Polska zawodniczka padła ofiarą największego błędu medycyny sportowej w XX wieku. Wykorzystała to Moskwa

Lekkoatletki musiały rozebrać się do naga, wejść do wielkiej sali, w której siedziało kilkanaście osób i poddać się badaniu ginekologicznemu. "To było ohydne" - wspomina jedna z upokorzonych sportsmenek. W tej grupie była Ewa Kłobukowska.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
PAP / Fot. PAP/DPA

Sportowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co tydzień znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.

Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisanymi tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.

***

- Coś jeszcze? - zniecierpliwiony premier Józef Cyrankiewicz spojrzał na młodego asystenta, który po dwugodzinnej naradzie nie zamierzał opuszczać jego gabinetu.

- Premierze... Chodzi jeszcze o Kłobukowską. Tę biegaczkę.

- No, co tam się dzieje? - Cyrankiewicz nie podniósł nawet wzroku znad stosu papierów, który właśnie przeglądał.

- Dziewczynę skrzywdzili. Poniżyli, wyrzucili na margines, załamała się.

Cyrankiewicz gwałtownie zerwał się ze swojego fotela, jednym susem znalazł się przy przerażonym młodzieńcu, chwycił go za marynarkę i podniósł z krzesła.

- Towarzyszu - cedził przez praktycznie zamknięte usta. - Jeżeli nasi przyjaciele ze Związku Radzieckiego uznali, że są podstawy do stwierdzenia, iż nie może startować z kobietami, to widocznie tak jest. Czyżbyście nie zgadzali się z Moskwą? Co?

***

Chciała być księgową

To była kariera jak z bajki. W 1961 roku Ewa Kłobukowska nawet nie myślała o sportowej karierze. Trzy lata później została mistrzynią olimpijską, a pięć lat później dorzuciła jeszcze trzy medale (w tym dwa złote) mistrzostw Europy. Po drodze "przytrafił się" rekord świata. Jak to możliwe?

ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze
16-letnia Ewa uczęszczała do Technikum Ekonomicznego. Chciała być księgową, może bankierem. Pracująca w tej szkole Regina Morawska już na pierwszej lekcji wychowania fizycznego zauważyła u swojej uczennicy to "coś". - Szybkość - tłumaczyła po latach w wywiadach. Dlatego postanowiła namówić Ewcię - bo tak do niej mówiła - na regularne treningi. Na stadionie warszawskiej Skry jeden z trenerów prowadził zajęcia dla przyszłych sprinterek. - Pani musi zapytać moich rodziców - odpowiedziała na tę propozycję Kłobukowska. Nie była przesadnie zainteresowana bieganiem wokół stadionu.
Fot. PAP/DPA Fot. PAP/DPA
Morawska pojechała do Włoch, w tej dzielnicy Warszawy mieszkała Kłobukowska. - Pani magister, pani się nie obrazi, ale czy to ma w ogóle sens? - pierwsza zareagowała matka Ewy. - Przecież ona ma już 16 lat, chce być księgową, sport jej nie w głowie.

Ostatecznie się udało. Nauczycielka WF-u obiecała, że będzie jeździć z uczennicą na stadion Skry i potem odwozić ją z powrotem do domu. - Miałam przekonanie, że to przyszła olimpijka - tłumaczyła Morawska.

Kłobukowska w ciągu kilku miesięcy zrobiła takie postępy, że trafiła do grupy Andrzeja Piątkowskiego, który miał przygotować sztafetę 4x100 metrów. Sztafetę, której celem było zamieszanie w światowej czołówce. - Cała Warszawa wiedziała, że u Piątkowskiego trenują przyszłe gwiazdy - pisał Oskar Berezowski w magazynie "Bieganie" w październiku 2011 roku w obszernym materiale dotyczącym Kłobukowskiej.

Do Piątkowskiego dołączyła również Irena Kirszenstein (obecnie Szewińska). To właśnie ona stała się najbliższą przyjaciółką, a zarazem rywalką Kłobukowskiej na bieżni. Latem 1963 roku (czyli zaledwie kilkanaście miesięcy po rozpoczęciu treningów!) nasza bohaterka pokazała się podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego. Na tyle dobrze, że została włączona do wąskiej grupy sprinterek, które w 1964 roku w Tokio miały walczyć o złoto olimpijskie. - Jestem szczęśliwa, że mogę biegać i że osiągam coraz lepsze wyniki - mówiła dziennikarzowi Polskiego Radia.

Minęły 52 lata, jej rekord nadal robi wrażenie

Mimo poważnych problemów zdrowotnych, przez które zawodniczka straciła wiele tygodni, Kłobukowska była pewniakiem w sztafecie olimpijskiej. Ona i Irena Szewińska miały zagwarantowane miejsce. W Tokio trener Piątkowski postanowił, że dołączą do nich Teresa Ciepły i Halina Górecka. W Polsce nikt nie spodziewał się złota. Murowanymi faworytkami do zwycięstwa były Amerykanki. Kilka dni wcześniej - podczas finału indywidualnego - tylko "dzięki" Kłobukowskiej nie wywalczyły całego podium. To właśnie nasza "Ewcia" zdobyła brąz.

Na pierwszej zmianie świetnie pobiegła Ciepły, potem Szewińska nie dała się wyprzedzić doskonałej mistrzyni olimpijskiej z biegu indywidualnego, Górecka również wytrzymała presję i na ostatnią zmianę Kłobukowska wychodziła na czele stawki. McGuire nie dała rady jej prześcignąć. Na dodatek Polki pobiły rekord świata 43,6.

To nie był jedyny rekord w karierze Kłobukowskiej. Kilka miesięcy później (w lipcu 1965 roku) w Pradze osiągnęła czas 11,1 w biegu na 100 metrów. To był wówczas rekord świata. Jak był to wielki wyczyn wystarczy zauważyć, że dzisiejsza gwiazda polskiego sprintu - Ewa Swoboda - może pochwalić się rekordem na poziomie 11,12. A minęły prawie 52 lata...

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O TYM, JAK POLSKIE ZAWODNICZKI MUSIAŁY ROZEBRAĆ SIĘ DO NAGA PRZED KILKUNASTOOSOBOWĄ KOMISJĄ W KIJOWIE, O ROLI W CAŁEJ SPRAWIE KGB, ORAZ O TYM, CO WYDARZYŁO SIĘ 25 LAT PO SKANDALICZNEJ DECYZJI MIĘDZYNARODOWEJ FEDERACJI LEKKIEJ ATLETYKI.

Czy Ewa Kłobukowska powinna otrzymać oficjalne przeprosiny ze strony MKOl i IAAF?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×