Wielkie emocje na Spa - po wyścigu o GP Belgii

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Niedzielny wyścig o GP Belgii na torze Spa-Francorchamps był prawdopodobnie najciekawszym wydarzeniem sezonu 2009. Niespodzianki przyniosły już kwalifikacje, a później było jeszcze ciekawiej. Wygrał, po raz 18 w karierze i pierwszy w tym roku, Kimi Raikkonen.

W tym artykule dowiesz się o:

Dominacja słabeuszy

Dotychczas sezon przebiegał pod dyktando Brawn GP i Red Bull Racing. Przed wyścigiem o GP Belgii kierowcy tych dwóch ekip zdobyli 224,5 punkty, reszta stawki - 185. Na Spa było jednak inaczej. Już kwalifikacje pokazały, że wyniki mogą być zaskakujące, a wyścig zakończył się wynikiem 31:8 dla „reszty świata”.

W czasówce najwyżej z wielkiej czwórki był Rubens Barrichello, który wywalczył czwartą pozycję. Sebastian Vettel był ósmy, Mark Webber - dziewiąty, a Jason Button, po raz pierwszy w tym sezonie, nie awansował nawet do Q3. Pole position wywalczył Giancarlo Fisichella, 36-letni włoski weteran, który ostatni raz najlepszy w kwalifikacjach był trzy lata temu w Malezji, jeszcze w barwach Renault.

kW wyścigu ierowcy Force India nie udało się jednak utrzymać pierwszej pozycji, musiał uznać wyższość Kimi Raikkonena i KERS w bolidzie Ferrari. Na Spa system odzyskiwania energii kinetycznej zadziałał idealnie, Fin łatwo wyprzedził wszystkich rywali, a potem skutecznie bronił się przed atakami. Po wyścigu obaj kierowcy byli zgodni - to Włoch jechał szybciej, ale to Fin miał KERS.

To już drugi wyścig, gdy KERS daje zwycięstwo (wcześniej KERS pomógł wygrać Hamiltonowi na Hungaroring). Czy oznacza to, że wieści o śmierci tego urządzenia są przedwczesne? Wprawdzie Stowarzyszenie Zespołów Formuły Jeden (FOTA) ustaliło, że w przyszłym roku z KERS nie będzie korzystać, ale Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA) w opublikowanych regulaminach na kolejny sezon pozwala na jego użycie i w związku z tym zwiększyła nawet minimalną wagę bolidu.

Raikkonen, tradycyjnie już, stojąc na podium wyglądał, jakby było mu to obojętne, chociaż przyznał, że szampan za pierwsze miejsce smakuje inaczej. A najbardziej szczęśliwi byli członkowie Force India, zespołu, który w stawce pojawił się w ubiegłym roku i dotychczas nie miał punktów (dwukrotnie był blisko, ale Adrian Sutil nie dojeżdżał do mety), a największym sukcesem było 7 miejsce w kwalifikacjach i dwukrotnie 9 w wyścigach.

- Jestem tak bardzo dumny z tego wyścigu, który przejdzie do historii jako pierwsze punkty hinduskiego zespołu. To była fantastyczna sobota i wyśmienity wyścig, a podium i punkty do klasyfikacji mistrzostw są po prostu nieprawdopodobne. Pracowaliśmy bardzo ciężko, aby ten duży plan ulepszeń mógł być wykonany w fabryce. Giancarlo pojechał naprawdę niezwykły wyścig. Wszyscy możemy być dumni z naszych wysiłków - mówił na mecie Vijay Mallaya, szef i współwłaściciel zespołu.

Kubica najlepiej w sezonie

Powody do zadowolenia mogli mieć także polscy kibice. Robert Kubica pojechał najlepszy wyścig w sezonie i dojechał na 4 miejscu zdobywając więcej punktów, niż we wszystkich poprzednich wyścigach sezonu 2009.

Polak startował z piątej pozycji, ale po pierwszym zakręcie był już drugi wykorzystując walkę Jarno Trullego i Nicka Heidfelda (Rubens Barrichello miał problemy na starcie). Niestety już chwilę później Kubica musiał uznać wyższość Raikkonena, a w walce z nim dodatkowo nieznacznie uszkodził przednie skrzydło. Kierowca BMW Sauber nie chciał zjeżdżać do boksu na wymianę elementu, bo to kosztowałoby go spadek na koniec stawki, wolał do końca wyścigu zmagał się z niestabilnym bolidem. - To miało niestety wpływ na zachowanie samochodu - inaczej skręcał w prawo, a inaczej w lewo. Trudno było przewidzieć jego reakcje - wyjaśnił na łamach Rzeczpospolitej.

Kubica jechał trzeci a z walki odpadali kolejni rywale - Timo Glock nie utrzymał tempa, Fernando Alonso kolejny raz miał problemy z kołem, a tym razem zespół nie chciał ryzykować jego odpadnięcia i poprosił Hiszpana o zjazd do garażu. Gdy za krakowianinem pojawił się Vettel, zrobiło się groźnie, bowiem bolid Red Bulla był w niedzielę bardzo szybki, a Niemiec kręcił kółka szybciej niż Polak. Obawy niestety okazały się uzasadnione. Mający problemy z mocą silnika i zjeżdżający kilka okrążeń wcześniej na drugie tankowanie Kubica stracił miejsce na podium po drugim pit stopie Niemca. Na koniec Kubica musiał walczyć jeszcze z szybko doganiającym go Nickiem Heidfeldem. Niemiec tak bardzo się spieszył, by dogonić kolegę z zespołu, że wykręcił rekord okrążenia, który jednak kilka kółek później poprawił Vettel.

- Bez wątpienia dobrze jest znowu walczyć o podium. Ten rezultat oznacza sporą ilość punktów dla zespołu. Niestety nie mieliśmy okazji, aby osiągnąć coś więcej. Nasz wynik dowodzi, że jesteśmy dość konkurencyjni na torach z mniejszym dociskiem, co jest pozytywnym sygnałem przed Monza - powiedział po wyścigu Kubica, który w klasyfikacji generalnej kierowców zajmuje 15 miejsce.

Wreszcie wielkie emocje

Wyścig w Belgii był wreszcie tym, czego oczekują kibice, czyli wspaniałym spektaklem. Już kwalifikacje były niezwykle emocjonujące - między pierwszym i dziewiątym kierowcą było tylko 0,48 sek. różnicy. Ale to był tylko początek.

Start, jak zazwyczaj w Belgii, nie obył się bez kolizji. Chcący jak najszybciej odzyskać pozycje Button uwikłał się w walkę z Romainem Grosjeanem, co dla obu skończyło się kraksą. W tej samej chwili walka Lewisa Hamiltona i Jaime Alguersuariego również zakończyła się na bandzie. Wyjechał samochód bezpieczeństwa, który tylko na kilka minut zawiesił walkę.

Po wznowieniu było jeszcze ciekawiej. Wprawdzie Raikkonen bez większych problemów wyprzedzi Fisichellę, ale przez resztę wyścigu był naciskany przez Włocha, a jego przewaga w żadnej chwili nie była większa niż 2 sek., a to oznaczało, że najmniejszy błąd mógł kosztować utratę zwycięstwa. Pikanterii rywalizacji kierowców dodał fakt, że mieli identyczną strategię postojów i na tankowania zjeżdżali dokładnie w tych samych momentach. Żadna ekipa w parkingu nie popełniła jednak błędów i zmiany pozycji nie było.

Ciekawie było także z tyły stawki. Skuteczną walkę o pozycje zaprezentował także Adrian Sutil, który jednak po wyścigu nie miał wesołej miny, bowiem przymusowy zjazd po nowe skrzydło, uszkodzone na pierwszych zakrętach, przekreślił szansę na punkty. Kilka miejsc w walce zdobył także Rubens Barrichello, który na starcie spadł na ostatnie miejsce, a do mety dojechał na siódmej pozycji. Brazylijczyk najwyraźniej chce wykorzystać kryzys formy Buttona i powalczyć o swój pierwszy tytuł mistrzowski.

A to zapowiada jeszcze bardziej emocjonującą końcówkę sezonu.

Źródło artykułu: