Damian Grabowski: Dopóki zdrowie pozwoli, będę chciał namieszać w wadze ciężkiej

30 lipca w Atlancie Damian Grabowski (20-3) stoczy drugą walkę pod szyldem UFC. Polak zawalczy z Anthonym Hamiltonem (14-5), który w 2015 roku pokonał Daniela Omielańczuka. - Zrobię wszystko, aby zwyciężyć - zapowiada "The Polish Pitbull".

Jakub Madej
Jakub Madej

WP SportoweFakty: Walka już w najbliższą sobotę w Atlancie. Jak podoba się panu na miejscu?

Damian Grabowski: Atlanta jest bardzo ładnym miastem, nie spodziewałem się tego. Jest to też dość duże miasto, bardzo ładne downtown. Hotel mamy w samym centrum, więc wszystko jest naprawdę bardzo fajnie. Jeśli chodzi o pogodę, to jest bardzo gorąco, w okolicach 35 stopni, przez co też jest dość duszno. Największym naszym zmartwieniem jest tylko to, że w pomieszczeniach zamkniętych, sklepach, hotelach i restauracjach jest bardzo zimno, bo jest nisko ustawiona klimatyzacja i na to trzeba uważać.

Z samopoczuciem wszystko w porządku?

- Już jest w miarę dobrze, jesteśmy tutaj już piąty dzień i przestawiliśmy się do tego stopnia, że przesypiamy całą noc. Nie budzimy się w środku nocy, tylko normalnie o 7 lub 8 rano, więc jest dobrze.

ZOBACZ WIDEO Jacek Hankiewicz: Rio? Nie jesteśmy bez szans

Ostatnie dni przed walką to pełen relaks?

- Tak, generalnie relaks. Ja akurat czytam sobie książkę motywacyjną, dużo odpoczywam, chodzimy też na spacery. Codziennie oczywiście też lekkie rozciąganie, lekki rozruch. Nie muszę zbijać wagi, więc nie mam dodatkowego stresu związanego ze zrzucaniem kilogramów. Spokój, oczyszczanie głowy, ładowanie energii i nabieranie mocy, jak lew przed polowaniem.

Co do przygotowań, czym one różniły się od poprzednich?

- Różniły się przede wszystkim tym, że miałem cięższych zawodników do sparingów. Podczas przygotowań przed poprzednią walką musiałem być na miejscu, bo otwierałem swój klub i miałem tak naprawdę mało sparingpartnerów o dużej wadze. Teraz skompletowałem sobie ekipę złożoną z czterech osób, które ważyły powyżej 110 kilogramów i często z nimi trenowałe. Mocno przepracowałem ten okres z ciężkimi zawodnikami, więc jestem zadowolony. To była główna zmiana i ona wyszła na plus. Jestem też silniejszy, bo przytyłem troszkę i myślę, że będzie dobrze.

Odnośnie wagi. Hamilton wnosi na wagę za każdym razem blisko 120 kilogramów, jak to będzie w pana przypadku?

- Wczoraj ważyłem 258 funtów, więc to jest w okolicach 117 kilogramów. Do piątku ta waga się utrzyma. Według mnie najlepszą walkę dałem z Konstantinem Gluhovem, kiedy ważyłem 115 kilogramów. Przed ostatnią walką ze względu na różne czynniki ważyłem 106 kilogramów, więc stwierdziłem, że przytyję i z tą wagą wyjdę do walki. Myślę, że to będzie dobra waga i też go tym zaskoczę. Zapewne sugerują się też tym, że ważyłem ostatnio dużo mniej, więc kiedy stanę na wadzę to powinien to być element zaskoczenia.

Dużo osób uważa Hamiltona za zawodnika, który kosztem efektownych walk, potrafi przez trzy rundy leżeć na przeciwniku i zwyciężyć pojedynek decyzją...

- Bardzo fajnie, to sobie poleżymy. Ja tam akurat lubię leżeć na ziemi. Może nie do końca leżeć, bo ja sobie popracuję, więc czy będziemy na górze, czy będziemy przy siatce, czy będziemy na ziemi, to ja się będę tam dobrze czuł. Nie jest to Derrick Lewis, z którym trzeba uważać dosłownie na każdy cios. Tamten facet miał tak mocne uderzenie, że czym cię nie palnął, to mogłeś zostać znokautowany. Hamilton jest mniej niebezpieczny i rzeczywiście toczył walki, gdzie leżał na zawodnikach, którzy sobie z tym nie radzili. Miałem jednego sparingpartnera, który ważył 155 kilogramów. Był dobry, sprawny, o dobrej koordynacji ruchowej, więc dużo z nim trenowałem i z innymi mocnymi chłopakami. Jestem przygotowany. Każdy kto mnie zna, to stwierdzi, że porównując te przygotowania do poprzednich, to niebo a ziemia.

Ze względu na ostatnią przegraną, czy myśli pan o tej walce w kontekście "być albo nie być"?

- Nie, ja tak do tego nie podchodzę. Myślę w kontekście wygrania i wykonania dobrze swojej roboty. Nie skupiam się na rzeczach, na które nie mam wpływu. Ja muszę wyjść i wykonać swoją robotę, czyli tę walkę wygrać. Z tyłu głowy mam tę osobowość zwycięzcy i w sumie patrząc na moją karierę, to można zobaczyć, że przegrywałem tylko z zawodnikami niepokonanymi albo z mocnym gościem, który był większy i silniejszy i nic nie potrafiłem zrobić. Tak naprawdę też nie wiadomo, co by było, gdyby sędzia wtedy nie przerwał tego pojedynku i puścił go dalej. Zrobię wszystko, żeby najbliższą walkę wygrać.

W UFC jest jeszcze dwóch Polaków w pana kategorii wagowej. Czy gdyby UFC zaproponowało walkę z którymś z nich, zastanawiałby się pan nad przyjęciem takiego starcia?

- Generalnie to nie ma się nad czym zastanawiać. Myślę jednak, że nie ma nas aż tylu, żeby oni konfrontowali Polaków z Polakami. Gdyby była sytuacja, że ja mam pas, a któryś jest pretendentem, to na pewno. W takich zwykłych zestawieniach to myślę jednak, że mija się to z celem. Jest tak dużo zawodników w wadze ciężkiej, że spokojnie mogą nas konfrontować z fighterami z innych krajów.

Miesiąc temu minęło dziewięć lat od pana debiutu w MMA. Jak pan wspomina ten okres i czy czuje się pan spełnionym zawodnikiem, czy chciałby jeszcze coś udowodnić sobie lub fanom?

- Dziewięć lat, tylko tak naprawdę przerw w walkach miałem około cztery lata. Kilkukrotnie miałem roczne przerwy, a nawet ostatnio pomiędzy walką w M-1 a UFC nie walczyłem przez 16 miesięcy. Myślę, że jakieś cele już spełniłem. Byłem mistrzem świata organizacji M-1 Global. Jestem jedynym Polakiem, który walczył w trzech największych organizacjach na świecie, czyli UFC, Bellator i M-1 Global. Wiadomo jednak, że to jeszcze nie koniec. Dopóki zdrowie pozwoli, dopóty będę się bił i jeszcze będę chciał namieszać w tej światowej wadze ciężkiej.

Rozmawiał Jakub Madej

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×