Ciężko jest zdobyć sponsora bez powiązań biznesowo – towarzyskich - rozmowa z Marcinem Majchrem kierowcą rajdowym

Marcin Majcher pochodzący ze Świdnicy, czyli ze "stolicy" rajdowych Sudetów od lat widywany jest na trasach odcinków specjalnych. Po zdobyciu w zeszłym sezonie tytułu Mistrza Polski w klasie A7 nagle przestał pojawiać się na trasach rajdowych poza domowym Elmotem i ostatnio rozegranym Rajdem Karkonoskim.

Jacek Mazur
Jacek Mazur

Jacek Mazur: Od Elmotu w zasadzie nie pojawiłeś się na odcinkach specjalnych. Dlaczego?

Marcin Majcher: Przyczyna jest typowo rajdowa - brak odpowiednich środków na starty. Poza tym mocno rozwijam firmę, gdyż doszedłem do wniosku, że o sponsorów jest w chwili obecnej tak ciężko, że jeśli w ciągu kilku najbliższych lat nie uda mi się rozwinąć jakiegoś interesu, to w wieku 35 lat zostanie mi oglądanie zdjęć z lat minionych zamiast pojawiać się na starcie. Ciężko jest zdobyć sponsora, który wspiera załogę bez powiązań biznesowo – towarzyskich. Nie ma się jednak temu co dziwić, skoro jest, jak jest. Na szczęście są też tacy, jak nasz sponsor: Milwaukee, który wspiera nas, gdyż mamy dobre wyniki.

Jak w Twoim wykonaniu będzie wyglądał koniec sezonu – Rajd Orlen, Dolnośląski i Warszawska Barbórka, w której zawsze się pojawiałeś?

- Na pewno wystartujemy w Rajdzie Dolnośląskim – jednym z moich ulubionych. Kiedyś wystartowaliśmy na Barbórce Subaru Impreza grupy N – mimo, że jechaliśmy bardzo szybko i np. na Cytadeli mieliśmy super rezultat, to efekt końcowy był mizerny. Ciężko jest osiągnąć tam dobry wynik, wsiadając do nowego, nawet topowego auta dzień przed rajdem - większość zawodników klasy N4 jeździ takimi autami cały sezon. Poza tym Żerań jest morderczy dla samochodów.

W zeszłym sezonie zdobyłeś tytuł Mistrza Polski w A7, a w tym roku bardzo sporadycznie pojawiałeś się na starcie. Czy to tylko problemy budżetowe czy po prostu nie chciałeś iść po raz kolejny w tą samą stronę?

- Nie mam problemu z tym, że do słabszych aut nie wsiadam. Ja kocham rajdy, a nie moc silnika. Tak, więc jedyną przyczyną były kłopoty budżetowe.

Nie sądzisz, że zawodnicy powoli sami stają się niewolnikami własnych ambicji szczególnie sprzętowych? Wychodzi na to, że jak Pan Kowalski nie dostanie topowego sprzętu, to już nie ma ochoty jeździć, a jak widać choćby po Pucharze Łużyc, to można startować nawet reliktami i mieć z tego nie małą frajdę?

- Dokładnie. Wszędzie na świecie startują kierowcy w starszych samochodach. Ja rozumiem, że każdy chciałby startować jak najlepszym autem. Sam marzę o R3, ale moim zdaniem, zawodnicy, którzy nie jeżdżą, bo do Evo 8 nie wsiądą, a na Evo 9 ich nie stać popełniają błąd, albo nie kochają rajdów.

Czy według Ciebie po części nie jest to powód, że mamy teraz tak małą frekwencję w RSMP?

- Na pewno w jakimś stopniu tak jest. Ale to nie tylko wina zawodników. Prawda jest taka, że część zawodników nie chce jeździć słabszymi autami, bo są wtedy całkowicie pomijani w mediach i tak nie bardzo licznych. Dlaczego w żadnej telewizji nie ma cyklicznego programu o nazwie choćby RSMP? Co tydzień 30 minut najlepiej w TVN Turbo. Czy naprawdę PZMot i Platinum nie mają środków, aby coś takiego zorganizować? W programie mogłyby się pojawiać relacje z rajdów, ale także prezentacje poszczególnych zespołów i zawodników. Dlaczego w żadnej prasie, nawet tej fachowej relacje z walki w klasach nie zajmują więcej jak 1/10 strony? Bo nikt tego nie czyta? Pewnie, że nie, bo za bardzo nie ma o czym – w klasach się nic nie dzieje. A nie dzieje się wiele bo zawodnicy nie startują. A nie startują, bo i tak nikt o tym nie wspomni. I kółko się zamyka. Ktoś musi wyciągnąć rękę. Pamiętam jak dziesięć lat temu zobaczyłem włoską gazetę "Tutto Rally". Walka w każdej klasie zajmowała stronę. Pierwsze 3 załogi miały zagwarantowane zdjęcie w gazecie. I gdyby coś takiego było u nas, choćby w "WRC" (chwała im za to, że istnieją i robią naprawdę fajny magazyn), to przez pierwsze 3-4 numery nie byłoby o czym za bardzo pisać, ale uwierz mi, że po dwóch – trzech rajdach klasy by odżyły, bo byłoby o co walczyć. Bo każdy zawodnik mógłby obiecać sponsorowi: "wygram - będziesz w prasie".

Kiedyś też próbowałeś za wszelką cenę startować w N4, ale chyba doświadczeń z tym związanych nie masz najlepszych?

- Fakt, że nasz Lancer Evo "Bieda" był niedoinwestowany. Szutrowe zawieszenie, brak szper, seryjna skrzynia, umierające turbo ładujące 1,2 bara, 140 tys. przebiegu.... Ale dużo się wtedy dowiedziałem, nauczyłem, poznałem wielu ciekawych ludzi, no frajda z jazdy była niesamowita. A nagranie z kostki walimskiej w pięknym boku oglądam do tej pory z uśmiechem na ustach.

Czy z perspektywy czasu nie sądzisz, że lepiej było wsiąść w tańszą, ale jednocześnie dobrą ośkę niż walczyć z mocno właśnie niedoinwestowanym i starym Lancerem?

- Nie. Jeździłem Peugeotem 206. Nie szło mi ewidentnie. Byłem mocno wystraszony po wypadku w 106tce. 206-tka się psuła. Wszystko układało się nie tak. W pewnym momencie zauważyłem, że tak naprawdę nie cieszę się zbytnio startując do kolejnego rajdu. Trzeba było coś zrobić. Tomek Kuchar umożliwił mi testy w swoim Lancerze, którego chciał sprzedać, ale dla mnie był za drogi. Niemniej jednak, jazda tym autem sprawiła mi tak olbrzymią radość, że ponownie zakochałem się w rajdach. Dzięki temu i późniejszym startom już swoim Evo 5 wiedziałem już, czego chcę. Chcę dobrego N4. Nie koniecznie najnowszego, ale w 100% sprawnego. No i wiedziałem, że mnie na to nie stać, więc sprzedałem Lancera, i postanowiłem wsiąść w Civica Type R. Liczyłem na to, że jak zdobędziemy klika ciekawych rezultatów, to będziemy mogli wrócić do N4. Rezultaty były, nadzieje również ogromne, obietnice też. Na tym się jednak skończyło. Jeździliśmy Evo 8 u Pawła Dytki przed tym sezonem, testy wypadły bardzo pomyślnie, pieniądze "miały być". Zostaliśmy z Hondą i budżetem na trzy starty.

Dzisiaj brakuje markowego Pucharu w RSMP. Czy nie jest to częściowo też powód tego, że tak mało załóg teraz startuje?

- Owszem, na pewno brakuje pucharu, choć jak pokazują np. Czesi, puchary nie są niezbędne. Osobiście uważam, że problemem w pucharach jest fakt, że każdy każdego podejrzewa o nielegalne przeróbki. To taka nasza polska cecha. Inna sprawa, że samochody z założenia identyczne często są różne :) Dlatego moim zdaniem zamiast pucharu wystarczy odpowiednia promocja przez związek do tego powołany istniejących klas i całych mistrzostw. Wtedy w klasach będzie po 10-15 aut i nikt nikogo o nic nie będzie podejrzewał, bo każdy będzie miał inne auto. Spowoduje to wyścig zbrojeń i wzrost kosztów, ale jak kogoś nie będzie stać na topowe A7, to będzie jeździł w topowym N2. Tym samym byłoby tyle pucharów, ile klas. No, ale w tym celu, po raz kolejny przypomnę, należy promować klasy i całe mistrzostwa, a nie tylko "wybranych" zawodników.


Gdyby powstał Puchar, ale w niższej klasie niż A7 czy A6 to byłbyś chętny w nim startować? To dla zawodnika Twojej klasy nieco cofanie się w szczeblach kariery, ale może to lepsze niż siedzenie w domu?

- Na pewno nie było by to cofanie się, ale za pucharami nie przepadam. Raz już przeszedłem z N4 do A7. Więc teraz pewnie przeszedłbym raczej z A7 do A6 niż do pucharu. Mam jednak nadzieję, że przejdę klasę wyżej :)

Na gorąco jak ocenisz swój występ w Karkonoskim? Trochę duża strata czasowa jak na Mistrza klasy z zeszłego sezonu

- No tak. Rajd Karkonoski to mój ulubiony rajd. Dwa razy udało nam się z Danielem go wygrać w klasie. Ale cóż. Po pierwsze chłopaki w R3 i Zbyszek Cieślar jeżdżą cały sezon, więc są rozjeżdżeni. Po drugie nasz Civic nie jest już tak konkurencyjny. Po trzecie jechaliśmy rzeczywiście troszkę wolniej, niż się spodziewaliśmy. Przerwa w startach robi swoje. Tak naprawdę, dobrym tempem pojechaliśmy tylko OS9. Doskonale wiem, że można było pojechać szybciej. Ale nie na tyle, aby dogonić R3. Więc, skoro mimo zwiększenia tempa, nie byłoby z tego żadnych korzyści, nie było sensu przyspieszać. To efekt uboczny ubogiej listy startowej. Z autem nic się nie działo. A szkoda byłoby je uszkodzić, zwłaszcza, że w planach mamy jego sprzedaż, a o tytuł w tym roku nie walczymy. Tym razem chłodna kalkulacja wzięła górę nad emocjami. Na szczęście wiemy, że gdy stawka jest wysoka, potrafimy pojechać pełnym ogniem.

Na Twoich rajdówkach pojawiał się Kronopol, później Milwaukee ostatnio Kumho. Czy to firmy, które Ciebie bezpośrednio sponsorują czy też masz z nimi powiązania biznesowe?

- Milwaukee to nasz prawdziwy Sponsor, przez duże S. Jest z nami już pięć lat. Niestety nie ma na tyle dużych środków, aby zasponsorować nam pełen cykl RSMP, ale jesteśmy bardzo wdzięczni Milwaukee – producentowi jednych z najlepszych na świecie elektronarzędzi – za wsparcie. Kumho to reklama mojej firmy – DIFF. Jesteśmy wyłącznym importerem opon rajdowych Kumho Motorsport oraz olei i dodatków do paliw Millers Oils. No i jest jeszcze rodzinna firma - www.majcher.pl .

Ostatnio widywałem Cię na rajdach jak sprzedawałeś młodszym zawodnikom właśnie opony Kumho. Jaki to jest produkt w porównaniu do starego Michelina, BFGoodricha czy Pirelli? Jako kierowca możesz powiedzieć jak się te opony zachowują – czy niższa cena nie idzie czasami w parze z niższą jakością?

- Ciężko jest mi się na ten temat obiektywnie wypowiadać. Jeżdżę na tych oponach i jestem bardzo zadowolony. Zresztą Niall McShea wygrał na nich Rajd Irlandii w grupie N – zajął 10 miejsce w generalce w rundzie Mistrzostw Świata. To mówi samo za siebie. Uważam, że jeśli jest różnica pomiędzy Kumho, a choćby Michelinem czy BFGoodrich, to jest ona tak nikła, że skoro można na Kumho wygrywać rajdy WRC, to tym bardziej można to zrobić w RSMP. Niestety, pojawia się tu problem, o którym rozmawialiśmy wcześniej - "jak Pan Kowalski nie ma BF Goodrich, to nie jedzie". Wyjątkiem jest tu Marcin Bełtowski, który mimo, że nie wygrywa rajdów, to ma bardzo zdrowe podejście do rajdów, duże możliwości oraz bogaty program testowy. Wybrał Kumho. Ja cieszę się, że mimo, iż Kumho ma i tak konkurencyjne ceny, to udało nam się uruchomić program Kumho Good Deal. Polega on na tym, że w zamian za naklejkę Kumho na rajdówce, zawodnicy otrzymują specjalne ceny na nasze opony.

Wspomniałeś na Badaniach Kontrolnych przed Rajdem Karkonoskim, że zaczynasz współpracę z firmą Millers Oils. Co to za firma, jak wygląda jej wachlarz produktów i skąd pomysł akurat na tak nasyconym rynku jak rynek olejarski?

- Tak, od marca jesteśmy wyłącznym dystrybutorem Millers Oils w Polsce. Pomysł urodził się dość niespodziewanie. Na Rajdzie Polski 2007 poznałem Barry'ego Clarka z teamu Ford Stobart, który jest mechanikiem w M-Sporcie przygotowującym fabryczne Focusy WRC. Startował u nas pucharową Fiestą. Zauważył u nas opony Kumho – Barry zdobył na nich tytuł Mistrza Wielkiej Brytanii w grupie N Subaru Imprezą N10. Wtedy powiedziałem mu, że moja firma jest ich importerem do Polski i spytałem, czy nie zna innej firmy z branży, która zainteresowana byłaby handlem w Polsce. Padła obca nazwa: Millers Oils. Okazało się, że firma ma 120 lat tradycji, a w ofercie oleje silnikowe i przekładniowe do samochodów seryjnych, rajdowych i wyścigowych oraz znakomite dodatki do paliw, i płyny hamulcowe. Nieoficjalnie dowiedziałem się także, że nie wszystkie zespoły WRC używają tych produktów, których logo mają na samochodach.

Jak to się stało, że Ty jako kierowca rajdowy stałeś się choćby w minimalnym stopniu, ale jednak sponsorem Mariusza Małyszczyckiego na Rajdzie Karkonoskim?

- Mariusz dowiedział się za granicą, że Millers Oils to najwyższa półka produktów, i postanowił zastosować je w swoim samochodzie. I stosuje. Oleje: CFS 10W60 oraz CRX LS 75W90BM, a także płyn hamulcowy. To najlepsza reklama. Sprzedajemy produkt, który jest najlepszym możliwym olejem do samochodu WRC czy S2000. Prosto z butelki, kupionego w Świdnicy. To dla nas zaszczyt.

Nie czujesz jeszcze potrzeby odejścia na rajdową emeryturę? Nie jesteś jeszcze tym wszystkim zmęczony? Tą ciągłą pogonią za pieniędzmi potrzebnymi na starty?

- Nie! Mam 29 lat, w rajdach to już 9-ty sezon, ale czuję jedynie potrzebę zdobycia budżetu na to, aby pokazać, że jesteśmy coś warci. I wiem, że taki moment nadejdzie. Nie ważne, czy będą to pieniądze moje czy sponsora. Te, które będą szybciej, zostaną na to przeznaczone. Mam nadzieję, że nie skończy się tylko na moich wypowiedziach.

Te lata poświęceń motorsportowi nie odbijały się jakoś negatywnie na Twoim życiu osobistym?

- Nie wyobrażam sobie życia bez motorsportu, więc moje życie osobiste jest zintegrowane z tym rajdowym. Po prostu, jedni lubią wędkarstwo i nie ma ich często domu, a mnie nie ma, bo jestem na rajdzie. Poza tym rodzina, dziewczyna, znajomi mocno mnie dopingują.

Jakie jest Twoje największe marzenie takie rajdowe i poza rajdowe?

- Jedno jest powiązane z drugim. Oczywiście poza najważniejszym – zdrowiem, chciałbym, aby firma działała na tyle prężnie, abym mógł startować w RSMP autem S2000 w barwach Millers Oils i Kumho. Poczekam na to choćby kilka lat. A jak nie, to kupię starą tylnonapędową Sierrę Cosworth i będą piękne boki!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×