Medale nie były najważniejsze. Ta statystyka mówi wszystko [OPINIA]

Zdobycie dwóch medali MŚ nie powinno być jedynym kryterium oceny występu reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w Budapeszcie. W oczy rzuca się jedna statystyka, która wygląda przygnębiająco.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Natalia Kaczmarek Getty Images / Na zdjęciu: Natalia Kaczmarek
Z Budapesztu - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Od kilku miesięcy zapowiadaliśmy, że tegoroczne mistrzostwa świata w lekkoatletyce mogą być dla Polski najbardziej nieudane od lat. Zmiana pokoleniowa, kontuzje gwiazd, problemy z chorobami i szykowanie formy na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Paryżu sprawiły, że trzy medale wywalczone w Budapeszcie wzięlibyśmy w ciemno.

Skończyło się na dwóch, jednak to nie dlatego występ Biało-Czerwonych oceniam dość surowo i krytycznie. Nie liczy się tylko kwestia miejsc na podium, ale szerszy obraz.

Bo oczywiście, wielki sukces, historyczny w skali całego polskiego sportu, zanotowała Natalia Kaczmarek. Srebrny medal w biegu na 400 metrów, konkurencji tak prestiżowej i od dekad zdominowanej przez Amerykanki czy Jamajki, to ogromne osiągnięcie. Polska sprinterka wskoczyła w Budapeszcie na wyższy poziom i dziś jest wymieniana jednym tchem obok największych gwiazd biegu na jedno okrążenie.

Choć nie wygrał, to Wojciech Nowicki też potwierdził, że jest sportowcem, na którego zawsze można liczyć. Przegrał walkę o złoto, ale po wspaniałym konkursie stojącym na bardzo wysokim poziomie, w którym do podium potrzebne były rzuty daleko ponad 80. metr.

Ewa Swoboda też pokazała, że jest w światowej czołówce. Do walki o medale jeszcze brakuje, ale szóste miejsce w finale 100 metrów i wielki udział w dużym sukcesie sztafety 4x100 m (piąte miejsce w finale!) to świetne osiągnięcia.

ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #7. Nikola Horowska ozłocona. "Przeżywałam w tym roku trudne chwile"

Możemy pochwalić też Mateusza Borkowskiego, który pobił rekord życiowy na 800 metrów i walkę o finał przegrał o setne części sekundy. Super, że mimo ogromnych osłabień do finału awansowała też sztafeta kobiet 4x400 metrów. Nikt przecież nie liczył na medal, szóste miejsce to wynik więcej niż przyzwoity. W mikście finał i ósme miejsce też przyjęliśmy z satysfakcją.

Cztery, pięć pozytywnych wspomnień. Do tego finały Norberta Kobielskiego (skok wzwyż) i Dawida Wegnera (rzut oszczepem). Problem w tym, że do Budapesztu wysłaliśmy 67 sportowców. Co oczywiste, nie każdy z nich startował indywidualnie (spora grupa sprinterek i sprinterów do sztafety). Jednak i tak przykrych obrazków mieliśmy aż nadto.

Nie bez przyczyny mówi się, że prawdziwy obraz danej reprezentacji pokazuje nie klasyfikacja medalowa, ale punktowa. Bo do niej liczy się każde miejsce w finale. Moim zdaniem lepiej mieć trzech zawodników w finale danej konkurencji, niż jeden zdobyty w niej medal.

A zdecydowanie zbyt dużo mieliśmy podczas tych mistrzostw tzw. blanków, które nie były spowodowane brakiem kilku znanych nazwisk. Efekt? W klasyfikacji punktowej reprezentacja Polski zdobyła 31 "oczek" i zajęła 15. miejsce.

Pchnięcie kulą mężczyzn? Brak finału. Pchnięcie kulą kobiet? Brak finał. Rzut dyskiem mężczyzn? Brak finału. Rzut dyskiem kobiet? Też. Duży zawód sprawiła Anita Włodarczyk, bo takiej mistrzyni nie przystoi jednak zakończyć występu na eliminacjach. Niemiłą niespodzianką było też szybkie odpadnięcie Sofii Ennaoui, która jednak miała w ostatnich miesiącach ogromne problemy ze zdrowiem (WIĘCEJ TUTAJ).

Fatalnie wyglądały też występy naszych trzech biegaczek na 800 metrów, żadna z nich nie przeszła eliminacji. Obrazek biegnących daleko za rywalkami Polek był przygnębiający.

Nie zamierzam kwestionować ambicji żadnego ze sportowców. Uznaję ją jako pewnik, bez niej nie ma szans na cokolwiek. Nie każdy z nich może liczyć na wsparcie sponsorów (choć ta liczba jest coraz większa), wcale nie tak rzadko wykładają na przygotowania własne pieniądze, zadłużają się. Każdy chce wypaść jak najlepiej.

Może po prostu kadra na mistrzostwa była zbyt szeroka? To nie zarzut skierowany do sportowców, bo każdy z nich miał swoje argumenty i nie znalazł się w reprezentacji za ładne oczy. W zakulisowych rozmowach z działaczami PZLA słychać, że w kolejnych latach kryteria mają być bardziej zaostrzone.

Czy w przeciągu roku uda się tak poprawić sytuację, by na igrzyskach olimpijskich nasza lekkoatletyka świeciła takim blaskiem jak w Tokio? Nie. Sporo wskazuje, że taka historia już się nie powtórzy. To był ten jeden raz, gdy udaje się niemal wszystko, gdy dzieją się rzeczy niewytłumaczalne i już nie do powtórzenia.

W rozmowie z WP SportoweFakty mówił też o tym komentator TVP Sport Przemysław Babiarz. Jego zdaniem wynik z Tokio był ponad stan i takie mistrzostwa świata jak w Budapeszcie, czy jak w ubiegłym roku w Eugene, po prostu musiały przyjść.

Co jednak zrobić, żeby znów pójść w górę? By znów Polska zajmowała w klasyfikacji punktowej miejsca w czołowej "10" i miała pokaźną liczbę występów w finałach? Odpowiedź muszą znać ludzie w Polskim Związku Lekkiej Atletyki.

Tomasz Skrzypczyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×