Lekkoatletyka. Anna Kiełbasińska o wizycie w Wuhan. "To mną wstrząsnęło"

- Widok pewnych miejsc mną wstrząsnął. Warunki, w jakich żyją tam niektórzy ludzie, mnie poraziły - mówi Anna Kiełbasińska. Polska sprinterka, medalistka MŚ mówi nam o Wuhan, gdzie była kilka miesięcy temu, a także o swojej sytuacji w erze pandemii.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Anna Kiełbasińska Getty Images / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Izolacja na Mazurach trwa w najlepsze?

Anna Kiełbasińska: Tak, nadal jestem w izolacji i nie planuję się nigdzie ruszać.

A dlaczego Mazury? Rodzinny dom w Warszawie, a klub - SKLA Sopot.

W Warszawie mam 91-letnią babcię, a moja mama też niedawno miała problemy ze zdrowiem. Nie chcę ich narażać na jakiekolwiek kłopoty, nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś się stało. Ponadto w Gdańsku wynajmuję małe mieszkanie w dużym bloku, gdzie jest mnóstwo ludzi. Gdyby tam ktoś zachorował, wtedy bym już się nie ruszyła z kwarantanny.

Przede wszystkim jednak tutaj mój chłopak (Artur Waś, reprezentant Polski w łyżwiarstwie szybkim - przyp. red.) ma duży dom. Jest duża działka, gdzie mogę trenować, więc radzę sobie całkiem dobrze. To dla mnie najlepsze rozwiązanie i chyba najbardziej odpowiedzialne.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Piotr Małachowski był w Wuhan przed wybuchem epidemii! Opowiedział o swoich przeżyciach

Dwoje sportowców, każde z mocnym charakterem. Talerze nie latają?

Na szczęście nie. Już wcześniej spędzaliśmy dużo czasu razem i nie mamy z tym problemu, my po prostu chcemy ze sobą być. Ale też nie wchodzimy sobie w drogę, każdy ma także swoje zajęcia. A przyziemne problemy i lekkie konflikty są normalne, kto ich nie ma? Wszelkie nieporozumienia staramy się łagodzić w zarodku. Jesteśmy już tutaj miesiąc, to dla nas nowa sprawa, ale myślę, że dobrze się w tym razem odnajdujemy.

Dziś Wuhan kojarzy się jednoznacznie źle, ale była tam pani jesienią ubiegłego roku na Światowych Igrzyskach Wojskowych. I oprócz sukcesu i złotego medalu w sztafecie 4x400 metrów też przywiozła pani ze sobą gorsze obrazki.

Muszę przyznać, że widok pewnych miejsc mocno mną wstrząsnął. Jednego dnia wybrałam się na wycieczkę do miasta, lubię to robić, zwiedzać nowe miejsca. Byłam w dzielnicy targowej i to, co zobaczyłam, zostanie we mnie na długo. Warunki, w jakich żyją tam niektórzy ludzie, mnie poraziły.

Bieda?

Wprawdzie słyszałam o tym, ale co innego widzieć to w telewizji, a co innego zobaczyć na żywo. Widok ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie, w małych i zimnych pomieszczeniach, bardzo mnie uderzył. Jeszcze przez kilka dni miałam poczucie zdołowania. Pamiętam, że myślałam: cholera, nie tak to powinno wyglądać.

Po powrocie z Chin dopadła panią choroba. Dzisiaj brzmi to bardzo niepokojąco.

Tak, ale zachorowałam dopiero kilka tygodni po powrocie. Wtedy oczywiście nie miałam o niczym zielonego pojęcia, zresztą jak każdy z nas. Dla mnie to było po prostu mocne przeziębienie, dzisiaj też tak o tym myślę. Nie miałam objawów, o jakich słyszy się przy zakażeniu koronawirusem. Przede wszystkim nie mam wiedzy, żeby się na ten temat wypowiadać. Nie jestem naukowcem.

Jak na panią wpłynęło przełożenie igrzysk olimpijskich w Tokio na 2021 rok?

Gdyby nie przełożenie igrzysk olimpijskich na kolejny rok, izolacja bez wątpienia wpłynęłaby na mnie bardziej. Przygotowania do sezonu musieliśmy zacząć w tym roku później, wypadały mi z grafiku treningi, nie zdążyłam zrobić bazy tlenowej i musieliśmy gonić z treningiem specjalistycznym.

Wychodzi więc, że teraz otrzymała pani trochę czasu na dogonienie formy.

Przez to, że wszystkie wiosenne zawody zostały przesunięte, mam dwa miesiące na przygotowanie do sezonu i więcej czasu, żeby wrócić do podstaw. Liczę, że w maju uda się nam rozpocząć treningi na stadionie i zwiększyć tempo.

A przełożenie igrzysk? Wydawało się to jedyną słuszną decyzją, ale trzymano was w niepewności bardzo długo.

To wszystko bardzo się przedłużało, zastanawiałam się, czemu tak długo zwlekano z podjęciem decyzji. Dla mnie to było niedorzeczne, wręcz nie do wyobrażenia, żeby igrzyska odbyły się w tym roku. Byłam przekonana, że zostaną przełożone, ale na oficjalne potwierdzenie czekaliśmy zbyt długo.

Wierzy w ogóle pani, że w tym roku odbędą się lekkoatletyczne imprezy? Na sierpień (26-30) zaplanowano mistrzostwa Europy w Paryżu, data pozostaje wciąż niezmieniona.

Wierzę, że odbędą w tym roku. Warunek jest jednak jeden - sytuacja musi być bezpieczna, nie może być co do tego żadnych wątpliwości. To dla mnie najważniejsze. Liczę, że tak będzie.

Z kolei przyszły rok zapowiada się ekstremalnie intensywnie. Przełożono wprawdzie mistrzostwa świata w Eugene na 2022 rok, ale i tak kalendarz będzie napięty. Latem igrzyska, a zimą przede wszystkim Halowe Mistrzostwa Świata w Nankinie.

Muszę przyznać, że nie lubię jeździć do Chin, dlatego od początku nie byłam fanką przyszłorocznej imprezy. To duże zmiany dla mojego organizmu. Zmiana strefy czasowej, zmiana klimatu, zawsze długo to odchorowuję. Nie chcę jeszcze nic deklarować, ale jeśli one zostaną w kalendarzu, to pewnie je odpuszczę.

Chyba jednak nie ma mowy o odpuszczaniu sezonu halowego. Na marzec zaplanowano przecież też Halowe Mistrzostwa Europy w Toruniu.

Bardzo mi na nich zależy. Ogromnie lubię to miejsce, hala mi odpowiada jeśli chodzi o bieganie 400 metrów. Nie ukrywam, że tam będę mieć większe szanse na sukces i bardzo na to liczę. Gdy tylko dowiedziałam się, że Toruń został gospodarzem imprezy, byłam skłonna przedłużyć karierę, żeby tam wystartować.

A to były jakieś myśli o zakończeniu kariery?

No ja zaraz będę miała 30 lat! Nie chcę składać żadnych deklaracji, zobaczymy, jak sytuacja się ułoży po igrzyskach olimpijskich w Tokio, jak w ogóle będzie wyglądał świat. Trzeba jednak myśleć perspektywicznie i układać sobie życie po karierze. A ja jestem kobietą i poważnie myślę o założeniu rodziny.

Jest nowy termin kwalifikacji do IO dla lekkoatletów. Czytaj więcej--->>>

Michał Haratyk ostro krytykuje polski rząd. Czytaj więcej--->>>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×