Po zakończeniu ostatniego hitu w Energa Basket Ligi, w którym Arka Gdynia ograła Stelmet Enea BC 78:65, właściciel zielonogórskiego klubu Janusz Jasiński na korytarzach hali z dużą pewnością przekonywał, że gdynianie niczego w play-off nie zwołują.
To także potwierdził w piątkowym programie w Radiu Zielona Góra. - Jeżeli chcesz mieć mistrzostwo, to musisz mieć coś więcej niż tylko dwie gwiazdy - mówił w rozmowie z Jackiem Białogłowym.
Jego słowa to efekt fenomenalnego występu duetu Amerykanów: Florence'a i Bostica, który uzyskał 58 punktów, co stanowiło prawie 75 procent całego zespołu!
ZOBACZ WIDEO Real Madryt wymaga przebudowy. "Bale może wylecieć jako jeden z pierwszych"
- Jak ktoś się martwi, że wygraliśmy u siebie ze Stelmetem, a najlepsi gracze rzucili najwięcej punktów, to ma po prostu problem - odpowiada Przemysław Frasunkiewicz, trener gdyńskiego zespołu.
Po tym meczu w kuluarach zaczęły się spekuluje, czy Arka grająca w ten sposób jest w stanie osiągnąć sukces w fazie play-off. Jedni mówią, że łatwo odczytać zamiary ofensywne lidera Energa Basket Ligi, inni z kolei przekonują, że Bostic i Florence to nie wszystko. Wymieniają innych groźnych strzelców. Takiego zdania jest np. Marek Łukomski, trener AZSu Koszalin, który właśnie ograł na wyjeździe Anwil Włocławek.
W luźnej rozmowie mówi tak: "Stelmet w tym meczu w ogóle nie podwajał, więc tak naprawdę nie mogliśmy przekonać się o sile innych strzelców. Przecież w Arce grają jeszcze Garbacz, Dulkys czy Wołoszyn. Jeśli obrońca odejdzie od takiego zawodnika, to może spodziewać się rzutu z ich strony. Arka jest ciekawie skonstruowana i korzysta z dużej siły zawodników obwodowych."
Zobacz także: Marcin Stefański po debiucie: Nie wyobrażam sobie PLK bez Trefla
Frasunkiewicz przed rozpoczęciem sezonu jasno deklarował, że chce oprzeć drużynę na dwóch liderach: Bostic i Florence. Co prawda przez kilka pierwszych miesięcy były pewne problemy z hierarchią, ale po zaakceptowaniu przez wszystkich zawodników swoich ról drużynie gra Arki zaczęła wyglądać znacznie lepiej.
Trener Arki przekonuje, że momentem przełomowym było... pierwsze spotkanie ze Stelmetem Eneą BC, w którym gdynianie nie mieli nic do powiedzenia i przegrali aż 93:113. Wtedy doszło do poważnych rozmów, podczas których jeszcze raz przypomniano hierarchię w zespole, ale jednocześnie zdano sobie sprawę, że czas rozejrzeć się na rynku za wzmocnieniami. Pozyskano dwóch graczy zadaniowych: Ginyarda i Wołoszyna, którzy w błyskawicznym tempie wkomponowali się w system gdyńskiej drużyny. Nie zabrali rzutów liderom, ale dali dużo wsparcia w elementach, które nieco szwankowały.
- To są zawodnicy bardzo uniwersalni, którzy mogą grać na wielu pozycjach w ataku, jak i w obronie. Są bardzo zespołowi, żaden z nich nie patrzy na swoje statystyki. Liczy się wynik końcowy. Mamy coraz lepiej ustawioną hierarchię w zespole, co może być kluczowe w najważniejszym momencie sezonu - tłumaczy Frasunkiewicz i przypomina, że od listopadowego meczu w Zielonej Górze Arka przegrała tylko jedno spotkanie w lidze.
Z kolei oglądając Stelmet można odnieść takie wrażenie, że brakuje lidera, zawodnika, który weźmie piłkę do rąk i zmieni przebieg meczu - tzw. "game-changer". Wiemy, że zielonogórzanie szukali na rynku takiego koszykarza - padały różne kandydatury, ale ostatecznie czterokrotni mistrzowie Polski przeprowadzali dwa solidne, ale mało spektakularne transfery. Do Stelmetu z Parmy Basket Perm trafili Amerykanie: Kodi Justice i Michael Humphrey.
- Po ostatnim sezonie mam awersję do gwiazd - zaskoczył mnie swoją wypowiedzią Janusz Jasiński, z którym duży wywiad na dniach zostanie opublikowany na WP SportoweFakty.
Jacek Białogłowy, dziennikarz Radia Zielona Góra, dopytywał ostatnio trenera Igora Jovovicia: "kto jest liderem zespołu?", "czy jest w tej drużynie taki zawodnik jak Bostic czy Florence?" Czarnogórzec odpowiedział, że Stelmet stawia na grę zespołową. Tą drogą chce zdobyć piąte mistrzostwo Polski. - Mamy kompletnie inny profil drużyny. Wiem, że w Arce są zawodnicy, którzy potrafią zdobyć po 30-40 punktów, ale to nie oznacza, że nasz styl gry jest zły i trzeba go zmieniać - mówił.
W Arce rozpalone gwiazdy potrafią w pojedynkę wygrywać mecze. W TOP4 to jedyna drużyna, która jest w ten sposób skonstruowana. Stelmet i Polski Cukier postawiły na kolektyw, ale bez wyraźnego lidera, który w ważnych momentach może wziąć na siebie ciężar zdobywania punktów. Nieco inaczej jest w Anwilu. Można powiedzieć, że w tym momencie włocławianie łączą filozofie obu drużyn: grę systemową i gwiazdę w postaci Ivana Almeidy.
Kabowerdeńczyk jest jedną z gwiazd Energa Basket Ligi. Swoimi niekonwencjonalnymi zagraniani potrafi złamać obronę rywali. Imponuje szybkością, sprytem i cwaniactwem. Jego wszechstronność robi wrażenie. Ma to coś, co porywa kibiców na trybunach. Luz i swobodę w grze.
Mistrzowie Polski w trakcie rozgrywek dokonali przebudowy zespołu. Trener Igor Milicić mocno zaryzykował. Postawił wszystko na jedną kartę. Rozstał się z trzema zawodnikami: Mihailoiviciem, Kostrzewskim i Markoviciciem, ściągając w ich miejsce dwóch: Almeidę i Czyża.
- Uznaliśmy, że zmiany były konieczne. To było najlepsze z możliwych rozwiązań na ten moment. Almeida i Czyż poprawią pewne elementy w naszym zespole, ale to nie jest tak, że oni gwarantują nam pewny sukces. To nie działa w ten sposób w sporcie - tłumaczył trener Milicić.
- Mam nadzieję, że Igor Milicić znów będzie miał nosa do zmian. Widzę, że niektórzy wpadają w panikę, ale chciałbym wszystkich uspokoić. Nadal są w zespole zawodnicy, którzy potrafią grać w koszykówkę. Nastąpiła przebudowa drużyny, ale w tym momencie na każdej pozycji jest po dwóch równorzędnych zawodników - mówił z kolei rozgrywający Kamil Łączyński.
Tabela Energa Basket Ligi:
Miejsce | Drużyna | Bilans | Współczynnik |
---|---|---|---|
1. | Arka | 18:3 | 85,7 |
2. | Stelmet | 18:4 | 81,8 |
3. | Polski Cukier | 18:4 | 81,8 |
4. | Anwil | 16:5 | 76,2 |
Zobacz także: Mamy głos z Legii. Jarosław Jankowski: Zmiana przepisu pomoże podnieść jakość Polaków