Upadek na dno, myśli samobójcze, powrót na szczyt. Justin Gatlin ujawnia swoją historię

"Czy komuś będzie mnie brakować, jeśli zjadę teraz autem z drogi?" - takie pytanie zadawał sobie Justin Gatlin. W porę się pozbierał i powrócił do sportu. Czy po przejściu Usaina Bolta na emeryturę to on zostanie królem sprintu?

Michał Fabian
Michał Fabian
PAP / Christian Charisius/DPA

- Gdy byłem na szczycie, latałem wysoko. Nie rozumiałem, co to znaczy być na dnie. Jadłem steki z polędwicy, słodkości, podróżowałem po świecie, miałem wszystko w zasięgu ręki. Później zaś byłem zawstydzony, by chodzić wśród ludzi - mówił Justin Gatlin na spotkaniu w teatrze w Pensacoli, gdzie odbywała się premiera filmu dokumentalnego "Rise Again - The Justin Gatlin Story", w którym pokazano jego życie.

Życie pełne wzlotów i upadków. Choć Gatlin ma w dorobku złote medale najważniejszych imprez, to nie jest postacią kryształową. Popadł w niełaskę po drugiej wpadce dopingowej, po której groziła mu dożywotnia dyskwalifikacja. Teraz zdecydował się opowiedzieć zarówno o jasnych stronach życia, jak i o tych najbardziej mrocznych. - Życie jest zabawne. I piękne. Ale także chłodne. Mordercze. Paskudne. Doświadczyłem obu tych stron - mówi Gatlin na początku filmu wyreżyserowanego przez Andrewa Breretona.

Amfetamina i ADHD

Najpierw była wspinaczka na szczyt. Justin świetnie radził sobie w biegach płotkarskich. Kiedyś w biegu na 300 m przez płotki zbudował ogromną przewagę. Gdy kątem oka zauważył upadek kolegi z drużyny, to wrócił i pomógł mu wstać. A potem i tak wygrał. Jeden z trenerów uznał jednak, że Justin będzie jeszcze lepszy w innej konkurencji - sprincie.

Chłopak robił szybko postępy, ale w 2001 r. - mając 19 lat - oblał testy antydopingowe. W jego organizmie wykryto ślady amfetaminy. Został zawieszony na dwa lata, walczył jednak o skrócenie kary. Podkreślał, że amfetamina znajdowała się w lekarstwie, które bierze od wielu lat. W dzieciństwie zdiagnozowano bowiem u niego zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD). Międzynarodowa federacja lekkoatletyczna skróciła zawieszenie do roku.

ZOBACZ WIDEO: 17-letnia Polka światową twarzą indoor skydiving. "Teraz będę mogła wypromować ten sport"
Gatlin w 2004 r. odniósł wielki sukces na igrzyskach olimpijskich w Atenach. Wywalczył w Grecji trzy medale - złoty w biegu na 100 m, srebrny w sztafecie 4x100 m i brązowy w biegu na 200 m. Rok później, na MŚ w Helsinkach, był najlepszy na 100 i 200 m. Także w sezonie 2006 osiągał znakomite wyniki. Na mityngu w katarskiej Dausze pokonał "setkę" w 9,77 s, wyrównując ówczesny rekord świata, należący do Asafy Powella.
Justin Gatlin wygrywa finał 100 m na igrzyskach w Atenach. Fot. PAP/EPA/Fabrice Coffrini Justin Gatlin wygrywa finał 100 m na igrzyskach w Atenach. Fot. PAP/EPA/Fabrice Coffrini
Oskarżył masażystę o sabotaż

Rekordowy bieg odbył się 12 maja 2006 r. Justin nie wiedział wówczas, że lada moment wybuchnie bomba. W kwietniu tamtego roku był na kontroli antydopingowej po zawodach sztafet w Lawrence. O wynikach dowiedział się pod koniec sierpnia. Zadzwonił do niego ojciec, który odebrał w jego imieniu list polecony z USADA (Amerykańska Agencja Antydopingowa).

Tym razem wykryto w organizmie sprintera podwyższony poziom testosteronu. To była recydywa, więc Gatlin mógł się spodziewać najgorszego scenariusza - dożywotniej dyskwalifikacji. By tego uniknąć, od razu podjął współpracę z władzami antydopingowej agencji. Nie zamierzał niczego ukrywać, ale zarazem nie przyznawał się do świadomego zażycia niedozwolonych środków. Twierdził, że był to sabotaż.

Gatlin obwiniał swojego masażystę Christopera Whetstine'a. Lekkoatleta przekazał mu, że po 2006 roku nie przedłuży z nim współpracy. Whetstine miał się za to zemścić. Jak? Wcierając krem lub maść, w której znajdował się testosteron. - A to on był jedyną osobą, która dotykała mojego ciała w tamtym czasie - bronił się Amerykanin.

Cztery lata zamiast ośmiu

24-letni wówczas sprinter został zdyskwalifikowany na osiem lat. Wzięto pod uwagę "wyjątkowe okoliczności" pierwszej wpadki dopingowej, dlatego nie zawieszono go dożywotnio. Wydawało się jednak, że i tak jest już skończony w sporcie. Miał stracić najlepsze lata kariery. Gatlin postanowił jednak walczyć do końca. Złożył apelację, sprawa trwała wiele miesięcy. W grudniu 2007 r. usłyszał, że kara została skrócona - z ośmiu lat do czterech lat. Jego rekord świata (9,77) anulowano. Medali z igrzysk w Atenach i MŚ w Helsinkach jednak mu nie odebrano.

Po spektakularnym upadku świat Amerykanina się zawalił. W filmie dokumentalnym Gatlin przyznaje, że myślał o samobójstwie. Mówił to zresztą już wcześniej, m.in. w wywiadzie dla "Guardiana" w 2011 r. - Doszedłem do takiego punktu, w którym powiedziałem: "Już mi nie zależy". Czy siedziałem w domu z nożem przy nadgarstku? Nie. Czy trzymałem garść tabletek? Nie. Ale były momenty, w których myślałem: "Komu będzie mnie brakować, jeśli zjadę teraz autem z drogi?" - wspominał Justin Gatlin. - Czułem, że nie jestem wiele wart. Nawet myślałem, czy nie iść do wojska. Gdybym został zastrzelony, poległ w walce, przynajmniej zginąłbym za coś - dodawał. To wtedy Gatlinowi zdarzyło się po raz pierwszy płakać z bezradności.

Podczas czteroletniego zawieszenia nie umiał się odnaleźć. W sporcie, który kochał, był postrzegany jako parias. Próbował swoich sił w innej dyscyplinie - futbolu amerykańskim. Przekonał się jednak, że sama szybkość to nie wszystko. Trenował z Houston Texans, był na testach w Tampa Bay Buccaneers. Próbowano go w roli skrzydłowego (wide receiver), jednak u Gatlina dał o sobie znać brak doświadczenia. Angażu nie dostał.

Czy Justin Gatlin zdobędzie medal na igrzyskach olimpijskich w Tokio?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×