Bez niego Michael Jordan nie zdobyłby tytułu. Zginął w tajemniczych okolicznościach

Bison Dele zarabiał miliony w NBA i miał w dorobku mistrzowski pierścień zdobyty z Chicago Bulls. Wybrał spokojne życie i podróże po całym świecie. Z rejsu na Hawaje już nie wrócił. Do dzisiaj nie wiemy, czemu do portu przypłynął tylko jego brat.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
Brian Williams po zdobyciu mistrzostwa NBA z Chicago Bulls w 1997 roku Getty Images / Brian Williams po zdobyciu mistrzostwa NBA z Chicago Bulls w 1997 roku

Wszyscy poznali go jako Briana Williamsa. Dzieciństwo spędził na podróżach. Jego ojciec, Gene, śpiewał w zespole "The Platters". Razem z matką i starszym o dwa lata bratem Kevinem jechali tam, gdzie trasa koncertowa poniosła ojca. Kiedy rodzice się rozwiedli, chłopcy mieszkali raz w Kalifornii u ojca, lub z matką w Las Vegas. Brian urósł do 208 cm i rozpoczął udaną karierę koszykarską. Studiował na Uniwersytecie Maryland i Uniwersytecie Arizona. W drafcie 1991 został wybrany z nr 10 do zespołu Magic.

Podczas drugiego sezonu w NBA zdiagnozowano u niego depresję. Williams przyznał się do jednej próby samobójczej, choć jego matka twierdziła, że takich prób było co najmniej dwie. Nie przeszkadzało mu to grać i to całkiem dobrze (w sezonie 1995-96 notował 15,8 pkt i 7,6 zb. na mecz). Przed sezonem 1996-97 nie umiał znaleźć klubu. Podobno chciał za dużo pieniędzy, a może nikt nie chciał mieć kłopotliwego gracza u siebie. Pod koniec rozgrywek, po rozegraniu 73 spotkań sezonu zasadniczego, zatrudnili go w Chicago.

Działacze Bulls - mając u siebie kogoś takiego jak Dennis Rodman - wiedzieli, jak radzić sobie z ciężkimi przypadkami. Razem z Michaelem Jordanem, Scottie Pippenem, Rodmanem czy Toni Kukocem dokończyli sezon, pokonując w finale Utah Jazz z Karlem Malonem i Johnem Stocktonem w składzie. Był ważnym zmiennikiem "Byków” i toczył zażarte pojedynki pod koszem z rywalami. Steve Kerr, wtedy koszykarz Bulls, a obecnie trener GSW, powiedział, że bez Williamsa nie byłoby mistrzostwa, co w znacznej mierze jest prawdą.

Podczas zdobywania tytułu z Chicago nazywał się jeszcze Brian Williams. W 1998 roku zmienił imię i nazwisko na Bison Dele, chcąc uczcić pamięć rdzennych mieszkańców Ameryki, w tym swojego przodka z plemienia Czirokezów. Podkoszowy zawodnik kolejne dwa lata spędził w Detroit Pistons. Podpisał umowę na 7 lat za 45 mln dolarów. Notował średnio 16,2 pkt i 8,9 zb. na mecz, świetne wyniki. Koledzy opowiadali jednak, jak podczas lotu chciał wyważyć drzwi w samolocie. Kłopoty z psychiką dawały znać o sobie. W końcu Dele, w wieku 30 lat, odszedł z NBA, rezygnując z kontraktu i reszty pieniędzy.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Chievo rozbite przez Sassuolo. Niemoc strzelecka Stępińskiego trwa [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

CZYTAJ TAKŻE NBA stworzy profesjonalną ligę w Afryce. Zainwestuje miliony dolarów >>

Mediom powiedział, że chce podróżować, co wreszcie da mu szczęście. Miał za co żyć. Zarobił w karierze jakieś 21 mln dolarów, o szastaniu pieniędzmi w jego wykonaniu nie było słychać. Dele nie żył koszykówką. Przez swoje stany depresyjne unikał imprez i towarzystwa, grał na saksofonie, zwiedzał galerie sztuki. Potrafił dyskutować o wpływie Fryderyka Nietzschego na światową filozofię. Amerykańskie media pisały, że rozpoczął życie nomada, wyglądało na to, że wreszcie odnalazł spokój (gdyby żył, 6 kwietnia 2019 roku obchodziłby 50. urodziny). Zwiedził kawał świata: w Pampelunie ganiał z bykami, wyjechał do Libanu i Palestyny, mieszkał w Australii i Nowej Zelandii. Tam ściągnął Serenę Karlan, swoją dawną dziewczynę. Chciał, żeby z nim zamieszkała. Wkrótce przyjechał też brata Dele'a, Kevin. Podobno chciał poprawić stosunki z bratem, bowiem od jakiegoś czasu nie układało się między nimi.

Nie dopłynęli na Hawaje

W 2002 roku Bison Dele za 650 tys. dolarów kupił na Tahiti 18-metrowy jacht "Hakuna Matata". 6 lipca 2002 roku ruszył w ostatnią podróż życia. Z portu Pape'ete zmierzał w stronę Hawajów. Razem z Delem na pokładzie byli: jego brat Kevin (teraz nazywał się Miles Dabord, też zmienił nazwisko), dziewczyna koszykarza Serena i kapitan, Bertrand Saldo. Co wydarzyło się potem, jest jedynie sferą przypuszczeń i domysłów.

Śledczy sprawdzili, że w ciągu kolejnych 48 godzin trzy razy ktoś dzwonił z telefonu Dele'a. Od 8 lipca ślad po koszykarzu zaginął. Tego samego dnia Dabord był widziany w porcie Moorea, 17 km na południe od Tahiti. Spędził tam tydzień z Eriką Weise, swoją dziewczyną. Pytany o brata, odpowiadał, że ten wysiadł razem z Karlan na innej wyspie. Przesłuchiwana potem dziewczyna Daborda powiedziała, że nie miała ochoty spotykać się z Dele i uwierzyła w tę historię. W domyśle - bo źle traktował brata.

CZYTAJ TAKŻE Pete Maravich - kontrowersyjny geniusz >>

Między braćmi miało dochodzić do kłótni, jednak nie potrafiła wyjaśnić, czemu prowokatorem miał być Bison. Gorzej w życiu powiodło się przecież Kevinowi-Milesowi: żył za pieniądze brata, spłacał długi jego kartą kredytową, zazdrościł mu kariery w NBA, a co za tym idzie - pieniędzy, bo sam musiał pracować jako informatyk. - Chyba czuł, że nie jest tak ceniony jak Bison - powiedziała potem matka obu Williamsów, Patricia Philips.

Świadkowie zeznali, że 16 lipca widzieli 18-metrowy jacht prowadzony przez mężczyznę pasującego z opisu do Daborda. Łódź dobiła do portu w Taravao, miejscowości na południowym brzegu Tahiti. Teraz katamaran nosił nazwę "Aria Bella", ale i tak pod światło było widać starą nazwę "Hakuna Matata". 20 lipca Dabord wrócił do Stanów. O byłego koszykarza NBA na razie nikt nie pytał. Dużo pływał, prowadził wędrowny styl życia, pewnie wyruszył w podróż.

Obcy głos w słuchawce

Afera wybuchła 5 września 2002 roku. Mężczyzna podający się za Briana Williamsa wszedł do sklepu z biżuterią w Phoenix. Miesiąc wcześniej umówił się na zakup złotych monet za 0,5 mln dolarów. Potem wynegocjował niższą cenę i wysłał czek na 152 tys. dolarów, który następnie został zdeponowany w banku. Jednak tam pracownicy sprawdzili dokładnie papierki i wykryli, że na czeku znajduje się inny adres oraz numer telefonu w porównaniu do danych, którymi dysponowali. Zadzwonili do doradcy finansowego Dele'a, Kevina Portera, ten skontaktował się telefonicznie z koszykarzem. W słuchawce usłyszał nagranie poczty głosowej, jednak głos nie należał do jego klienta. Porter zawiadomił zarówno bank, jak i policję.

W sklepie z biżuterią zastawiono pułapkę. Po odbiór monet zgłosił się Miles Dabord, brat Bisona Dele'a. Początkowo twierdził, że transakcję przygotował były koszykarz NBA, a on jedynie wykonywał polecenia. Tę teorię można było łatwo zweryfikować, o ile policja przesłuchałaby Dele'a. Ten jednak przebywał gdzieś na Pacyfiku, więc Dabord został zwolniony z aresztu. Policjanci przyznali, że był to błąd, ale wtedy nie mieli podstaw sądzić, że koszykarzowi coś się stało. Kilka dni później z wysp na Pacyfiku zaczęły dopływać informacje: były zawodnik zaginął wraz z dziewczyną i kapitanem. Jedynym, który powrócił z wyprawy na ocean, był Dabord.

Brat zaginionego skontaktował się ze swoją dziewczyną, wspomnianą już Eriką Weise. Opowiedział jej historię, którą ta podzieliła się później z policjantami. Według Daborda, na łodzi doszło do bijatyki między nim a bratem. Kiedy Karlan próbowała ich rozdzielić, miała zostać przypadkowo popchnięta przez Dele'a. Uderzyła głową o pokład i zginęła. Na to wtrącił się Saldo, kapitan łodzi, że musi zgłosić wypadek w porcie. Dabord twierdzi, że Dele chwycił klucz do zakręcania śrub i zabił sternika, bo bał się, że sprawa śmierci Karlan wyjdzie na jaw. Wtedy Miles, rzekomo w obronie własnej, chwycił pistolet, który miał ze sobą, i zastrzelił brata.

Dlaczego na łodzi był sam? Dabord twierdził, że obciążył ciężarkami wszystkie ciała i wrzucił je do wody. Potem popłynął do portu Moorea, gdzie świadkowie zeznali o nowym napisie, a także załatanych dziurach w burcie. - Nie wiemy, czy były to ślady po kulach. Nie byliśmy w stanie tego stwierdzić po dokonaniu naprawy - powiedział prokurator z Tahiti, Michael Marotte.

Kain i Abel Co stało się na łodzi? Nie dowiemy się nigdy. Kiedy Weise skontaktowała się z policją i opowiedziała makabryczną historię, Dabord uciekł do Meksyku. Amerykańskie władze próbowały go znaleźć, ale bezskutecznie. Matce mówił, że zrobił straszną rzecz i się zabije. Został znaleziony 15 września na plaży w Tijuanie. Nieprzytomny trafił do szpitala w San Diego z podejrzeniem przedawkowania insuliny. Samobójcza próba Daborda była skuteczna, zmarł 28 września 2002 roku, kiedy rodzina zadecydowała, żeby odłączyć aparaturę podtrzymującą go przy życiu. - Obaj nie żyją, a ja nie wiem, co się stało. Nie chcę nikogo winić, chcę tylko wiedzieć, co wydarzyło się na łodzi - powiedziała matka, Patricia Phillips.
Matka koszykarza, Patricia Phillips, podczas mszy upamiętniającej śmierć Bisona Dele'a (fot. Wally Skalij/Los Angeles Times via Getty Images) Matka koszykarza, Patricia Phillips, podczas mszy upamiętniającej śmierć Bisona Dele'a (fot. Wally Skalij/Los Angeles Times via Getty Images)
Dochodzenie policji na Tahiti wykazało, że łódź po zniknięciu trójki osób została wyremontowana. Nie tylko załatano dziury, prawdopodobnie po kulach, ale też zmieniono deski na podłodze. Zostało jednak i tak sporo śladów krwi, co pozwalało postawić tezę, że Bison Dele, jego dziewczyna i sternik zostali zamordowani strzałami z pistoletu przez brata koszykarza.

FBI miało jednak swoją teorię: jak to możliwe, że nigdzie w kadłubie katamaranu nie znaleziono ani jednej łuski? Zdaniem śledczych, broń była potrzebna Dabordowi tylko po to, żeby zmusić trójkę osób do zejścia z pokładu do wód oceanu, a strzelał w burtę, żeby wymusić posłuszeństwo. Wtedy miał ich zostawić na pastwę rekinów i odpłynąć.

Motyw? Kevin Porter, finansowy doradca Dele'a, powiedział, że jego klient dawał pieniądze bratu. Kłócili się, kiedy były koszykarz NBA powiedział "dość", co miało prowadzić do zbrodni. - Nie wierzę, że zachowali się jak Kain i Abel - powiedziała matka Kevina i Briana.

CZYTAJ TAKŻE Koszykówka dała w kość Gortatowi. "Mamy człowieka przeoranego przez sport" >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×