Obietnica, która stała się koszmarem. Stanley Burrell o swoim powrocie do Słupska

Stanley Burrell kilka lat temu obiecał, że wróci do zespołu ze Słupska i powalczy o mistrzostwo Polski. Jego powrót stał się faktem, ale po zaledwie dwóch miesiącach zawodnik rozstał się z drużyną. Amerykanin opowiada o swojej krótkiej przygodzie.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
WP SportoweFakty
WP SportoweFakty: Dlaczego pana przygoda z Energą Czarnymi tak szybko dobiegła końca? Jak pan podchodzi do swoich występów w słupskim zespole?

Stanley Burrell: Trzeba zacząć od tego, że zaszło kompletne nieporozumienie pomiędzy managmentem klubu i trenerem w sprawie oceny moich możliwości i przydatności do zespołu. Działacze ściągali mnie do Słupska po to, żebym stworzył z Blassingame'em "duet marzeń" i poprowadził drużynę do sukcesów. Szkoleniowiec jednak na to nie pozwolił. W ogóle nie korzystał z takiego ustawienia podczas sparingów, a później także w meczach ligowych.

Podobno dochodziło do spięć pomiędzy panem i Blassingame'em. To prawda?

- To złe słowo. Po prostu dochodziło pomiędzy nami do utarczek słownych, ale tylko w trakcie rywalizacji. Nic w tym dziwnego, ponieważ sport zawsze wyzwala sporo emocji. Jeden chce ograć drugiego. Ale mogę zapewnić, że nigdy nie było pomiędzy nami zgrzytów poza parkietem. Zawsze się dużo śmialiśmy, żartowaliśmy na wiele tematów. Szkoda, że tego nie widział trener, który trzymał nas na dystans podczas treningów, nie pozwalał złapać wspólnego języka. Nie mogliśmy zbudować chemii, brakowało porozumienia.

Był pan zaskoczony faktem, że klub rozwiązał z panem umowę?

- Nie. Wręcz przeciwnie. Byłem szczęśliwy, że odszedłem z zespołu. Czułem dużą frustrację. Nie chciałem grać dla trenera Stelmahersa. On nie był dobrym szkoleniowcem. Z tego co wiem, to niektórzy zawodnicy mieli podobne zdanie na jego temat. Żałuję jednej rzeczy. Nie mogłem ponownie pokazać się przed słupską publicznością. Chciałem jej dać trochę radości.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Malarz: Kibic nie męczy się już na naszych meczach

Trener Stelmahers tak bardzo pana rozczarował?

- Tak. Denerwowała mnie jego mentalność. Był do wszystkiego negatywnie nastawiony. Nie zarażał optymizmem. Nie inspirował zawodników, którzy byli nieco jak w klatce. Nie mogli rozwinąć skrzydeł. Nieporozumienia były także z innymi koszykarzami. Na przykład Jerel Blassingame kłócił się ze Stelmahersem, nie respektował jego poleceń.

Porozmawiajmy trochę o pana odejściu z klubu. Na co się pan umówił z władzami Energi Czarnych Słupsk?

- W momencie rozstania się z Energą Czarnymi Słupsk mój kontrakt przewidywał wypłacenie jeszcze sześciu wypłat. Zaproponowałem: odejdę, jak dostanę dwie wypłaty do przodu. Doszliśmy do porozumienia. Zdawałem sobie sprawę, że działacze od razu mi tych środków nie przeleją. Nie robiłem problemów. Umówiliśmy się na przelanie środków do końca listopada. Choć już wtedy Marcin Sałata (generalny menedżer - przy. red.) powiedział mi wprost, że pieniędzy nie zobaczę.

Dlaczego?

- Podczas ostatniej naszej rozmowy w Słupsku, którą nagrałem, dał mi jasno do zrozumienia, że pójdzie do mediów i powie, jak zachowywałem się podczas treningów i meczów. To niby miała być przyczyna do zwolnienia i nieopłacenia mojego kontraktu. Odpowiedziałem mu jasno, że to są kłamstwa. Wydaje mi się, że zdawał sobie z tego sprawę, ale musiał coś zrobić, bo klub nie miał w tym momencie pieniędzy na zapłacenie moich zaległych wypłat. Byłem w szoku takim obrotem spraw, ale też wkurzony, bo on takim działaniem chciał zrujnować moją reputację, a ja na to nie mogę pozwolić. Nigdy nie dałem powodów do tego, żeby w ten sposób o mnie mówić. Nie imprezowałem, nie piłem alkoholu.

Wtedy pojawiła się myśl o pójściu do BAT?

- Tak. Miałem dość tych kłamstw. Wkurzyłem się i powiedziałem, że odzyskam cały kontrakt. Wszcząłem nawet całą procedurę poprzez mojego prawnika, który poinformował o tym klub. I co się okazało? Nagle otrzymałem pieniądze. Wydaje mi się, że działacze doskonale zdawali sobie sprawę, że byli na przegranej pozycji i musieliby zapłacić cały kontrakt.

Czyli sprawa jest zakończona?

- Tak. Dostałem dwie wypłaty i nie pójdę do sądu. Szkoda, że tak to wszystko wyglądało. Zupełnie inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. Niestety życie napisało swój scenariusz.

Gdzie pan teraz będzie grał?

- Mogłem grać na Litwie. Jeden z klubów chciał mnie zatrudnić. Miałem propozycję, ale uznałem, że muszę nieco odpocząć od koszykówki. Chciałem poświęcić się synowi, z którym nie widziałem się przez dwa miesiące. Gdybym podpisał kontrakt to ta przerwa wydłużyłaby się do pięciu miesięcy. To zbyt długo.

Rozmawiał Karol Wasiek

Czy Energa Czarni pod rządami Robertsa Stelmahersa zdobędą medal?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×