EBL. Najlepszy start w historii Kinga Szczecin. "Każdy liczył, że ten sezon będzie przełomowy"

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Mateusz Bartosz
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Mateusz Bartosz

Meczem z Polskim Cukrem Toruń (104:97) koszykarze Kinga Szczecin potwierdzili, że w tym sezonie mogą namieszać w czołówce Energa Basket Ligi. Po sześciu kolejkach są wiceliderem tabeli.

Drużyna z Pomorza Zachodniego na najwyższym poziomie gra od 2014 roku. Nigdy jednak tak dobrze nie zaczęła sezonu. W minionych rozgrywkach wygrała cztery z sześciu spotkań. Teraz poprawiła ten rezultat legitymując się bilansem 5-1. Tylko prowadzący w tabeli Polski Cukier Toruń oraz trzeci Trefl Sopot odniosły również po pięć zwycięstw.

- Przygotowujemy się do każdego następnego meczu. Od początku każdy z nas liczył, że ten sezon będzie przełomowy dla Szczecina, ale lepiej nie zapeszać - mówi podkoszowy Kinga, Mateusz Bartosz. W drużynie jest radość, ale nie euforia. Seria pięciu zwycięstw może się jeszcze przedłużyć, ponieważ następnymi rywalami będą zespoły z dołu tabeli: Legia Warszawa i Enea Astoria Bydgoszcz. Nikt nie wybiega jednak w przyszłość, bo już w obecnym sezonie było kilka zaskakujących rozstrzygnięć.

Zobacz także: Michał Michalak: Nie żałuję decyzji. Każdy je podejmuje i żyje z ich konsekwencjami

Niedzielny rezultat też można uznać za małą niespodziankę. Polski Cukier to dla Kinga wyjątkowo niewygodny rywal. Torunianie w poprzednim sezonie wygrali z tym przeciwnikiem pięć spotkań, a licząc jeszcze wcześniejsze rozgrywki mieli siedem zwycięstw z rzędu nad szczecińską ekipą.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #8: Iga Baumgart-Witan. Baba nie do zajechania

- Graliśmy z drużyną, która do tej pory nie przegrała w lidze. Jesteśmy bardzo szczęśliwi. Długo przygotowywaliśmy się do tego meczu i myślę, że to zaprocentowało. W poprzednim sezonie nie udało się z nimi wygrać mimo najlepszych chęci. Jakoś nie mogliśmy znaleźć sposobu. Zawsze czegoś brakowało. W niedzielę pokazaliśmy cały wachlarz możliwości i to wystarczyło żeby wygrać - analizuje rozmówca portalu WP SportoweFakty.

Trener Mindaugas Budzinauskas zbudował nową drużynę. Z poprzedniego sezonu zostało tylko kilku graczy. Sprowadzeni koszykarze szybko stworzyli zgrany zespół. Większość sparingów oraz pierwsze trzy mecze wyglądały jeszcze przeciętnie, ale trzy ostatnie spotkania to już duży progres. - Teraz można powiedzieć, że szybko, ale po pierwszym meczu ktoś mógłby stwierdzić, że nie jesteśmy w ogóle zgrani. To wszystko jest dzięki ciężkiej pracy na treningach oraz myśli trenerskiej. Trener wie, jak to wszystko poskładać tak, żeby funkcjonowało to na boisku i żeby było widać zgranie. Na ten moment nie chcę mówić, że jesteśmy mocni, ale niedzielny mecz pokazał, że potrafimy wygrać nawet z liderem - przyznaje Mateusz Bartosz.

W ostatnim spotkaniu podkoszowy spędził na parkiecie 18 minut. Zdobył cztery punkty, ale miał aż 11 zbiórek - najwięcej w zespole. Wcześniej z minutami było różnie, ale Mateusz Bartosz akceptuje swoją rolę. - Każdy mecz rządzi się swoimi prawami. To zależy od ustawienia piątek drużyny przeciwnej. Podkoszowi mają swoje mocne strony. Jesteśmy dosyć uniwersalni i to się przekłada na dobry wynik - ocenia koszykarz, dla którego jest to trzeci sezon w Kingu Szczecin.

Czytaj też: Aaron Cel chwali grę Kinga Szczecin

Komentarze (0)