10 lat po Final Four. Hernandez: Fani na trybunach motywowali nas niesamowicie

To było co najmniej dziwne przywitanie Jose Ignacio Hernandeza z Wisłą Kraków. Hiszpan doskonale radził sobie z drużyną w Eurolidze, ale beznadziejnie na krajowym podwórku. - Problemem była... Euroliga - mówi wprost.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk
Jose Ignacio Hernandez WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu: Jose Ignacio Hernandez
W sezonie 2009/2010 Wisła Kraków (wtedy jako Wisła CanPack Kraków) osiągnęła najlepszy wynik w historii swoich występów w Eurolidze.

Biała Gwiazda w fazie grupowej wygrała 9 z 10 meczów. Potem - w fazie play-off - nie dała się ograć we własnej hali. Zresztą przy Reymonta była niepokonana, triumfując we wszystkich dziewięciu meczach.

- To był jeden z najważniejszych czynników, taki nasz x-factor, czyli nasza hala i nasi kibice. Atmosfera przy Reymonta była niesamowita. To była wielka motywacja tak dla koszykarek, jak i wszystkich nas - wspomina Jose Ignacio Hernandez, który był wtedy pierwszym trenerem Wisły.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak Cristiano Ronaldo i Georgina Rodriguez trenują na Maderze

Niesamowite piekło fani sprawili podczas ćwierćfinałowych meczów z Frisco Sika Brnem, których stawką był awans do Final Four. Rywalizacja toczyła się do dwóch zwycięstw, a Wisła nie była faworytem. Rywalki pewnie wygrały drugi mecz we własnej hali, a pod Wawelem dwukrotnie były bardzo blisko. Ostatecznie do domów wróciły z niczym.

Krakowianki w meczach numer 1. i 3. wychodziły obronną ręką z naprawdę dużych opresji. Najpierw udało się odrobić 9 "oczek" i wygrać po "trójce" Liron Cohen. Z kolei w decydującym o awansie do Final Four spotkaniu krakowianki odrobiły aż 15 punktów, a triumf przypieczętowała Marta Fernandez. Po tym meczu hala eksplodowała.

- To było niesamowite. Mam naprawdę dużo dobrych wspomnień z tamtego sezonu. Awans i gra w Final Four dla Wisły było czymś niesamowicie ważnym i istotnym - mówi Hiszpan. - Ten zespół nie miał jednego ważnego i silnego ogniwa. Jednym z ważniejszych aspektów była chemia wewnątrz zespołu. Grupa koszykarek zagranicznych w połączeniu z Polkami znalazły szybko wspólny i dobry język.

Ostatecznie Wisła w Final Four meczu wygrać nie zdołała i zajęła czwarte miejsce. Największe kuriozum polegało na tym, że był to wynik lepszy od tego, jaki udało się wywalczyć w Energa Basket Lidze Kobiet! Tu Biała Gwiazda była rozczarowaniem i zakończyła rozgrywki na piątej lokacie. Dlaczego tak się stało?

- Największym problemem była... Euroliga. Chyba za bardzo skupiliśmy się właśnie na tej walce o Final Four. W Eurolidze straciliśmy naprawdę dużo energii - tak mentalnie, jak fizycznie. Nasz skład nie był zbyt szeroki i zawodniczki były po prostu zmęczone. Pamiętam, że w tamtym sezonie rozegraliśmy łącznie aż 57 meczów - tłumaczy Hernandez.

Hiszpan wspomina też, że dla niego było to pierwsze zetknięcie z naszą ligą. - Tak, to był mój pierwszy sezon w Polsce. Spotkałem się z nowymi zasadami i potrzebowałem trochę czasu, żeby się do nich przystosować - zakończył.

Pochodzący z Salamanki szkoleniowiec szybko wyciągnął wnioski. Co prawda w Eurolidze do Final Four już nie awansował, ale w dwóch kolejnych latach poprowadził Wisłę do mistrzostw Polski. Kolejny tytuł dołożył w roku 2016, podczas swojej drugiej przygody z krakowską drużyną.

Zobacz także:

Mistrz traci swoją największą gwiazdę. Trener zostaje, ale MVP opuszcza Arkę Gdynia

Czy Jose Ignacio Hernandez to najlepszy trener Wisły Kraków minionej dekady?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×