia odkryło karty w okresie przedsezonowym?

- Taktycznie do połowy. Jeśli chodzi o samych zawodników to do końca nie wiadomo, bo trudno powiedzieć, jak zafunkcjonują w PLK. Sparingi sparingami - jedni grają lepiej, drudzy nieco gorzej. Trzeba poczekać na ligę i zobaczyć, jak zareagują poszczególni gracze. Jednych stres paraliżuje, drudzy w ogóle nie przykładają wagi do tego.

Co to znaczy "taktycznie do połowy"? Pewne schematy ukrywaliście?

- Nie będę kłamał - nie graliśmy wszystkiego we wszystkich meczach. Chcieliśmy utrudnić scouting drużynom przeciwnym na samym początku ligi, bo wiadomo, że po kilku kolejkach wszystko będzie wiadome i nikt nikogo nie zaskoczy.

Scautowaliście już MKS? Oglądaliście ich mecze?

- Oczywiście. Oglądaliśmy ich mecze, mamy przygotowany materiał. Mamy najlepszego scoutera w Polsce. Chcemy, aby zespół do meczów był świetnie przygotowany pod względem taktycznym. Nad tym możemy zyskać przewagę nad rywalami.

Ciekawi mnie jedna rzecz. Trenujecie zagrywki podczas zajęć, ale nie pokazujecie ich na sparingach, bo chcecie rywala zaskoczyć w PLK. Nie ma jednak takiej obawy, że może to jednak w lidze nie wypalić?

- Nie ma takiej obawy, bo my mamy te zagrywki znakomicie przećwiczone. To nie jest tak, że ich podczas sparingów nie graliśmy. Po prostu w jednych meczach realizowaliśmy 30 procent zagrywek, w innych graliśmy tylko same pick&roll i tranzycję. Co zamierzał pan przez to sprawdzić?

- Różne rzeczy. Warto zwrócić uwagę na jedną rzecz. Zawodnicy w ostatnich latach w PLK grają przede wszystkim pick&rollem. Taktyka głównie się na tym opiera i wszyscy się do tego przyzwyczaili. Za dużo pojawiło się u nas graczy, którzy tylko klepali piłkę, a podawali tylko w ostateczności. W pick&rollu chodzi o zupełnie o co innego. Mi zależy na tym, aby piłka u nas przechodziła z rąk do rąk. Nie chcę, by ktoś ją przetrzymywał, bo wówczas inni tylko czekają i nie są pewni.

Ale Krzysztof Szubarga był znany z tego, że lubi przetrzymać piłkę w ofensywie. Czy przekonał pan go do swojej filozofii?

- Też trzeba być elastycznym i każdemu dać to, co lubi. Jeżeli gra Krzyśka jest efektywna to niech to gra. Po prostu. Jeżeli będzie mu trudniej z jakimś rywalem to wówczas zagramy nieco inaczej. Będziemy gotowi do różnych ustawień.

Jego powrót jest takim języczkiem uwagi. Jakiego Krzysztofa Szubargi możemy się spodziewać?

- To jest mądry zawodnik, który w sparingach sprawdzał możliwości drużyny. Były takie mecze, w których w ogóle nie brał na siebie odpowiedzialności. Tylko podawał, kreował i sprawdzał, kto co może. W innych meczach, w których graliśmy o wygraną, to brał na siebie grę i trafiał kluczowe rzuty. To prawdziwy rozgrywający.

Będzie pan od niego wymagał cech przywódczych?

- On taki jest i na pewno będzie ustawiał kolegów w meczach ligowych. Cieszę się, że mamy takiego zawodnika w drużynie.

Pamiętam naszą rozmowę sprzed kilku miesięcy. Mówił pan wówczas o wpływie różnych trenerów na pana karierę. Wydaje się, że najbliżej panu do filozofii Tomasa Pacesasa.

- U niego wszedłem na najwyższy swój poziom. Pokazał mi, jak wygrywa się na najwyższym poziomie. Zrozumiałem najmniejsze szczegóły i detale koszykówki. Wiedziałem o nich wcześniej, ale zdawałem sobie sprawy, że one mają tak duże znaczenie.

W sparingach nie oszczędzał pan zawodników, niektórzy usłyszeli sporo cierpkich słów.

- Będzie ostro, bo nie prowadzimy tutaj przedszkola. To jest drużyna zawodowa. Cieszę się, że mamy tylu młodych zawodników w składzie, bo dla nich jest to niepowtarzalna okazja do tego, by się wybić.

Usłyszałem ostatnio taką opinię, że niektórzy będą chcieli przyjść i zobaczyć, jak pan zachowuje się w trakcie meczu.

- Serdecznie zapraszam tych ludzi. Ja po prostu staram się jak najlepiej wpłynąć na tych zawodników. Chcę z nich jak najwięcej wyciągnąć. Metody są jednak różne - na niektórych działa typowa "suszarka", innych trzeba głaskać. Są też tacy, których trzeba przegrzać na ławce. Na każdego mam sposób.

Co najbardziej zmieniło się w pana życiu od momentu przejęcia roli pierwszego trenera? Telefony częściej dzwoni?

- O tak i to mnie najbardziej denerwuje. Nie lubię takich rzeczy. Wolę skupić się na prowadzeniu zespołu. To mi się podoba. Nie ukrywam, że w domu dużo siedzę i analizuję różne kwestie. Czasami aż nawet za dużo tego robię. Jestem takim maniakiem. Mogę śmiało powiedzieć, że życie zawodnika jest znacznie prostsze.

Rozmawiał Karol Wasiek

Źródło artykułu:
Czy Przemysław Frasunkiewicz poradzi sobie w roli pierwszego trenera?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (0)