Jesse Owens - biegacz, który upokorzył nazistów

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Ścigał się z psami

Niemieccy kibice Owensa docenili. Z trybun głośno wspierało go 100 tysięcy ludzi. W ojczyźnie musiał za to znosić upokorzenia. - Kiedy wróciłem do kraju, wciąż nie mogłem usiąść z przodu autobusu. Wchodziłem tylnymi drzwiami. Prawda jest taka, że to nie Hitler mnie zlekceważył. Zlekceważył mnie mój prezydent. Nie dostałem nawet telegramu z gratulacjami - wspominał mistrz olimpijski.

Jako ciemnoskóry nie dostawał stypendium sportowego. Musiał jadać w innych restauracjach i spać w innych hotelach niż koledzy z reprezentacji. Kiedy Johnny Weissmuller i Buster Crabbe zostawali gwiazdami filmowymi, on zarabiał na chleb, ścigając się z... końmi i psami. - Miałem cztery złote medale olimpijskie, ale przecież nimi się nie najem - mówił.

Zobacz wideo: Dudek o Arłamowie: Niewiele jest takich miejsc

Owens oraz bokser Joe Louis byli tymi, którzy w amerykańskiej świadomości przecierali szlaki dla ciemnoskórych sportowców. - Stawiali czoła amerykańskiemu sumieniu. I zmienili je - wspominał później syn tego ostatniego.

Kochały go tłumy. Miał też jednak krytyków. Mówili, że sportowiec z takim dorobkiem powinien otwarcie krytykować Prawa Jima Crowa. On cenił Martina Luthera Kinga, ale go nie wspierał. Był przeciwny idei pokojowego nieposłuszeństwa. Uważał, że jeśli ktoś cię uderza, to musisz mu oddać. - Chciał zmieniać świat, po prostu w nim żyjąc - wspomina autorka jego biografii, Jacqueline Edmonson.

Skończył biegać krótko po igrzyskach, w wieku 24 lat. Na finansową prostą wyszedł dopiero w latach 50. Otworzył firmę public-relations, wygłaszał przemówienia. Później zbankrutował, gdy oskarżono go o unikanie płacenia podatków.

Rdzawe medale

Urodził się 12 września 1913 w Oakville. Był jedenastym potomkiem Henry'ego Owensa i Mary Fitzgerald. Jako dziecko pracował na farmie bawełny. Miał problem z oskrzelami, chorował na zapalenie płuc. Gdy skończył dziewięć lat, jego rodzina zdecydowała się na przeprowadzkę do Cleveland. W szkole przedstawił się jako J.C. - od imion James Cleveland. Nauczyciel nie zrozumiał jednak jego południowego akcentu. I zapisał w dzienniku "Jesse".

Chwytał się każdego zajęcia. Był operatorem windy, kelnerem, pracownikiem stacji benzynowej. W sporcie jego przepis na sukces był prosty. - Pozwalałem moim stopom spędzać na ziemi tak mało czasu, jak to możliwe. Z powietrza szybko w dół. I z ziemi błyskawicznie w górę - mówił. To działało.

Zmarł 31 marca 1980 w Tuscon. Dopadł go rak płuc. Palił przez 35 lat. Codziennie przynajmniej paczkę. Wcześniej - w 1976 roku - Gerald Ford przyznał mu Medal Wolności, najwyższe cywilne odznaczenia w Stanach Zjednoczonych. Kilka dekad później otrzymał Medal Honoru. - Był bezkonkurencyjnym sportowcem, którego triumfy okazały się zwycięstwami całej ludzkości - mówił wówczas George W. Bush.

Trzy lata temu jeden z jego olimpijskich krążków trafił na licytację. Nabywca zapłacił za niego półtora miliona dolarów.

Owens zostawił po sobie nie tylko medale i wspomnienia, ale też dziedzictwo prostych mądrości. - Przyjaźń zrodzona na arenie zmagań to prawdziwe złoto. Medale rdzewieją. Przyjaźń nie - mówił. Często podkreślał też, że jedyna wygrana, która się liczy, to zwycięstwo nad samym sobą.

Arcydzieło ludzkich możliwości

Richard Rotschild wyniki Owensa porównał w "Sports Illustrated" do dzisiejszych wyczynów Usaina Bolta. Z tą różnicą, że ten pierwszy starty łączył z fizyczną pracą i nie korzystał z przywileju czystych, nowoczesnych torów oraz bloków startowych.

- W poszukiwaniu wyczynu o skali podobnej do jego trzech rekordów świata pobitych w trzy kwadranse, musielibyśmy się cofnąć do Ludwiga van Beethovena tworzącego trzy symfonie jednego lata lub Williama Szekspira, który napisał "Henryka V", "Juliusza Cezara" i "Jak wam się podoba" w tym samym roku - pisał Rotschild. - Osiągnięcia Owensa to arcydzieło. A arcydzieła mówią same za siebie.

Kamil Kołsut


Zobacz inne teksty autora -->

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×