Zawodnik MMA stawił czoła sprawcy masakry w Oregonie

- Nazywam się Chris, mam cudownego syna i kocham MMA - tak przedstawia się na Twitterze Christopher Mintz. Podczas strzelaniny w amerykańskim college'u zachował się jak prawdziwy bohater. Został postrzelony kilkakrotnie, ale ocalił życie innym.

Michał Fabian
Michał Fabian
/ Facebook

1 października do Umpqua Community College w Roseburg, w stanie Oregon, wszedł uzbrojony mężczyzna. Miał trzy pistolety i strzelbę. 26-letni student Christopher Harper-Mercer zabił dziewięć osób, a następnie - podczas wymiany ognia z policjantami - popełnił samobójstwo.

Wiele wskazuje, że ofiar byłoby więcej, gdyby nie bohaterska postawa 30-letniego Christophera Mintza. To człowiek, który stawił czoła sprawcy masakry. Został postrzelony siedem razy, ale przeżył. Jak się później okazało, Mintz to były żołnierz, który 10 lat służył w armii. To także miłośnik sztuk walki. Ma na koncie kilka amatorskich walk w MMA (o nich więcej za moment).

30-letni Mintz uczył się w college'u na kierunku "trener fitnessu". Gdy rozpętało się piekło, pobiegł do biblioteki. Ludziom, którzy tam byli, kazał uciekać, sam zaś zaczął uruchamiać systemy alarmowe. Następnie udał się do budynku, w którym popłoch siał Harper-Mercer.

Pastor Dennis Kreiss relacjonował, co się wydarzyło w klasie numer 15. Mintz polecił kolegom i koleżankom z grupy, by spróbowali się ukryć. - On zaś wyszedł przed klasę i stał przy drzwiach, by upewnić się, że napastnik nie nadchodzi. Gdy ten się pojawił, wyszedł mu naprzeciw i powiedział: "Tędy nie przejdziesz" - mówi Kreiss. Szaleniec otworzył wówczas ogień. Trafił Mintza trzykrotnie. Gdy ten upadł, wpakował w jego ciało jeszcze cztery kule.

- Biję mu brawo za jego heroizm. Prawdopodobnie uratował życie ludziom w tej klasie. Wiele osób w naszym społeczeństwie jest zdeprawowanych, a on był gotowy oddać życie za przyjaciół - podkreśla pastor Kreiss. - Nie było szans na to, żeby on stał obok i oglądał, jak dzieje się coś strasznego - komentuje jego kuzyn Derek Bourgeois.

Przed pójściem na uczelnię Mintz złożył na Facebooku życzenia swojemu 6-letniemu synkowi Tyrikowi, który w ten dzień obchodził urodziny. Chris kocha go nad życie. Świadkowie podkreślają, że gdy leżał postrzelony, powtarzał: - To urodziny mojego syna, to urodziny mojego syna.

30-latek doznał poważnych obrażeń - kule trafiły go w plecy, brzuch i ręce. Ma złamane obie nogi. Przetrwał strzelaninę, przeszedł długą operację. - Będzie się musiał na nowo uczyć chodzić - mówił w CNN jego kuzyn Derek Bourgeois. Rodzina Chrisa założyła konto w jednej z fundacji - GoFundMe - by zebrać środki na jego leczenie. Zwykle cel zbiórki to 10 tys. dolarów. Gdy o bohaterskim czynie Mintza zrobiło się głośno w całych Stanach Zjednoczonych, reakcja ludzi była natychmiastowa. W ciągu pierwszego dnia wpłynęło aż 650 tys dolarów. Aktualnie zebrano ponad 800 tysięcy (tutaj można dokonywać wpłat).


Ciotka poszkodowanego, Sheila Brown, przyznała, że nie zdziwiło ją jego zachowanie. To właśnie sport - MMA i zapasy - ukształtował jego silny charakter. - Był w drużynie zapaśniczej, walczył także w klatce, więc nie zaskoczyło mnie, że zadziałał w tak bohaterski sposób - mówiła Sheila Brown w rozmowie z NBC. Nazwała go "wyjątkowo dobrym chłopakiem".

Co wiemy o przygodzie Mintza w MMA? Media powołują się na portal sherdog.com, który publikuje szczegółowe statystyki wojowników. Jednak w przypadku zawodnika z Roseburg podany rekord (1-1) jest błędny. Zostało mu zapisane zwycięstwo z Johnem Dennisem w listopadzie 2011 roku (przez dźwignię na ramię). Tyle że Mintz - dokładnie w ten sposób - ten pojedynek przegrał. Wideo zobaczyć można poniżej.

Kolejna walka trwała tylko kilkanaście sekund. 29 września 2012, na gali FCFF - Rumble at the Roseland 66, Mintz został znokautowany przez Rona Schrotera. To było wyjątkowo brutalne KO, po 12 sekundach. Zawodnik z Roseburg po kilku piekielnie mocnych ciosach dostał drgawek.

Na portalu mixedmartialarts.com znaleźć można wyniki jeszcze dwóch innych jego starć. Także przegranych - z Georgem Jordanem i Brettem Arandem. Z rekordem 0-4 Mintz raczej nie ma co liczyć na karierę w tym sporcie (nie walczył już zresztą od trzech lat). Wygrał za to dużo ważniejszą walkę - o życie studentów z klasy nr 15, do której zmierzał sprawca masakry.

"W sporcie, który często widzi złowrogie postaci jak choćby War Machine (pisaliśmy o nim tutaj), a w tytułach gazet goszczą aresztowania czołowych zawodników jak Jon Jones, zobaczyć kogoś takiego jak Mintz to poważny wyjątek od normy. Nie miał bogatej przeszłości w MMA, ale zyskuje rozgłos z właściwych powodów. Postawmy sprawę jasno: Chris Mintz jest kimś, z kogo społeczność MMA może i powinna być dumna" - czytamy.

Mintz już opuścił szpital, czeka go długa rehabilitacja. Woli unikać rozgłosu, nie chce spotykać się z dziennikarzami. Pojawiła się także informacja, że odmówił spotkania z prezydentem Barackiem Obamą. Sam zainteresowany skomentował ją na Facebooku. - Nigdy nie powiedziałem, że jestem przeciwko prezydentowi i spotkaniu z nim. Chcę tylko wyleczyć się, wrócić do mojego życia i żyć normalnie - podkreślił.

#dziejesiewsporcie: szaman rzucił klątwę na gwiazdę Arsenalu
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×