Męska rzecz. O Gosi, która chciała być aktorką, ale wybrała konie mechaniczne
Gosia Rdest jest jedną z nielicznych Polek w wyścigach samochodowych. Wygląda bardziej na licealistkę niż kogoś, kto z ogromnymi prędkościami ściga się na torach z dorosłymi mężczyznami jak równy z równym. A często nawet z nimi wygrywa.
Gokarty były bardzo ekscytującym hobby w życiu nastoletniej Gosi, ale jednym z wielu. Jej wielką pasją było aktorstwo i starała się wszystko łączyć, razem oczywiście ze szkołą, ale w którymś momencie zrozumiała, że dłużej nie da tak rady. - Były takie zawody w Radomiu, kiedy miałam tego samego dnia przesłuchanie do konkursu recytatorskiego w Warszawie. Tata mnie przetransportował, z Warszawy do Radomia i zaliczyłam obie rzeczy, ale to było bardzo trudne i męczące. Te zawody to były moje pierwsze mistrzostwa Polski i od razu wbiłam się na podium. Miałam prawie 17 lat i podjęłam decyzję, że od teraz już tylko ściganie - opowiada zawodniczka. Oczywiście wtedy jej największym marzeniem był udział w Formule 1. - Dla każdego młodego to jest szczyt szczytów. Nie jest jeszcze spaczony przez życie i przez rzeczywistość. Ale to nie jest tak, że sobie wymarzymy i hop, za cztery lata będziemy w Formule 1. To się udaje tylko bardzo nielicznym. I nie jest to tylko kwestia talentu, ale również koneksji czy wsparcia finansowego. To chyba nawet jest ważniejsze niż talent w tym środowisku - mówi Gosia z lekkim rozgoryczeniem.
Formuła 1
Ona sama dwa lata temu zrozumiała, że raczej nie zdoła dotrzeć na ten wymarzony szczyt szczytów. - Ścigałam się wtedy w Mistrzostwach Wielkiej Brytanii F4. Większość zawodników spędzała cały czas na testach na kolejnych torach albo na symulatorach. A ja przyjeżdżałam tylko na zawody, jeden trening, "czasówka" i już wyścig. To był ten moment, że moje marzenia zostały zweryfikowane. Zrozumiałam, że mój budżet jest całkowicie niewystarczający na ich realizację. Czasem przez kilka lat trzeba tylko wydawać pieniądze, a zawodnik walczy na tym trudnym rynku wyścigowym o przetrwanie. Musi się pokazywać i być coraz lepszym, a może kiedyś się uda. Okrojone możliwości finansowe oznaczają okrojone możliwości treningów, co przekłada się na gorsze wyniki na torze i trudno się wtedy pokazać. I w 2013 wystartowałam pierwszy raz w samochodach. Pojechałam gościnnie wyścig w Pucharze Volkswagen Castrol Cup na Red Bull Ringu jako kierowca VIP, gość. Wykręciłam piąty czas, mając po raz pierwszy w życiu styczność z tym autem. Po Formule 4 to była duża ulga, tam walczyłam o każdą sekundę, a tu bez wysiłku byłam w czubie. I wtedy zdecydowałam się na start w Pucharze Volkswagen Golf Cup, bo taką propozycję dostałam od firmy Castrol. Akurat wdrażali nową politykę marketingową i ich hasłem było "pushing the boundaries" (przekraczamy granice). Jako jedna z nielicznych kobiet w wyścigach idealnie im się wpasowałam - uśmiecha się Gosia.