NBA: Jeziorowcy w play off

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Na Wschodzie awans do play off wywalczyli już Cleveland Cavaliers, Boston Celtics i Orlando Magic. Pierwszym zespołem z Konferencji Zachodniej, który zapewnił sobie udział w grze o najwyższe cele jest Los Angeles Lakers. Jeziorowcy pokonali na wyjeździe San Antonio Spurs a fenomenalny mecz rozegrał Kobe Bryant. Tymczasem po raz pierwszy od 10 lat Cleveland Cavaliers wygrali na parkiecie Phoenix Suns. Wszystko za sprawą LeBrona Jamesa, który zanotował trzecie z rzędu triple-double!

- Wydawało mi się, że całkiem dobrze broniliśmy, jednak w ich szeregach był świetny Kobe. Robiłem wszystko, co w mojej mocy żeby go powstrzymać, ale on naprawdę jest zabójczy - przyznał George Hill, obrońca San Antonio Spurs. Starcie dwóch najlepszych zespołów z Konferencji Zachodniej było bardzo dobrym widowiskiem i rozstrzygnęło się dopiero w czwartej kwarcie. W niej koszykarze z Teksasu odrobili niemalże cały 18-punktowy deficyt z pierwszej połowy i omal nie doprowadzili do remisu. Bohaterem gości okazał się Kobe Bryant, który zdobył co prawda 23 punkty, jednak był niezawodny w kluczowych momentach. Lider Jeziorowców na niespełna 2 minuty przed końcową syreną trafił nieprawdopodobny rzut za trzy punkty, mimo że tuż przed sobą miał obrońcę zespołu gospodarzy. 23 punkty i 11 zbiórek dołożył Pau Gasol a 12 "oczek" zapisał na swoim koncie powracający po meczu przerwy Lamar Odom.

- Nic nam nie wychodziło w ofensywie. W obronie niby broniliśmy a oni i tak trafiali rzut za rzutem. Na początku byliśmy w głębokiej dziurze, a z takiego stanu bardzo trudno wydostać się. Zwłaszcza jeśli grasz przeciwko Los Angeles Lakers - powiedział Tony Parker, który wraz z Michaelem Finley’em zdobyli po 25 punktów. Francuz spisywał się słabo w pierwszej połowie, kiedy to zdobył zaledwie 5 "oczek". Dla Ostróg była to dopiero 4 porażka w ostatnich 22 meczach przed własną publicznością. Mimo tego podopieczni Gregga Popovicha zajmują pozycję wicelidera w Konferencji Zachodniej.

W Arizonie nie ma już chyba optymistów. Phoenix przegrali 6 kolejny mecz i ich szanse na grę w play off zmalały praktycznie do zera. Wszystko za sprawą Cleveland Cavaliers, którzy wygrali w US Airways Center pierwszy raz od 10 lat! Była to jedyna hala w NBA, w której LeBron James jeszcze nie wygrał. Lider Cavs był niezwykle mocno zdeterminowany i jak zwykle szalał na całej powierzchni boiska. Nie dość, że osiągnął trzecie z rzędu triple-double, to na dodatek był autorem najważniejszego bloku w meczu. James efektownie powstrzymał biegnącego sam na sam z koszem Jasona Richardsona, choć gracz Słońc mocno protestował domagając się faulu. - W dzisiejszej NBA, gdzie trzeba rozegrać 82 spotkania, jest prawdopodobnie niemożliwością osiągniecie średniej na poziomie triple-double. Jeśli jednak miałbym wskazać jedną osobę, która mogłaby tego dokonać, to wskazałbym na naszego gracza - powiedział Mike Brown, trener Cleveland.

Gospodarze niemalże do połowy ostatniej odsłony dotrzymywali kroku rywalom, lecz punktem zwrotnym był niewątpliwie nieudany wsad Richardsona. Chwilę potem Sasha Pavlovic trafił celną "trójkę" i goście odskoczyli na 5-punktowe prowadzenie (100:95). W całym meczu Cavs aż 17-krotnie dziurawili kosz przeciwnika zza linii 7,24m, co jest ich najlepszym wynikiem w sezonie. 6 razy dokonywał tego Maurice Williams, autor 30 punktów. Rozgrywający Cavs po raz kolejny potwierdził swoją wysoką formę i aspirację drużyny z Ohio do gry o najwyższe cele.

San Antonio Spurs - Los Angeles Lakers 95:102

(T. Parker 25, M. Finley 25, T. Duncan 16 (11 zb) - P. Gasol 23 (11 zb), K. Bryant 23, L. Odom 12 (10 zb))

Phoenix Suns - Cleveland Cavaliers 111:119

(M. Barnes 21, S. Nash 20, G. Hill 15 - L. James 34 (13 as, 10 zb), M. Williams 30, S. Pavlovic 16)

Źródło artykułu: