Poniedziałkowe deja vu. Wstrzykiwali sobie końskie dawki sterydów, aby tylko wygrać ten bieg

Na linii startu stanęło ośmiu najszybszych ludzi świata. Ich celem była oddalona o 100 metrów meta. Aby dopaść do niej przed rywalami, byli gotowi na wszystko.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
WP SportoweFakty

Poniedziałkowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co poniedziałek znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.

Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisane tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.

***

- Ben, nie masz wyjścia, musisz zacząć się wspomagać - Charles Francis stał nad wychudzonym i przestraszonym nastolatkiem, który zaledwie kilka tygodni temu przyjechał z rodzicami do Kanady. Z Jamajki.

- Ttttttrenerze, aaaaaaaaale czy to jeeeeest uuuuczciwe - Ben Johnson był zakompleksionym, zamkniętym w sobie, jąkającym się młodzieńcem.

- Byłoby nieuczciwe, gdybyś tylko ty tak robił. Ale wszyscy twoi przeciwnicy biorą wspomagacze. Jeżeli nie zdecydujesz się na doping, to już na starcie będziesz miał kilka metrów straty. Nic nie osiągniesz.

- Spróóóóóbujmy - Jonhson powiedział szeptem, odwrócił się i skierował ku drzwiom wyjściowym trenerskiego gabinetu Scarborough Optimist Club.

- Ben - głośno zawołał szkoleniowiec.

Sportowiec odwrócił się.

- Tylko nikomu nic nie mówisz. Nawet rodzicom. Rozumiesz?

Johnson nie odpowiedział, poszedł do szatni i zaczął płakać. Nie był pewny, czy dobrze zrobił zgadzając się na propozycję trenera. Z drugiej strony, Francis był dla niego jak ojciec. Bardzo mu pomagał w aklimatyzacji w nowej szkole, nowym mieście, nowym środowisku.

***

" Tylko ja, jak ten idiota, byłem czysty"

24 września 1988 roku przeszedł do historii sportu. Czarnej historii. To właśnie wtedy podczas igrzysk olimpijskich w Seulu został rozegrany finał biegu na 100 metrów. Z jednej strony Ben Johnson, z drugiej Carl Lewis. Wyścig dwóch najszybszych ludzi świata elektryzował kibiców na wszystkich kontynentach. - Pojedynek gladiatorów - zapowiadał na pierwszej stronie US Today.

9.83 - tyle wynosił rekord świata. Fachowcy czuli, że dojdzie do sensacji, że ten wynik zostanie poprawiony. - Wszyscy o tym mówili - wspomina Włodzimierz Szaranowicz. - Walka Johnsona z Lewisem elektryzowała nawet tych, którzy nie interesowali się sportem. To były dwie ikony sportu. Gwiazdy pokroju Michaela Jordana czy Diego Maradony.

Oczekiwanie na sygnał startera zdawało się trwać w nieskończoność. Zwłaszcza dla trenera Johnsona - Charlesa Francisa. Kilkanaście lat wcześniej marzył o wielkiej karierze, był nawet w światowej czołówce, walczył o medale mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich. Trzykrotnie zdobywał złoto mistrzostw Kanady, mógł pochwalić się świetną "życiówką" - 10.1. To był - ówcześnie - piąty wynik na świecie.

I co z tego? Pojechał na IO w Monachium (1972) i odpadł już w drugiej rundzie, nie awansował do finału. - Po raz pierwszy spotkałem się wówczas z dopingiem - mówił kilkanaście lat później w wywiadach. - Tam cała czołówka coś brała. Tylko ja, jak ten idiota, byłem czysty. Nie miałem żadnych szans. Wróciłem do domu i postanowiłem, że na kolejnych igrzyskach zdobędę medal. Zacząłem więc brać.

Problemy ze zdrowiem spowodowały, że musiał zakończyć czynną karierę. Nie dobiegł do kolejnych igrzysk - w Montrealu, w 1976 roku. Zajął się pracą szkoleniową. - Skoro nie było mi dane zdobyć medalu olimpijskiego, postanowiłem wywalczyć go jako trener - wspominał. - Od razu wiedziałem, że bez niedozwolonych środków tego nie zrobię.

On się teleportował

Wróćmy do Seulu. Strzał startera i finaliści biegu na 100 metrów pomknęli do mety. Wszyscy pomknęli, ale jeden z nich postanowił się... teleportować. Nie ma innego określenia na to, co zrobił Ben Johnson. 9.79! Zdobył złoty medal, ośmieszył rywali (osiągnął potężną przewagę nad resztą stawki), a na dodatek wymazał z kart historii wszelkie rekordy.

- Gdybym na końcu nie wyciągnął ręki w geście triumfu, urwałbym jeszcze kilka setnych sekundy - opowiadał dziennikarzom, którzy otoczyli go tuż po tym biegu.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O PIWIE, KTÓRE MIAŁO ZASZKODZIĆ JOHNSONOWI, O SPISKU AMERYKANÓW ORAZ DLACZEGO FINAŁ BIEGU NA 100 METRÓW W SEULU PORÓWNUJE SIĘ DO TOUR DE FRANCE.

Czy finał biegu na 100 m podczas IO w Seulu jest najsmutniejszym dniem w historii sportu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki