Huśtawka formy we Włocławku
Kamil Łączyński w sobotę przypomniał wszystkim kibicom, że wciąż potrafi grać skutecznie. Choć jeden mecz to za mało na oceny, to rozgrywający mistrzów Polski momentami przypominał zawodnika, który w czerwcu bombardował Arged BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski trójkami, prowadząc zespół do drugiego złotego medalu w historii. "Łączka" w sobotę do 11 punktów dołożył 5 zbiórek i 5 asyst, a wysoka wygrana pozwoliła choć trochę zapomnieć o przegranej z AZS-em Koszalin tydzień wcześniej.
- Myślę, że tamten mecz to nie był wypadek przy pracy. Po prostu zagraliśmy wtedy źle, nie realizowaliśmy tego, co sobie zaplanowaliśmy przed meczem. Graliśmy taką koszykówkę, jaką AZS chciał - niepoukładaną, rwaną, szarpaną, a nie naszą, "Anwilową". Może to nie zabrzmi dobrze, ale czasami takie mecze są po prostu potrzebne. Na wideo oglądaliśmy, jak ten mecz wyglądał i gdy zobaczyliśmy, jak fatalnie się prezentowaliśmy, to aż chciało się płakać - mówił kapitan Anwilu Włocławek.
Wiele mówiło się o tym, że koszykarzom ze stolicy Kujaw w meczu z Akademikami po prostu brakło sił, co może być efektem treningów, które mają wzmocnić zawodników na najważniejsze mecze play-off. Podobnie było rok temu, podopieczni Igora Milicicia zanotowali spadek formy pod koniec sezonu zasadniczego, a swoją najlepszą grę pokazali właśnie w fazie play-off.
Czytaj także: Ivan Almeida: Wiele czynników przemawiało za Anwilem
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Kubica mógł wejść na szczyt. Wstępny kontrakt z Ferrari był już podpisany
- Tamta porażka to trochę jest efekt mocniejszych treningów. Trener Milicić nie chce usprawiedliwiać siebie i nas tymi treningami. Wiadomo, że w tracie sezonu trzeba przeprowadzić taki mini okres przygotowawczy, by na najważniejszy okres w sezonie być gotowym. Z drugiej strony nie zmieniliśmy wiele w treningach przed meczem z HydroTruckiem Radom, po prostu inaczej do niego podeszliśmy, graliśmy konsekwentnie, zespołowo i to było widać po wyniku - mówił dalej.
Powrót do wysokiej dyspozycji coraz bliżej?
- Ja powolutku wracam do swojej optymalnej dyspozycji. Dużo pracuję na treningach nad swoją skutecznością, ale wciąż daleko jeszcze do tej najlepszej formy. Wciąż mocno zawodzi skuteczność rzutów wolnych, ale staram się to poprawić. Wiem, że jeśli wróci odpowiednia pewność siebie to moja skuteczność również wróci - dodał.
Niedawno do drużyny dołączyli Ivan Almeida i Aleksander Czyż, z tego powodu może minąć trochę czasu, zanim zawodnicy na nowo zostaną wdrożeni do systemu. O ile w przypadku Almeidy nie powinien być to problem - grał on bowiem w Anwilu już w zeszłym sezonie, o tyle Czyżowi przeszkadzają kontuzje. Mistrzowie Polski w sobotę zagrali jednak jeden z lepszych meczów w obronie, zatrzymali rywali na 73 punktach.
- Zawsze się mówiło, że ten nasz Anwil słynie z dobrej obrony, ale nasi przeciwnicy wiedzą też jak tę defensywę rozmontować. Najważniejsze jest dla nas to, by rzucić o ten jeden punkcik więcej od rywala. Ja nie jestem osobą, która będzie ubolewała, że tracimy 100 punktów w meczu, jeśli sami rzucimy 101. Oczywiście nie zawsze uda się przerzucić rywala, ale po to trenuje się obronę, przygotowuje się na zagrywki rywala, żeby rywali zatrzymywać - komentował.
Teraz Anwil Włocławek, latem Chiny?
Łączyński to czynny reprezentant Polski, powoływany do kadry podczas ważnych eliminacji do koszykarskiego mundialu. W sobotę odbyło się losowanie grupy mistrzostw świata, które odbędą się w Chinach. Przypomnijmy, że Polska zagra w grupie z Chinami, Wenezuelą i Wybrzeżem Kości Słoniowej. Zawodnik Rottweilerów powiedział, że kadrowicze muszą pokazać formę, którą prezentowali podczas ostatnich meczów kwalifikacji.
- Ze względów sportowych wylosowaliśmy nie najgorzej, ale jakieś wnioski będzie można wyciągać dopiero po meczach, po pierwszej rundzie. Jestem pewien, że kadra, która tam pojedzie, nie będzie na straconej pozycji. Mnie się wydaje, że możemy nawiązać walkę i walczyć z każdą z drużyn. Będziemy w stanie awansować do kolejnej rundy, jeśli przeniesiemy naszą formę z ostatnich okienek na mistrzostwa świata. Możemy być optymistami, ale pamiętajmy, że dla nas są to tak odległe klimaty koszykarskie, że trzeba być skoncentrowanym w stu procentach - skomentował.
Czytaj także: Efektowny Anwil Włocławek nie pozostawił złudzeń. "AZS Koszalin był dużą nauczką"
Przed losowaniem wiele mówiło się o tym, że nasi kadrowicze chcieliby znaleźć się w grupie ze Stanami Zjednoczonymi, którzy uważani są za faworytów turnieju. "Łączka" przyznaje, że gra przeciwko zawodnikom z NBA to marzenie.
- Oczywiście chcieliśmy trafić na kadrę Stanów Zjednoczonych i zagrać przeciwko zawodnikom, którzy na co dzień grają w NBA. Ja już prawdopodobnie nigdy nie będę miał możliwości się z nimi zmierzyć. Pamiętajmy, że gramy w Chinach a tam odległości między poszczególnymi miastami są tak duże, że nawet ciężko w wolnym dniu będzie pojechać i zobaczyć tych chłopaków. Na pewno trafienie na nich byłoby jakimś spełnieniem marzeń. Mimo wszystko rozsądniej było marzyć o trafieniu na teoretycznie słabszych rywali i to się udało - zakończył.