Vladimir Dragicević: Anwil miał pecha, że trafił na Stelmet już w półfinale

Wszyscy mówią, że jesteśmy "spasionymi kotami". Mamy najstarszy zespół w lidze, ale doświadczenie w play-off ma ogromne znacznie. Anwil to bardzo dobra drużyna, która miała pecha, że trafiła na nas już w półfinale - mówi Vladimir Dragicević.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Vladimir Dragicević Newspix / Tomasz Browarczyk / Na zdjęciu: Vladimir Dragicević

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Nie lubi pan Ivana Almeidy?

Vladimir Dragicević, koszykarz Stelmetu Enei BC Zielona Góra: A skąd to pytanie?

Widzę, że w trakcie meczu nie szczędzicie sobie kuksańców, trash-talking także obowiązuje. Z czego to wynika?

Z rangi spotkania. To są play-offy, więc każdy chce jak najlepiej dla swojego zespołu. Nikt nie odpuszcza. Ale chcę jednocześnie zapewnić, że nie ma konfliktu między nami. Po prostu tak się walczy w meczach o wielką stawkę. Pytasz o trash-talking, ale ja nie mówię do niego nic złego. Była taka sytuacja, że on odbił się ode mnie. Podszedłem i zapytałem: "wszystko w porządku?" Podałem mu nawet rękę, żeby wstał.

A może jest pan na niego zły, że to on został wybrany MVP sezonu zasadniczego?

Nie, to nie jest prawdą. Bycie MVP jest sporym wyróżnieniem, ale dla mnie liczy się kolejne mistrzostwo Polski. To jest osiągnięcie. Ludzie pamiętają o tych, którzy zdobyli złoty medal, a nie o tych, którzy byli MVP, a nic nie zdobyli.

Był pan zły, rozczarowany, gdy zobaczył głosy trenerów na MVP?

Nie. Szanuję wybory trenerów, ale nie chcę tracić czasu na rzeczy, na które nie mam wpływu. Mnie interesuje kolejne mistrzostwo Polski.

Mecz numer trzy w tej serii był genialny, stał na wysokim poziomie, ale byliście o krok od wielkiej katastrofy. Co tam się stało w końcówce czwartej kwarty, w której straciliście sześć punktów w ciągu kilku sekund?

Aż nie chcę myśleć, co by było, gdybyśmy ten mecz przegrali. Trudno byłoby się podnieść po takiej klęsce. Prowadziliśmy i mieliśmy wszystko w swoich rękach, a tu nagle Anwil trafił "3+1", później przechwyt i kolejne punkty.

W dogrywce rywale prowadzili już sześcioma punktami. Była obawa, że się nie uda?

Oczywiście. Nie zapominajmy, że jesteśmy tylko ludźmi i też mamy emocje. Choć... w tym meczu James Florence zagrał jak "nadczłowiek". Trafiał z niewiarygodnych pozycji, praktycznie w pojedynkę wygrał mecz. Należą mu się duże gratulacje. Pokazał, że jest świetnym koszykarzem.

Niektórzy was lekceważyli, a jesteście o krok od szóstego finału w historii klubu.

Wszyscy mówią, że jesteśmy "spasionymi kotami". Faktycznie mamy najstarszy zespół w lidze, ale nie wolno zapominać, że doświadczenie w play-off ma ogromne znacznie. To kluczowa kwestia, która robi różnicę. Anwil to także bardzo dobra drużyna. Włocławianie mieli jednak sporego pecha, że trafili właśnie na nas już w półfinale.

Ale seria jeszcze trwa...

Wiem, ale czwarty mecz w tej serii zagramy w Zielonej Górze. Własna hala to nasz duży atut. Świetnie się tutaj czujemy, kibice nas napędzają do jeszcze lepszej gry. Zrobimy wszystko, żeby zakończyć tę serię już w piątek.


Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO Damian Wrzesiński czuje się wygranym po remisowej walce na Polsat Boxing Night
Jakim wynikiem zakończy się seria Stelmetu z Anwilem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×