Mecz życia "gdyńskiego Robin Hooda". Jego strzały załatwiły Anwil
Dariusz Wyka na długo zapamięta spotkanie z Anwilem Włocławek (98:89). Zawodnik nazywany "gdyńskim Robinem Hoodem" zdobył 22 punkty, trafiając cztery rzuty z dystansu. - Cieszę się, że jestem w tak mocnej drużynie - mówi polski podkoszowy.
Czyli nie czuje się pan MVP meczu?
W żadnym wypadku.
ZOBACZ WIDEO Serie A: piękny gol Piątka. Polak centymetry od dubletu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Dlaczego z Anwilem zagraliście dwie kompletnie różne połowy?
W pierwszej połowie byliśmy ospali, brakowało tej odpowiedniej energii, z której jesteśmy znani. W szatni padło sporo męskich słów. Powiedzieliśmy sobie wprost, że nie możemy grać w ten sposób, zwłaszcza, że na trybunach pojawiło się tylu kibiców, prezesów, a mecz był transmitowany. Zadziałało, w drugiej połowie pokazaliśmy jaja. Agresywniejsza obrona napędziła grę w ataku.
Anwil szybko się przekonał, że nie można pana zostawiać wolnego na obwodzie. Po celnych "trójkach" mógł pan demonstrować swoją cieszynkę. Skąd pomysł na strzelanie z łuku? Był pan kiedyś łucznikiem?
Pomysł narodził się jeszcze za czasów gry w Krośnie. Po jednym z rzutów za trzy punkty pokazałem właśnie coś takiego i tak też zostało. Koledzy śmieją się i mówią na mnie "Robin Hood". Mi to odpowiada. Nigdy jednak nie byłem łucznikiem.
Po jednej z akcji w czwartej kwarcie, w której fatalnie spudłował pan spod kosza, nie ukrywał pan swojej złości.
Powinienem tę akcję skończyć wsadem, a tak dałem typowego "kartofla". To było kompletnie irracjonalne zagranie. Mam nauczkę. Następnym razem skończę to z góry.
Zobacz także: Aaron Cel deklaruje: Gramy o mistrzostwo Polski
W wakacje do zespołu dołączyło trzech nowych podkoszowych. Była obawa, że zabraknie dla pana miejsca w zespole?
Dostałem jasną informację z klubu, że będę zmiennikiem na pozycjach 4 i 5. Nie ukrywam, że ucieszyłem się z tej wiadomości, bo zawsze chciałem grać na "czwórce". Musiałem w wakacje przestudiować nasz playbook, tak aby znać wszystkie zagrywki na tych pozycjach.
Woli pan operować na obwodzie niż pod koszem?
Tak. Lubię postawić zasłonę mniejszemu zawodnikowi i następnie otworzyć się do rzutu z dystansu. Uważam, że po takiej grze jest mnóstwo otwartych pozycji.
Gra w EuroCupie to spełnienie marzeń?
Powiem szczerze, że nigdy nawet nie pomyślałem o tym, że w swojej karierze zagram w europejskich pucharach. Cieszę się, że jestem w tak mocnej drużynie.
Jak się panu w niej funkcjonuje?Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Robię swoje. Nie wychodzę przed szereg, nie robię rzeczy, których nie potrafię. Skupiam się na tych kwestiach, o które poprosi mnie trener Frasunkiewicz.
Ale czasami bywa ostro. Trener nie patyczkuje się i potrafi użyć mocnych słów.
Trener jest trochę ekspresyjny i wybuchowy, ale mi jego styl odpowiada. Potrafi świetnie zmotywować zawodników.
Czemu zmienił pan numer?
To ciekawa historia. Na niektórych tablicach nie jest wyświetlany numer 99. I gdybyśmy zagrali na obiekcie w EuroCupie, w którym mój numer by się nie wyświetlił, to musiałbym zapłacić karę. Klub mnie poprosił o zmianę. Wybrałem "91" - rocznik mojego urodzenia.