Kolejny dramat znanej biegaczki. "Znów muszę układać plany na nowo"

Pech nie opuszcza Joanny Jóźwik. Polka po igrzyskach zapowiedziała, że będzie to jej ostatni sezon, a ukoronowaniem kariery miały być występy na tegorocznych ME i MŚ. Polka w trakcie przygotowań doznała jednak poważnej kontuzji i musi zmienić plany.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Joanna Jóźwik PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Joanna Jóźwik
Joanna Jóźwik to jedna z najpopularniejszych polskich lekkoatletek. Jej największym sukcesem w karierze pozostaje medal mistrzostw Europy wywalczony w 2014 roku w Zurychu oraz dwa medale halowych mistrzostw Europy zdobyte w 2015 i 2021 roku. Polka świetnie zaprezentowała się podczas igrzysk w Rio, gdzie zajęła piąte miejsce. W ostatnich latach ma sporo pecha i więcej czasu niż na bieżni, spędza na rehabilitacji i leczeniu kolejnych kontuzji.

Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Nie wystartowała pani na niedawnych halowych mistrzostwach Polski, a także na mistrzostwach świata. Co się stało?

Joanna Jóźwik (polska lekkoatletka, uczestniczka igrzysk w Tokio): Niestety podczas zgrupowania w Kenii doznałam kontuzji zapalenia ścięgna Achillesa. Przez pierwsze dwa tygodnie próbowałam robić treningi zastępcze, ale po powrocie do Polski okazało się, że kontuzja jest poważniejsza niż myślałam. Wypadłam z treningów na 5-6 tygodni, a to przekreśliło moje szanse nie tylko na starty w sezonie zimowym, ale także wypełnienie minimum na tegoroczne mistrzostwa Europy i mistrzostwa świata. Niestety pech wciąż mnie nie opuszcza i muszę się już z tym pogodzić.

Jeszcze niedawno zapewniała pani, że właśnie te dwie imprezy będą pani ostatnimi w karierze.

Chciałam, żeby tak było, ale ostatnia kontuzja sprawiła, że nie ma szans, bym do końca czerwca zdołała wypełnić minimum. Na przesunięcie terminu kwalifikacji nie ma co liczyć, bo w historii PZLA takie coś jeszcze się nie zdarzyło. Jak widać, życie jest nieprzewidywalne. Na razie jednak nie potrafię wskazać żadnego konkretnego terminu, ani nawet zapewnić, że wrócę w wielkiej formie.

ZOBACZ WIDEO: Zobacz, co wymyśliła Anita Włodarczyk. Ma specyficzne poczucie humoru
Kontuzja przydarzyła się w najgorszym możliwym momencie?

W Afryce miałam wykonać kluczowe treningi, a zamiast tego przez trzy tygodnie mogłam tylko chodzić na siłownię i jeździć na rowerze stacjonarnym. Dodatkowo nie było możliwości przeprowadzenia konsultacji z lekarzami i rozpoczęcia rehabilitacji. Gdyby uraz przytrafił się w Polsce, to przy błyskawicznej reakcji i specjalistycznych zabiegach byłabym w stanie skrócić okres rehabilitacji. Straciłam jednak tak dużo czasu, że wszystkie moje plany na ten sezon trzeba układać na nowo.

Decyzja o zakończeniu kariery po tym sezonie jest ostateczna?

Nie jest ostateczna. Założyłam się z moim trenerem, że jeśli pobiegnę w tym roku 800 metrów w 1:58, to będę trenować dalej i za rok znów pojawię się na bieżni. On we mnie niesamowicie wierzy i w sumie tylko dzięki niemu wciąż jeszcze trenuję. Po kontuzji w Kenii pojawiło się wiele myśli, by już teraz skończyć treningi i zająć się czymś zupełnie innym. Ostatecznie postanowiłam zaufać trenerowi.

Ma pani dopiero 31 lat, a przykłady innych biegaczy, jak choćby Marcina Lewandowskiego, pokazują, że jeszcze przez kilka lat mogłaby pani biegać na najwyższym poziomie. Nie za szybko się pani poddaje?

Ja się nie poddaję - to nie w moim stylu. Jednak w moim przypadku organizm lubi często płatać mi figle, co niestety nie wpływa na mnie motywująco.

Porażki z ostatnich lat odebrały pani wiarę w sukces?

Na swoim koncie mam wiele sukcesów prywatnych czy sportowych chociażby z zeszłego roku. Proszę wziąć pod uwagę, że po kilkunastu miesiącach przerwy, spowodowanych kontuzją biodra, nikt nie liczył, że wrócę do zawodowego sportu. Nikt na mnie nie stawiał, a ja zdołałam zdobyć srebrny medal mistrzostw Europy i poleciałam na igrzyska.

Ostatnia kontuzja zapewne znów musiała panią mocno podłamać.

Wręcz przeciwnie. Czuję się znakomicie. W końcu we właściwy sposób mogę zadbać o swoje zdrowie. Zeszła ze mnie cała presja i odpowiedzialność za wynik. Rozmawiamy z trenerem, jak podejść do przygotowań i sama podejmę decyzję, czy wciąż chcę poświęcać się temu w stu procentach.

Ma pani już pomysł na siebie po zakończeniu kariery?

Ja jej jeszcze nie kończę. Miałam sporo czasu, by pomyśleć o tym, co ewentualnie będę robić później, i jestem pewna, że chcę pozostać przy bieganiu. Chcę organizować obozy dla biegaczy-amatorów i promować imprezy biegowe. Chcę sprawić, by z każdym rokiem było coraz więcej chętnych do występów w biegach ulicznych.

Już 5 czerwca wystąpi pani podczas zawodów 1MILA na obiektach warszawskiego AWF. To początek czegoś nowego?

Zawody 1MILA to wspaniałe wydarzenie, które łączy kulturę biegów ulicznych z możliwością sprawdzenia się na stadionie, w nieco innych warunkach. Fajne jest także urozmaicenie dystansów, bo w tym roku będzie można sprawdzić się w sztafecie na 400 metrów, w biegach na jedną milę i 5 kilometrów. Wszystko wskazuje na to, że podczas zawodów w Warszawie zrobię sobie porządny trening i wystartuję w trzech seriach na jedną milę.

Po igrzyskach w Tokio miała pani najdłuższą niewymuszoną przerwę od biegania w sportowym życiu. Na pewno miała pani czas, by podsumować swoją karierę. Jest pani sportowcem spełnionym?

Na podsumowania jeszcze przyjdzie czas. Na ten moment jestem totalnie zadowolona z tego, co udało mi się dotychczas osiągnąć. Mogę nawet powiedzieć, że osiągnęłam już znacznie więcej niż od siebie oczekuję.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Działa dla Ukrainy w "Batalionie kobiet"
Robert Lewandowski stracił szansę

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×