Tego kibice nie widzieli. Maraton na igrzyskach w Rio ukończył... komik!

Michał Fabian
Michał Fabian
Kambodża nie zdobywa medali na igrzyskach, nie odnosi sukcesów w sporcie. Nie ma na to środków. Kraj ten jest najbiedniejszym w Azji. Takizaki zaś pieniądze miał. Był powiązany z japońską fundacją "Cambodia Dream". W 2011 r. podpisał porozumienie z Narodowym Komitetem Olimpijskim Kambodży (NOCC). Jego fundacja zasponsorowała półmaraton w Phnom Penh, przeznaczyła także środki na szkolenie młodzieży. Nieoficjalnie mówiło się o kwotach rzędu 20-30 tys. dolarów.

Biegacze nie chcieli "farbowanego lisa"

Komik nie robił tego jednak całkowicie bezinteresownie. Ubiegał się bowiem o otrzymanie obywatelstwa Kambodży. W październiku 2011 r. dostał stosowny dokument. Jego marzeniem był występ na igrzyskach olimpijskich w Londynie.

Wywołało to w jego nowej ojczyźnie ogromne kontrowersje. Miejscowi biegacze zaczęli protestować przeciwko wysyłaniu do Londynu - używając terminologii piłkarskiej zapożyczonej od Franciszka Smudy - "farbowanego lisa".

Najgłośniej protestował Hem Bunting, uznawany wówczas za najlepszego maratończyka Kambodży. Sugerował wprost, że Takizaki kupił sobie miejsce w kadrze na igrzyska. Popadł w konflikt z federacją i został wykluczony z reprezentacji z powodów dyscyplinarnych. Jednak "Kot Hiroshi" do Anglii także nie pojechał.

Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) nie zezwoliło mu na start. Nie upłynął bowiem rok karencji po zmianie obywatelstwa. Takizaki mógłby wystartować w barwach Kambodży dopiero 18 października 2012 r. Dwa miesiące i sześć dni po olimpijskim maratonie.

"Furtka" od MKOl

Komik był jednak uparty. Minęły cztery lata. Tym razem nic i nikt nie stanął mu na przeszkodzie. W maju 2016 r. wygrał kwalifikacje olimpijskie w Kambodży, okazując się najlepszym spośród 11 zawodników. Czas był bardzo przeciętny - 2:44:02. Mocno odbiegający od limitów wyznaczonych dla maratończyków z całego świata (2 godziny 19 minut). Jednak Takizaki skorzystał ze specjalnej "furtki".


Międzynarodowy Komitet Olimpijski rezerwuje część miejsc dla krajów, które nie mają środków na wyszkolenie znakomitych sportowców. W ten sposób pochodzący z Japonii biegacz został dopuszczony do startu z gwiazdami biegu maratońskiego.

- Jesteśmy szczęśliwi i gratulujemy mu uzyskania prawa startu na igrzyskach. Zasłużył na to swoimi niestrudzonymi staraniami i ciężkimi treningami - powiedział sekretarz generalny NOCC Vath Chamroeun.

O sportowej emeryturze nie myśli

Przed wylotem do Rio de Janeiro maratończyk podkreślał, że zamierza pobiec w granicach 2 godzin i 25 minut, co byłoby jego nowym rekordem życiowym (poprzedni - z maratonu w Tokio w 2015 r. - wynosił 2:27:52). Zadanie okazało się ponad jego siły. Reprezentant Kambodży zawsze jednak będzie mógł powiedzieć, że nie przybiegł ostatni.

Ma 39 lat, ale jeszcze nie wybiera się na sportową emeryturę. - Tak długo, jak będę w stanie biegać, chcę kontynuować karierę - podkreślił. Później być może zostanie trenerem. Chciałby służyć przykładem dla młodszych biegaczy z Kambodży, którzy będą się przygotowywać do Igrzysk Azji Południowo-Wschodniej. Za siedem lat tę imprezę zorganizuje Phnom Penh.

W Kambodży cieszą się, że mają takiego sportowca. - Niektóre kraje wydają wiele pieniędzy, by kupić zagranicznych obywateli, którzy są dobrzy w sporcie. My nie zapłaciliśmy nic. To on przyjechał, by nam pomóc - tłumaczył Pen Vuthy, sekretarz generalny federacji lekkoatletycznej.

ZOBACZ WIDEO Rio 2016: Maratończyk wygrał z bólem. Na metę wbiegł... bokiem Rio 2016: Maratończyk wygrał z bólem. Na metę wbiegł... bokiem
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×