Ryzykowna decyzja Marii Andrejczyk. Już znamy powody

- W sporcie nie ma dobrego momentu na zmiany, ryzyko jest zawsze - przekonuje menedżer Marii Andrejczyk Marcin Rosengarten. Wyjaśnia nam, dlaczego nasza medalistka olimpijska postanowiła zmienić trenera.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Maria Andrejczyk Getty Images / Na zdjęciu: Maria Andrejczyk
Maria Andrejczyk ma nowego trenera. Polska oszczepniczka bardzo zaskoczyła kibiców, gdy w piątkowy wieczór ogłosiła w mediach społecznościowych rozstanie z jej dotychczasowym szkoleniowcem Karolem Sikorskim, który prowadził ją ostatnie 14 lat (WIĘCEJ TUTAJ).

Srebrna medalistka olimpijska z Tokio rozpoczyna współpracę z fińskim szkoleniowcem Petterim Piironenem. W sobotę pojechała do Kuortane, mekki tamtejszego rzutu oszczepem, gdzie rozpoczęła treningi pod okiem nowego trenera.

Dlaczego Polka zdecydowała się na zmiany? Czemu wybrała akurat taki termin i kto jeszcze był zainteresowany współpracą? To wszystko ujawnia w rozmowie z WP SportoweFakty menedżer Marii Andrejczyk, Marcin Rosengarten.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szalała na wakacjach. I to jak!

- Przez ostatnie miesiące Maria biła się z myślami, potrzebowała nowych bodźców, impulsu. Pierwsze tego typu refleksje pojawiły się u niej po igrzyskach olimpijskich w Tokio. Ta zmiana, dokonana teraz, może się wydawać ryzykowna, ale z drugiej strony do głównych imprez sezonu jest jeszcze kilka miesięcy - tłumaczy.

- W sporcie nie ma dobrego momentu na zmiany, tutaj ryzyko jest zawsze. Jednak gdyby do rozstania z trenerem Sikorskim doszło zaraz po igrzyskach, też pojawiłyby się pytania w stylu "po co zmieniać, skoro współpraca przyniosła efekty". Z kolei poczekanie do końca obecnego sezonu też mogłoby wywołać opinie, że zabrakło elementu ryzyka. A sportowcy to ryzykanci.

Jako dowód na swoje słowa wskazuje zachowanie nowego szkoleniowca, który zgodził się na podjęcie współpracy z Polką, uznając, że jest czas na przygotowanie jej do mistrzostw świata w Eugene (15-24 lipca) i mistrzostw Europy w Monachium (11-21 sierpnia). - Dla Marii dużo znaczyły słowa nowego trenera. Petteri Piironen zgodził się na współpracę, bo sam czuł, że to dobry moment, że nie jest za późno. Tym utwierdziła się w przekonaniu, że podjęła odpowiednią decyzję.

Co bardzo istotne, obie strony nie wchodzą w niewiadome.

Rosengarten: - Ogromnym plusem było to, że na tegorocznym obozie Marii w RPA trener Piironen też był obecny ze swoimi zawodnikami. Dzięki temu przez trzy tygodnie ona widziała, jak on pracuje, on z kolei obserwował jej treningi, co na nich wykonuje, na jakim jest etapie. To już na starcie znaczy bardzo dużo.

Petteri Piironen jest niezwykle cenionym szkoleniowcem w Finlandii, ma w dorobku międzynarodowe sukcesy. W 2015 roku, na mistrzostwach świata w Pekinie, złoto w konkursie rzutu oszczepem mężczyzn zdobył Kenijczyk Julius Yego, srebro Egipcjanin Ihab Abdelrahman. I obaj byli wtedy podopiecznymi Piironena.

Praca z Andrejczyk to jednak wielkie wyzwanie dla tego trenera.

- Dla Piironena to szansa, ponieważ pierwszy raz będzie miał w swojej grupie kobietę na takim poziomie. Już po pierwszych zajęciach widać, że bardzo się zaangażował. Treningi są inne niż do tej pory, choć tu trzeba wyjaśnić, że trener Sikorski co roku jeździł do Kuortane na szkolenia, gdzie wykładowcą jest właśnie Petteri Piironen i opierał swoją pracę na fińskiej szkole oszczepu. Maria czuje się w niej świetnie, dlatego to nie będzie rewolucja, ale ewolucja.

Menedżer naszej zawodniczki wyjaśnia, jak blisko było, by jej trenerem został słynny Jan Żelezny, trzykrotny mistrz olimpijski i trzykrotny mistrz świata w rzucie oszczepem.

- Jan Żelezny bardzo często rozmawiał z Marią na treningach, widać było po nim, że jest zafascynowany jej możliwościami. To ogromne nazwisko w świecie sportu, trener mający gigantyczne doświadczenie. I choć było czuć, że w razie oferty Żelezny byłby zainteresowany, do takich rozmów ostatecznie nie doszło.

Okazało się, że byłoby to zbyt ryzykowne dla 26-latki.

- Maria nie chciała jednocześnie rozmawiać z kilkoma osobami i rzucać słów na wiatr. Ponadto Czech preferuje opcję treningów siłowych i długich, kilkumiesięcznych zgrupowań. Z kolei Maria potrzebuje luźnego barku, nie jest też przyzwyczajona do tak długich obozów. Potrzebuje zmian, odskoczni i to mogłoby nie wypalić.

Duże zmiany nie zmieniły głównych celów na tegoroczny sezon. Jeszcze kilka miesięcy temu Polka mówiła nam, że będzie chciała wejść na podium zarówno na MŚ jak i na ME.

- Cele się nie zmieniają. Zwłaszcza, że w tym roku przygotowania do sezonu rozpoczęły się później, żeby szczyt formy pojawił się w lipcu i sierpniu. Nie rozdzielamy imprez, mistrzostwa Europy będą tak samo ważne jak mistrzostwa świata, w Monachium będzie o medal równie trudno - przekonuje.

Najważniejsze, by oszczepniczce nadal dopisywało zdrowie. Wszyscy wiemy, jak wielkie problemy z barkiem miała w ostatnich latach nasza wicemistrzyni olimpijska. Na szczęście, pod tym względem nie może na nic narzekać.

- Maria jest w okresie bardzo ciężkiego treningu, więc ból jest czymś normalnym. Ale odpukać - nie jest zbyt duży, nie ma urazów, może wykonywać wszystkie ćwiczenia. I oby tak zostało - kończy Marcin Rosengarten.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×