Ten sportowiec nie miał tyle szczęścia co Kozakiewicz. Sowieci oszukali go na oczach całego świata

Radziecki sędzia bez mrugnięcia okiem podniósł czerwoną flagę oznaczającą skok spalony. Kiedy Ian Campbell chciał zgłosić protest i sprawdzić poprawność decyzji arbitra, okazało się, że w promieniu kilkudziesięciu metrów nikt nie mówi po angielsku.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
East News

Sportowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co tydzień znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.

Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisanymi tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.

***

Telefon musiał dzwonić już od dłuższego czasu, ale Ian Campbell spał jak niemowlę. Moskwa mu sprzyjała. W stolicy Związku Radzieckiego wyjątkowo nie narzekał na problemy z zasypianiem. Przykładał głowę do poduszki i tracił świadomość.

W letargu sięgnął po słuchawkę, nie zdążył wydusić z siebie jeszcze słowa, a usłyszał łamaną angielszczyzną z wyraźnym radzieckim akcentem:

- Nie zdobędziesz medalu. To już zostało postanowione. I radzę, lepiej się nie awanturuj.

Zerwał się z łóżka. W słuchawce było już tylko słychać dźwięk przerwanej rozmowy. Kto to dzwonił? O czym mówił? Dlaczego wybrał tak późną porę? Australijski trójskoczek nie zasnął już do rana.

***

Nie miał tyle szczęścia, co Kozakiewicz

Przełom lipca i sierpnia 1980 roku. W Moskwie odbywają się igrzyska olimpijskie. Igrzyska wyjątkowe. W związku z napiętą sytuacją polityczną na linii Stany Zjednoczone - Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, pogłębiania się "zimnej wojny" oraz radzieckiej interwencji w Afganistanie (rozpoczęła się w grudniu 1979 roku), aż 63 kraje zbojkotowały te zawody sportowe.

Ci, którzy zdecydowali się na przyjazd do Moskwy, spotkali się z falą mniej lub bardziej widocznych oszustw. Sowieci robili wszystko, aby tylko przeszkodzić sportowcom innych krajów w odnoszeniu sukcesów. Coś o tym wie Władysław Kozakiewicz. - Publiczność była do mnie i Tadka Ślusarskiego wrogo nastawiona - wspominał nasz mistrz olimpijski. - Gwizdali, obrażali, buczeli. Ale takie ich prawo. Nie miałem z tym problemów. Co innego organizatorzy. Skandal, jak się zachowywali.

Kozakiewicz miał na myśli na przykład otwieranie wielkich drzwi podczas finału skoku o tyczce. Tylko po to, aby zmienić kierunek wiatru, gdy na rozbiegu stawali Biało-Czerwoni. W skoku o tyczce nic więcej nie można zrobić. Reszta już zależy od sportowca. I dlatego będący w wielkiej formie Kozakiewicz wygrał, a schodząc z zeskoku pokazał Sowietom słynny już gest Kozakiewicza. - Puściły mi nerwy, każdy by tak zrobił - śmiał się później.

Tyle szczęścia nie miał Australijczyk - Ian Campbell. Na oczach prawie 100 tysięcy kibiców zgromadzonych na moskiewskich Łużnikach i milionów przed telewizorami został bezczelnie oszukany. Radzieccy sędziowie ukradli mu złoty medal.

75 procent spalonych skoków

Campbell oraz Brazylijczyk Joao Carlos de Oliveira w 1980 roku byli bezapelacyjnie najlepszymi trójskoczkami świata. Przed igrzyskami w Moskwie fachowcy nie dopuszczali do siebie myśli, aby ktokolwiek inny wygrał olimpijskie zawody. - Campbell i de Oliveira mają taką przewagę nad resztą rywali, że tylko kataklizm mógłby zabrać im medale - pisał "The Guardian".

Kataklizm albo oszustwo. Sowieci mieli w finale dwóch zawodników: Jaaka Uudmae oraz Wiktora Saniejewa. Pierwszy miał 26 lat i niewiele sukcesów na koncie. Owszem, zdobywał medale mistrzostw Europy, ale już podczas innych międzynarodowych zawodów nie miał żadnych szans. Saniejew z kolei był wielokrotnym mistrzem olimpijskim, rekordzistą świata, mistrzem Europy. Miał już jednak 35 lat i nie grzeszył formą. Nawet na podwórku krajowym przegrywał. - W najczarniejszym scenariuszu nie dopuszczałem myśli, że będę trzeci, a miejsce poza podium nie przeszło mi nawet przez głowę - opowiadał po latach australijskim dziennikarzom Campbell. - Przygotowania, starty przedolimpijskie, zdrowie, to wszystko wskazywało na to, że jestem w życiowej dyspozycji.

Campbell nie przewidział jednego. Tego, że w trójskoku wiele zależy od sędziów. Wystarczy pokazać czerwoną flagę i skok nie będzie zaliczony. Przecież na 12 skoków Australijczyka i Brazylijczyka sędziowie nie uznali aż 9 prób. - Statystycznie nie jest możliwe, aby można było spalić 75 procent prób - pisał potem w "New York Times", James Dunaway.
Ian Campbell próbujący protestować podczas finału trójskoku IO w Moskwie. Fot. YouTube Ian Campbell próbujący protestować podczas finału trójskoku IO w Moskwie. Fot. YouTube
Dla porównania, radziecki duet zaledwie trzykrotnie zobaczył czerwoną flagę. - Kiedy po pierwszej spalonej próbie podszedłem do plasteliny naklejonej na belkę, nie widziałem śladu buta - przekonywał Campbell. - Zapytałem grzecznie sędziego, dlaczego uznał mój skok za spalony. On pokazał ślad na plastelinie. Rzeczywiście był z... lewej strony. A ja jestem prawonożny. Jak mogłem odbić się więc z przeciwnej strony?

Campbell nie mógł nawet zgłosić protestu. Okazało się, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski oraz Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) zgodziły się z wnioskiem organizatorów igrzysk, aby podczas zawodów w lekkiej atletyce obecni byli tylko radzieccy sędziowie.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN.: O TYM, CO SIĘ STAŁO PO SKOKU, KTÓRY POWINIEN DAĆ CAMPBELLOWI OLIMPIJSKIE ZŁOTO, CO Z AFERĄ MIAŁ WSPÓLNEGO ÓWCZESNY PRZEWODNICZĄCY MKOL ORAZ CO USTALILI PO LATACH FACHOWCY Z UNIWERSYTETU W MELBOURNE I STACJI BBC.

Czy Ian Campbell powinien otrzymać po latach złoty medal olimpijski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×