Iga Baumgart-Witan to polska multimedalistka wielkich lekkoatletycznych imprez. Złota i srebrna medalistka igrzysk olimpijskich w sztafecie 4x400 metrów straciła cały 2023 rok z powodu kontuzji. Koniec oczekiwania na jej powrót nastąpi w najbliższą sobotę.
Sprinterka zapowiedziała powrót i występ w Halowych Mistrzostwach Polski w Toruniu (17-18 lutego), choć początkowo wcale tego nie planowała.
"Po ponad 15 miesiącach rozbratu ze startami chcę pobiec w zawodach! Moje ciało, jeśli chodzi o zdrowie jest na to gotowe!" - napisała w mediach społecznościowych.
Jak wyglądały jej ostatnie miesiące i przed czym czuła strach? Dlaczego największy sukces w karierze wywołał u niej mentalny kryzys i czemu straciła motywację do biegania? Czy igrzyska olimpijskie w Paryżu będą końcem jej kariery? O tym opowiedziała w rozmowie z WP SportoweFakty.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Za czym sportowiec najbardziej tęskni po 15 miesiącach przerwy?
Iga Baumgart-Witan: Za wygrywaniem! Ale na Halowych Mistrzostwach Polski nie spodziewam się zwycięstwa, nie ma co się oszukiwać.
Chodzi o adrenalinę?
Chcę ponownie poczuć ból 400 metrów i mieć przetarcie przed sezonem letnim, żeby później nie czuć strachu. Cała robota zrobiona zimą była przygotowaniem do lata - pracowałam cały czas. Ale nie robiłam treningów do upadłego, bardzo zakwaszających organizm.
Wraz z mamą, czyli moją trenerką, podeszłyśmy do treningu na spokojnie, powoli, żeby tylko nie przedobrzyć, wręcz odpuszczałyśmy. Gdy pojawiało się zmęczenie, dzień wolnego. A więc wszystko delikatnie. Miałam jednak w głowie myśl, żeby choć raz pobiec w hali, nawet jeśli nie w zawodach, to zrobić mocny sprawdzian. I pojawił się pomysł startu w Toruniu, więc musiały pojawić się szybsze treningi, musiałam też założyć ponownie kolce.
Czułaś strach?
(Chwila ciszy)... Trochę tak. Wprawdzie były to kolce dla biegaczy średniodystansowych, nie takie sprinterskie. Ale najważniejsze, że nic złego się nie wydarzyło. Kolega zrobił mi nawet zdjęcie przed treningiem i po, na dowód tego, że przetrwałam.
Masz w głowie jakiś wynik przed najbliższym startem? Stawiasz sobie jakiś cel?
Sportowiec zawsze chce wygrać, ale patrzę realistycznie. Wiem, co robiłam zimą, i mniej więcej, co mogę osiągnąć. Jadę do Torunia, żeby poczuć zarówno dobrą, jak i złą adrenalinę. Fajnie, gdybym awansowała do finału. Byłabym z tego bardzo zadowolona. Wynik? Mam go w głowie, ale nie będę o tym mówić. Pewnie będziecie widzieć moje łzy, ale oby to były łzy radości.
Łzy, ale smutku, mogły się u ciebie pojawić w ubiegłym roku, gdy wszystko podporządkowałaś powrotowi w sezonie letnim i dosłownie na kilka dni przed startem doznałaś bardzo poważnej kontuzji.
Najgorsze, gdy walczy się za wszelką cenę, a nie wychodzi. Pół roku przygotowywałam się do startów, ale na samym końcu zerwałam ścięgno podeszwowe. Wprawdzie brałam pod uwagę, że może się nie udać, ale było to wkurzające. Musiałam jednak spróbować, plułabym sobie w brodę, gdybym tego nie zrobiła. Po prostu niefart.
Współpracujesz z psychologiem?
Współpracuję, ale z doskoku, kiedy odczuwam potrzebę, nie na stałe.
Pytam, bo kilka miesięcy po igrzyskach z 2021 roku ujawniłaś, że mierzysz się z poważnym kryzysem mentalnym i straciłaś motywację do biegania. Cytat z wywiadu dla TVP Sport: "Gdy słyszę teksty, że nic nie muszę, to mi utrudnia sprawę. Mocno walczę ze sobą".
Po igrzyskach dużo osób zaczęło mówić, że już wszystko w swoich karierach zdobyłyśmy, że już nic nie musimy. Chyba wszystkie słyszałyśmy takie glosy. I ja tak do tego podchodziłam, że co będzie, to będzie, jak się nie uda, trudno. I wyszło, że to nie jest dla mnie dobre. Sama zaczęłam mówić: narzućcie mi presję, zmuście mnie do treningu! I dopiero końcówka sezonu, czyli Mistrzostwa Europy w Monachium, okazała się dla mnie szczęśliwa. Odblokowałam się mentalnie, znowu mi się zachciało i pojawiły się fajne wyniki.
Takie słowa, że nic już nie musicie, były pewnie wypowiadane w dobrej wierze.
Tak, wiem. Nie okazało się to dla nas najlepsze, przez to powoli traciłyśmy motywację.
Stałaś się trochę ofiarą swojego wielkiego sukcesu.
Można powiedzieć, że u mnie przyniosło to odwrotny skutek od zamierzonego. Zamiast popłynąć na fali, spłynęłam wodospadem.
W ostatnich miesiącach potrafiłaś oglądać w telewizji lekkoatletykę? Wiem, że niektórzy sportowcy nie potrafili tego robić w okresie rehabilitacji.
Rodzina wie, jak funkcjonuję, co jest mi potrzebne. Gdy w telewizji pojawiała się lekkoatletyka, mąż wyłączał telewizor i zabierał mnie na spacer. Z jednej strony chciałam oglądać koleżanki, z drugiej było mi gorzej i pytałam siebie, czemu mnie tam nie ma. Nie chciałam i nie chcę, żeby sport był całym moim życiem. Dobrze mieć coś jeszcze, żeby się nie zamęczyć. Koncentrowanie się jedynie na sporcie może cię spalić.
Powiedziałaś raz, że chcesz zakończyć karierę po igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Coś się zmieniło?
Wiele będzie zależało od tego, co wydarzy się w Paryżu. Jeśli zrobimy fajny wynik, to różnie może być.
A więc zmiana.
Pamiętajmy, że w lekkoatletyce granica wieku cały czas się przesuwa. Na pewno nie przekreślam swojej kariery całkowicie po igrzyskach, nie powiem, że już nigdy nie pobiegnę. Być może zrobię sobie tylko przerwę.
Dla ciebie to jednak pewnie ostatnie igrzyska, dla Małgorzaty Hołub-Kowalik również. Do kolejnych nie zamierza też biegać Anna Kiełbasińska, nie wiemy, jaki plan ma Justyna Święty-Ersetic. Co czeka więc sztafetę w kolejnych latach?
Jest parę młodych dziewczyn, które mają potencjał. Niestety, uważam, że po igrzyskach w Paryżu będzie wyrwa. Oczywiście, będzie Natalia Kaczmarek, która jest na fali, ale z niej samej nie złoży się sztafety. A pamiętajmy, że poziom poszedł bardzo w górę. Chyba trzeba będzie trochę poczekać na team taki jak nasz.
Brzmi dość ponuro.
Nie ma co ukrywać, po igrzyskach nasza drużyna w pewnym sensie się rozpadnie. A nie jest łatwo znaleźć sprinterki, które nie tylko szybko biegają, ale też mają mocne charaktery, które mogą się pokłócić, ale szybko usiąść, pogodzić się i biegać dalej. Byłyśmy i jesteśmy trudne, ale z ogromnym zacięciem do biegania. Po nas może zrobić się dziura.
Trener Aleksander Matusiński nie będzie miał pretensji, jeśli to przeczyta?
Trener doskonale wie, jak wygląda sytuacja. Wie, jakie pokłady mocy możemy wygrzebać. My do tego dochodziłyśmy latami. Wierzę, że trener będzie chciał zbudować kolejny zespół. Potencjał jest, kilka dziewczyn robi fajne wyniki jak na swój wiek, ale trudno wyrokować, co będzie za kilka lat.
Do kolejnych igrzysk będą cztery lata, może właśnie to jest ten potrzebny czas? My też nie odnosiłyśmy sukcesów od razu. Oby w Los Angeles nasza sztafeta biegała w światowej czołówce. Byłoby super.
Rozmawiał: Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty