Rosa "przespała" pierwszą połowę. "Poza trzecią kwartą, Anwil dominował w całym meczu"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / ANNA KLEPACZKO/ FOTOPYK / Na zdjęciu: koszykarze Anwilu Włocławek
Newspix / ANNA KLEPACZKO/ FOTOPYK / Na zdjęciu: koszykarze Anwilu Włocławek
zdjęcie autora artykułu

W niedzielnym meczu Energa Basket Ligi Anwil Włocławek nie dał szans Rosie Radom, wygrywając 79:65. W pierwszej połowie zatrzymał rywali na 22 punktach. - Wymusiliśmy 20 strat przeciwników, to duża zasługa naszej defensywy - stwierdził Igor Milicić.

Mecze Rosy Radom z Anwilem Włocławek zawsze wzbudzały duże emocje. Nie inaczej było w spotkaniu 18. kolejki bieżącego sezonu Energa Basket Ligi. Stało się to jednak dopiero w trzeciej kwarcie, w której gospodarze zniwelowali blisko 20-punktową stratę do rywali. Po początkowych dwudziestu minutach Rottweilery prowadziły bowiem 37:22. - "Przespaliśmy" w ataku pierwszą połowę, bo 22 zdobyte punkty to zdecydowanie za mało. Na początku trzeciej kwarty Anwil "dorzucił" i później musieliśmy "gonić", niestety się nie udało - przyznał Michał Sokołowski.

Pełniący obowiązki kapitana obwodowy - do końca sezonu nie zagra już Robert Witka - był drugim najlepszym strzelcem Rosy. Zdobył 15 punktów, zaś 20 rzucił Kevin Punter. 14 "oczek" uzyskał Igor Zajcew, ale gdy w końcówce czwartej odsłony Ukrainiec i reprezentant Polski musieli opuścić parkiet z powodu popełnienia pięciu fauli, było jasne, że miejscowi ten pojedynek przegrają.

Zadowolenia z odniesionego triumfu nie ukrywał Igor Milicić. - Bardzo fajna wygrana dla naszego zespołu, na trudnym terenie w Radomiu. Wiemy, że "złapaliśmy" przeciwnika w nie najlepszym okresie. Widać, że Rosa jest "na rozdrożu", ale jestem przekonany, że europejskie puchary wyjdą jej na dobre w późniejszej fazie naszych rozgrywek. W tym meczu, dopóki kontrolowaliśmy kontratak oraz Puntera i Sokołowskiego, mieliśmy bardzo przyzwoity wynik - podkreślił.

Kiedy kluczowi gracze radomskiej ekipy złapali jednak odpowiedni rytm, liderowi tabeli było zdecydowanie trudniej. - W drugiej połowie nie do końca nam się to udało i Rosa wróciła do meczu. Jestem najbardziej zadowolony z tego, że właśnie wtedy wytrzymaliśmy falę rywali, która generalnie kończy się wygraną gospodarza. My jednak wymusiliśmy kolejne straty przeciwników, 20 strat Rosy to duża zasługa naszej defensywy - zwrócił uwagę trener.

Kibice zgromadzeni w Hali MOSiR-u w Radomiu mogli mieć nadzieję po trzeciej kwarcie, którą ich ulubieńcy wygrali 31:18, mając zaledwie dwa punkty deficytu przed decydującą częścią. - W dzisiejszej koszykówce, która jest mocno zmieniona pod względem reguł - zatrzymywania kontry i odgwizdywania pewnych fauli - już nie ma możliwości kontrolowania meczu od pierwszej do ostatniej minuty. Taki przestój to nawet nie przestój, bo gdy przeciwnik robi 9:0, z czego jest jedna "trójka", kontra i potem wpada jeszcze jeden rzut, a minęło 40 sekund, to nawet nie ma sensu brać przerwy - tłumaczył dynamiczny zwrot wydarzeń Milicić.

Wojciech Kamiński zdał sobie sprawę z wyższości rywala. - Myślę, że z wyjątkiem trzeciej kwarty Anwil dominował w całym meczu. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy swojej szansy, bo po trzeciej kwarcie można było mieć nadzieję. Walczyliśmy, odrobiliśmy straty, natomiast trzy bardzo proste błędy w obronie na początku czwartej kwarty zadecydowały o tym, że Anwil "odjechał" i później kontrolował mecz. Szkoda, ale był lepszą drużyną i w pełni zasłużył na zwycięstwo - zakończył szkoleniowiec Rosy.

ZOBACZ WIDEO Witold Bańka: To sygnał dla związków sportowych

Źródło artykułu: