W Lidze Europy szykuje się wyjątkowy król strzelców

Dla obrońców każda bramka to z reguły wyjątkowy powód do świętowania. Wszak z reguły nie zdobywają ich zbyt wiele. James Tavernier w bieżącym sezonie LE takich okazji miał jednak wyjątkowo sporo, a za chwilę może cieszyć się z tytułu króla strzelców.

Bartłomiej Bukowski
Bartłomiej Bukowski
James Tavernier Getty Images / Craig Williamson/SNS Group / Na zdjęciu: James Tavernier
7 bramek - to dorobek, jakim w tegorocznej edycji Ligi Europy nie może pochwalić się żaden napastnik, ani nawet skrzydłowy czy pomocnik. Jako jedyny do tej granicy dobił James Tavernier, obrońca Rangers FC.

30-letni Anglik to najlepszy przykład, że nigdy nie należy porzucać marzeń. Tavernier, choć jest wychowankiem Newcastle United, to w macierzystym klubie nigdy nie otrzymał prawdziwej szansy. Przez lata tułał się po wypożyczalniach w niższych angielskich ligach, aż wreszcie, w 2015 roku, za ćwierć miliona euro trafił do Rangers FC. W Szkocji odnalazł swoje miejsce na ziemi, a już w środowy wieczór, w roli kapitana, może poprowadzić swój klub do największego sukcesu od 50 lat.

Priorytet - czyste konto

Spektakularne wyczyny pod bramką rywali to dla Taverniera jednak nie pierwszyzna. Już w zeszłym sezonie udowodnił, że potrafi seryjnie pokonywać bramkarzy. Przed rokiem nie było bowiem skuteczniejszego piłkarza w całej szatni Rangersów, w tym - wyprzedza  go tylko Alfredo Morelos. On sam jednak podkreśla, że mimo możliwej nagrody dla najskuteczniejszego piłkarza rozgrywek, priorytetem pozostaje dla niego zachowanie czystego konta.

ZOBACZ WIDEO: Co dalej z Kubą Świerczokiem? Tajemnica nagłego zniknięcia reprezentanta Polski

- Oczywiście, jestem w świetnej pozycji by zdobyć koronę króla strzelców. Chciałbym zakończyć rozgrywki zdobywając trofeum i tytuł najskuteczniejszego zawodnika. Przede wszystkim celem jest jednak czyste konto - zapewnił na konferencji prasowej przed meczem z Eintrachtem.

W tym aspekcie jednak gra "The Gers" pozostawia sporo do życzenia. Na 14 spotkań w obecnej edycji LE, czyste konto zachowali jedynie 3-krotnie.

Uczcić pamięć

Środowy finał to dla Taverniera, podobnie zresztą jak i całej drużyny Rangersów, okazja nie  tylko na to, by podnieść trofeum. To także możliwość złożenia hołdu legendzie klubu, zmarłemu na początku maja Jimmy'emu Bellowi, który przez lata pełnił w nim rolę kitmana. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby był dumny - zapowiedział Tavernier.

- Kochałem Jimmy'ego w każdym aspekcie. Był jedną z pierwszych osób, którą spotkałem w klubie. Zwróciłem się do niego, czy mogę dostać numer "2", a on ochrzanił mnie, że w ogóle zapytałem - wspominał Tavernier. - Stworzyliśmy przez lata wyjątkową relację, więc naprawdę trudno to znieść - dodawał.

Bell bowiem, choć oficjalnie był jedynie kitmanem oraz kierowcą klubowego autokaru, tak naprawdę był dla piłkarzy kimś znacznie więcej. Powiernikiem i drugim ojcem. Zwłaszcza dla kapitana, któremu przed każdym meczem osobiście ubierał opaskę.

- Niektóre z tych drobnych szczegółów będą dziwne, gdy Jimmy'ego nie będzie. Są to małe rzeczy, które jednak były dla nas ważne. Z każdym zawodnikiem miał coś innego - wyznał piłkarz.

- Musimy jednak skupić się na grze i spróbować osiągnąć jak najlepszy wynik. To jest nasz cel. Właśnie tego by chciał - podkreślił Anglik.

Spełnić wolę zmarłego Tavernier i jego drużyna będzie mogła już w środę wieczór. Początek meczu Rangers FC - Eintracht Frankfurt zaplanowano na godzinę 21:00.

Bartłomiej Bukowski
WP SportoweFakty

Czytaj także:
2 tys. kibiców czekało w nocy na powrót piłkarzy Wisły Kraków
Zwrócił uwagę na gest Lewandowskiego. "Przemawia do mnie"

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×